Szukamy ciągu dalszego – Radio mnie wciągnęło na całego
Znany przed laty z Rozgłośni Harcerskiej i z Trójki Paweł Sito nigdy nie przestał funkcjonować w mediach
Paweł Sito nigdy nie przestał funkcjonować w mediach.
Stwierdziłem, że jeśli zajmę się muzyką młodzieżową i radiem, to nikt mi nie zarzuci, że tatuś załatwił.
Fanem Wolnej Europy był od zawsze, co było dobrą inwestycją, bo w pierwszej połowie lat 90. dostał – na 3 lata – pracę reportera politycznego w warszawskim oddziale tego radia. Wyłapywał też inne polskojęzyczne radiostacje – BBC, Głos Ameryki, RFI, Deutsche Welle. Nie słuchał Radia Watykan, choć wychowywany był w wierzącej rodzinie. – Za to mój debiut prasowy miał miejsce w periodyku „Królowa Apostołów”, co dziś dla mnie – pełnego obrzydzenia wobec polskiego katolicyzmu – brzmi jak jakaś farsa. Choć odczucie dziwactwa, przyznam, miałem już wtedy. Gdy dzwoniło się do redakcji, można było trafić na znanych dziś doskonale redaktorów Jacka Moskwę czy Tomasza Wołka. Trudno mi było o należną Najświętszej Panience powagę, gdy któryś z nich, podnosząc słuchawkę, wypowiadał swoim radiowym ( w przyszłości) męskim głosem: – Królowa Apostołów, słucham?
Zdaje maturę i prowadzi „Listę Przebojów Rozgłośni Harcerskiej”, która była wtedy emitowana w Programie IV Polskiego Radia. – Doszedłem wówczas do wniosku, że zwykły pop to nie moja bajka. Szedłem raczej w kierunku innej muzyki – nowej fali, punka, reggae. Rozpoczyna studia na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Socjologii. W trakcie studiów zmienia kierunek. Na dziennikarstwo. – Miałem do wyrównania kilkanaście różnic programowych, jakoś jednak mi się udało. Rozpoczynałem pisanie różnych bardzo ciekawych, w założeniach, prac magisterskich. Niestety, nie dobrnąłem do końca, zabrakło konsekwencji. Radio wciągnęło mnie na całego.
11 listopada 1998 roku powstaje Radiostacja. Paweł zostaje jej szefem. – Wystartowaliśmy na 80-lecie niepodległej Polski. Prezentowaliśmy nie tylko muzykę, ale także publicystykę. Było mnóstwo kontaktów ze słuchaczami. To był czas początków internetu. I początek karier wielu osób. Przez 3 lata zatrudniałem z 200 osób. Dziś bardzo znanych DJ-ów, dziennikarzy w różnych mediach. Po dwóch latach radio przejął koncern Eurozet. Udawali, że chcą kontynuować ten profil stacji, a kiedy dostali już częstotliwość, to mnie wyrzucili. Został wtedy na 3 lata szefem rozrywki w „Przekroju”, biorąc do pracy m.in. Stefanię Grodzieńską, Bohdana Butenkę oraz Marka Raczkowskiego. Rok 2004. To on, nie Marcin Meller, miał być redaktorem naczelnym „Playboya”. – Praktycznie wygrałem konkurs, ale przez zbytnie zadbanie o tzw. kuraż, za pomocą darmowego alkoholu w biznes class, poległem, gdy na spotkanie z magnatem prasowym starałem się zejść na niemiecką ziemię z samolotu LOT-u nawalony jak... messerschmitt, jak wiadomo, zawsze gotów, by wywinąć beczkę albo i dwie. Teraz, faktycznie, mam z tego, po 16 latach, niezłą bekę, ale wówczas nie było mi do śmiechu i bardzo dużo musiało się w moim życiu zmienić.
Zaczął współtworzyć kanał telewizyjny Kino Polska. Stała przed nim kariera kustosza polskiej sztuki filmowej, jednak przez młodzieńczą duszę nie dane jej było się spełnić. – Było miło, ale krótko. Niebawem zostałem podkupiony przez rodzącą się Telewizję 4fun.tv. Byłem tam dyrektorem programowym i producentem. I to już była i telewizja, i muzyka, i konkretna jazda. To bardziej mi pasowało. Taki internet w telewizji.
Tam przepracował trzy lata. Wrócił do Polskiego Radia. Został dyrektorem i redaktorem naczelnym Radia Bis. – I to był największy błąd zawodowy w moim życiu. Bo przyjąłem stanowisko po osobie, która została w strukturach radia. Dodawać więcej nie trzeba. Był to okres, kiedy zmarł Jan Paweł II i wydaje mi się, że udało nam się zrobić ciekawe audycje, wyciszyć ludzi, zwracając uwagę na pewne wartości.
Usunięto go z Polskiego Radia metodą niezmienną w tej instytucji od czasów towarzysza Stalina, czyli „listowną”. Siedem bodaj listów z donosami wystarczyło, by podniesienie trzykrotne słuchalności w ciągu kilku miesięcy przestało być nagle tematem rozmów, nie mówiąc już o gratulacjach. – Wtedy wyciągnął do mnie rękę Jacek Kruczkowski, ówczesny szef TVP w Opolu. I tam pracowałem cały sezon. Przygotowywałem program „O!”. Nigdy nie zapomnę Jackowi tak pięknej wobec mnie postawy. Po latach stresów związanych z prowadzeniem redakcji miał już takiej pracy dosyć, więc poszedł w nieco inną stronę. Do Fundacji Nowe Media. – To była ważna misja. Chodziło o uzdrowienie polskiego dziennikarstwa. Cztery lata temu otrzymał propozycję objęcia stanowiska redaktora naczelnego Trójki. – Taką ofertę złożyła mi pani prezes Polskiego Radia Barbara Stanisławczyk. Okazało się to zawracaniem głowy. Żałuję i nie żałuję. Bo byłoby to w jakimś stopniu spełnienie moich marzeń. Ale warunki polityczne, w jakich przyszło pełnić tę funkcję moim kolegom, którzy zagrzewali ten fotel w ostatnich latach, nie pozwalały na swobodną robotę i osiągnięcie sukcesu. Jedna z tych osób przypłaciła wręcz tę „przyjemność” zdrowiem. A ja cenię je bardzo. Dużo pływam, chodzę na siłownię. Promuje mądre żywienie. Przygotowuje się do pisania podręcznika o wegetarianizmie. A skończył pisać swoją pierwszą książkę „Być jak Krzysztof Piątek”. Tak, o tym piłkarzu. Także o futbolu w ogóle, choć dotąd piłką nożną zbytnio się nie interesował.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.