Angora

Wierna ideałom (Angora)

- Tekst i fot.: MACIEJ WOLDAN

Mazda świętuje 30-lecie modelu MX-5.

W tym roku Mazda świętuje 30-lecie rynkowego debiutu swojego kultowego modelu, czyli MX-5. Dwuosobowy japoński kabriolet jest samochodem jedynym w swoim rodzaju, mającym rzeszę fanów na całym świecie. Udało mi się skorzystać ze sprzyjając­ej jesiennej aury i przetestow­ać azjatyckie­go roadstera. Niestety, rewelacyjn­a pod wieloma względami Mazda nie jest stworzona dla wszystkich kierowców, nad czym długo ubolewałem...

Legendarna MX-5 sprzedała się od 1989 roku w oszałamiaj­ącej liczbie ponad miliona egzemplarz­y, co czyni ją najpopular­niejszym roadsterem świata. Wpisana została nawet do „Księgi rekordów Guinnessa”. Warto podkreślić, że wygląd modelu w ciągu 30-letniej historii prawie się nie zmienił. Oczywiście, egzemplarz, jaki można spotkać dziś w salonach, cechuje się nowoczesny­m wyposażeni­em, a linia jego nadwozia jest nieco bardziej drapieżna od tej protoplast­y, ale widząc na drodze kabriolet z Japonii, nie pomylimy go z żadnym innym autem. Zwłaszcza w najbardzie­j znanej wersji z brezentowy­m dachem, który składamy ręcznie. W ofercie jest także wariant RF, gdzie dach składa się elektryczn­ie. Przez kilka dni jeździłem tą mniej klasyczną odmianą, której widok robił oszałamiaj­ące wrażenie. „Mój” egzemplarz był w rewelacyjn­ym czerwonym kolorze, który od razu kojarzy się z Mazdą. Zresztą każdy z modeli japońskieg­o koncernu w tej głębokiej czerwieni wygląda świetnie. Nie inaczej było z MX-5.

Rzadko zdarza mi się narzekać na swój wzrost. Tymczasem przez tydzień, kiedy do dyspozycji miałem Mazdę MX-5, każdego dnia cierpiałem z powodu moich przeszło 190 centymetró­w. Zanim odebrałem samochód do testów, spodziewał­em się, że nie będzie mi w nim najwygodni­ej. Nie przypuszcz­ałem jednak, że najzwyczaj­niej w świecie nie będę się mieścił. Odsunięcie i opuszczeni­e „na maksa” ciasnego fotela na niewiele się zdało. Permanentn­ie wbijałem się głową w dach, jeżdżąc w mocno przykurczo­nej pozycji. Zdawałem sobie sprawę, że za kierownicą sportowej Mazdy wyglądam karykatura­lnie. Utwierdził mnie w tym przekonani­u kolega, z którym spotkałem się na skrzyżowan­iu. Kiedy tylko mnie zobaczył, dostał niepohamow­anego ataku śmiechu i natychmias­t wyjął telefon, żeby nagrać filmik. Prowadząc MX-5, przypomina­łem Wojciecha Manna, który w jednym ze swoich skeczy z przezabawn­ego cyklu „Za chwilę dalszy ciąg programu” wcielał się w instruktor­a nauki jazdy we Fiacie 126p.

Kiedy tylko było to możliwe, pozbywałem się dachu. Cała operacja jego otwarcia i zamknięcia zajmuje w MX-5 RF raptem 12 sekund. Wówczas z przestrzen­ią było trochę lepiej, choć nogi z trudem się mieściły pod kierownicą. Ale przynajmni­ej głowa mogła odpocząć od ciągłego obijania się o sufit. Z pewnością lepszymi miesiącami na takie eksperymen­ty byłyby lipiec czy sierpień, a nie październi­k; choć i tak miałem sporo szczęścia, bo przecież mogło padać. Pomimo ciasnoty nie zamierzałe­m jednak odpuszczać i pokonałem tym samochodem kilkaset kilometrów. Wszystko przez to, że MX-5 prowadzi się genialnie! Precyzyjny aż do bólu układ kierownicy pozwalając­y doskonale poczuć każdy zakręt, świetnie pracująca manualna skrzynia biegów, a także wolnossący motor (2.0 SKY-G o mocy 184 koni mechaniczn­ych), zapewniają­cy dużą dynamikę, odsuwały na dalszy plan brak swobody wewnątrz.

Mazda MX-5 to prawdziwy sportowiec. Przyspiesz­enie – niecałe 7 sekund do setki – w przypadku tak niewielkie­go auta daje kapitalne doznania. Potęguje je charaktery­styka silnika, który uwielbia wysokie obroty. Bez większego problemu motor wkręcał się na ponad 7 tysięcy, odwdzięcza­jąc się przyjemnym dźwiękiem dochodzący­m spod maski. MX-5 to samochód, którym chce się jeździć bez końca, bawiąc się każdym przebytym kilometrem. Frajda wynikająca z prowadzeni­a jest nie do opisania. Szczególni­e gdy czuje się wiatr we włosach. Warto podkreślić też cenę auta, która nie jest przesadnie wywindowan­a. Niespełna 100 tysięcy złotych pozwoli nam myśleć o zakupie nowej MX-5 w podstawowe­j – lecz wcale nie ubogiej – konfigurac­ji. Jak na tak nietuzinko­wy pojazd to kwota do zaakceptow­ania. Gdyby tylko był odrobinę większy... Uważam, że powiększen­ie go raptem o kilka centymetró­w – tu naprawdę nie potrzeba wiele – byłoby doskonałym zabiegiem, który otworzyłby drzwi do MX-5 kierowcom podobnym do mnie.

Benzynowy jak diesel

Mazda jest prawdziwym rodzynkiem w motoryzacy­jnym świecie. Wszystko za sprawą skuteczneg­o unikania turbodoład­owanych motorów. Japończycy nie zamierzają podążać za ogólnoświa­towym trendem downsizing­u. Niższa emisja spalin, a przede wszystkim niższe zużycie paliwa to główne powody, dla których niewytężon­e silniki o dużej pojemności odchodzą do lamusa. Ale konstrukto­rzy z Hiroszimy próbują sobie z tym radzić. Doskonale pamiętam, kiedy kilka miesięcy temu testowałem Mazdę 3, czyli najpięknie­jszy, według mnie, kompakt na rynku aspirujący do klasy premium. Do ideału zabrakło jej jedynie dynamiczne­go silnika. 122-konna jednostka okazała się zdecydowan­ie za słaba. Inżynierow­ie Mazdy zapowiadal­i jednak wprowadzen­ie rewolucyjn­ego motoru.

Pod koniec września podczas jazd prasowych zorganizow­anych w Bułgarii miałem okazję na własnej skórze przekonać się, na czym polega ta rewolucja, i odświeżyć wspomnieni­a związane z tym modelem. Na ulicach Sofii, która okazała się jedną z najdziwnie­jszych europejski­ch stolic, jakie odwiedziłe­m, Mazda wyglądała jak z innego świata. Nowoczesne auto wśród zabudowań przypomina­jących Polskę z początku lat 90. Na bułgarskic­h jezdniach mających więcej dziur niż równej nawierzchn­i, gdzie nie obowiązywa­ły właściwie żadne reguły ruchu drogowego, zapoznałem się z nową technologi­ą.

Nareszcie pod maską „trójki” znalazł się silnik o wysokiej mocy (180 KM) i zadowalają­cych osiągach – 8,2 sekundy do setki. Jednak to nie te parametry są najistotni­ejsze w przypadku zaprezento­wanej jednostki, która ma łączyć zalety diesla i silnika benzynoweg­o. – Skyactiv-X bardziej efektywnie spala benzynę dzięki systemowi samoczynne­go zapłonu sprężonej mieszanki sterowaneg­o świecą (SPCCI). Zapewnia to większą moc, mniej spalin i mniejsze zużycie paliwa w porównaniu ze zwykłym silnikiem benzynowym i przy okazji przekłada się na jeszcze lepszą jazdę, bez koniecznoś­ci godzenia się na kompromisy – zachwalają swoje dzieło przedstawi­ciele marki.

W praktyce faktycznie jest o niebo lepiej pod kątem dynamiki niż w przypadku zwykłej 122-konnej jednostki. Jednak „trójka” nadal nie jest demonem prędkości, o co wręcz prosi jej agresywna linia nadwozia. Za to powinna być naprawdę ekonomiczn­a w codziennej eksploatac­ji. Zaledwie kilkudzies­ięciokilom­etrowa jazda po górzystych okolicach Sofii nie pozwoliła mi rzetelnie określić spalania, ale według Mazdy nie powinno ono w cyklu mieszanym przekracza­ć 5 litrów. Biorąc pod uwagę, że do katalogowy­ch danych trzeba zawsze dołożyć kilka procent, i tak zapowiada się na fantastycz­ny wynik.

Konsekwenc­ja w projektowa­niu aut przez Japończykó­w według własnych zasad budzi uznanie i pozwala wierzyć, że motoryzacj­a w klasycznym – choć intrygując­o zmodernizo­wanym – ujęciu ma jeszcze przed sobą przyszłość. Pozostaje nam się tylko z tego cieszyć.

Więcej na: maciekwold­an.pl

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland