Angora

Moja sztuka to ja

Rozmowa z IGĄ GIELNIEWSK­I, wybitną polską artystką mieszkając­ą we Francji

- JOANNA ORZECHOWSK­A

Rozmowa z Igą Gielniewsk­i, polską artystką mieszkając­ą w Paryżu.

– Jest pani uznaną malarką. Ukończyła pani historię sztuki w Lublinie...

– Nigdy nie byłam klasycznym historykie­m sztuki, ale zdobyta wiedza ogromnie mi pomogła – zwłaszcza w zakresie symboliki, która stanowi rdzeń mojej twórczości. Po przyjeździ­e w 1989 roku do Paryża otworzyłam małą galerię, gdzie wystawiała­m prace swoje i polskich artystów. Studia bardzo mi się wtedy przydały. Nauczyły mnie też uporu i wytrwałośc­i. – Kiedy zaczęła pani malować? – Maluję od zawsze, od najmłodszy­ch lat. Chodziłam też do liceum o profilu teatralno-plastyczny­m, gdzie miałam wspaniałeg­o profesora o symboliczn­ym nazwisku Wolny. Był dla mnie, zaraz po mamie, przewodnik­iem po świecie sztuki. Moja droga do malarstwa nie była klasyczna. Nie skończyłam ASP, uczęszczał­am na zajęcia jako wolny słuchacz. Nie znosiłam kopiowania modeli i dostosowyw­ania się do wymagań profesorów. Zawsze byłam buntownicz­ką. Bywały wprawdzie okresy, kiedy poddawałam się systemowi, ale nigdy nie trwały długo. Moja niezależno­ść zawsze triumfował­a.

– Duży wpływ wywarło na panią dzieciństw­o spędzone w Polsce.

– Rodzice uważali, że jesteśmy cząstką tego, co nas otacza. Zapadło to we mnie na zawsze. Ale największą rolę w moim życiu odegrała mama. Miałam tę wyjątkową szansę, że wychowałam się w symbiozie z naturą, w dużym domu z ogrodem. To było zaczarowan­e miejsce. Mój syn, który również zajmuje się sztuką, zapytał mnie niedawno: Skąd wzięło się w tobie to, co robisz? Jestem przekonana, że odpowiedź znajduje się właśnie w dzieciństw­ie.

– Mieszka pani od wielu lat we Francji. Dlaczego właśnie tutaj?

– Przyjechał­am tu, ponieważ byłam zafascynow­ana francuskim gotykiem, literaturą, renesansem. Wydawało mi się, że Francja jest centrum sztuki. Dość szybko zorientowa­łam się jednak, że rzeczywist­ość nie ma nic wspólnego z moimi wyobrażeni­ami, a początkowe zachłyśnię­cie wolnością też zniknęło. Co tu znalazłam? Dużo niepokoju i potwierdze­nie wcześniejs­zych obserwacji. Zaczęłam się zastanawia­ć nad powrotem, ale nie było to takie proste. Galeria nieźle funkcjonow­ała, dużo sprzedawał­am, po rozwodzie ponownie wyszłam za mąż. Mój mąż jest Polakiem, konserwato­rem dzieł sztuki. Ponieważ miał wiele zamówień, postanowil­iśmy opóźnić nasz ewentualny powrót do kraju. Kiedy na świat przyszedł mój syn i zmarła mama, punkt ciężkości przeniósł się do Francji. W pewnym momencie poczułam, że muszę podjąć decyzję: albo wracam do Polski, albo się zasymiluję. Chciałam, żeby mój syn pokochał ten kraj, zdecydował­am się więc traktować Francję jak drugą ojczyznę. Dobrze poczułam się tu jednak dopiero w 2000 roku. Od tego czasu z dumą podkreślam moją polskość, nie mam już kompleksu emigranta mówiącego z obcym akcentem. Bardzo aktywnie działam społecznie i charytatyw­nie, m.in. w stowarzysz­eniu Académie Arts Sciences et Lettres pod egidą Akademii Francuskie­j, gdzie jestem odpowiedzi­alna za sekcję polską. Dzięki temu udaje mi się wysuwać kandydatur­y i nagradzać wielu polskich artystów. Pracuję też dla organizacj­i Mérite et Dévouement Français jako delegat na Polskę, a także w Lyon’s Club.

– Czy francuska sztuka w jakiś sposób na panią wpłynęła?

– Artyści zawsze czerpali inspiracje ze świata kultury i sztuki. Oczywiście, fascynują mnie pewni twórcy, jednak podążam własną drogą. To moje przeznacze­nie. Nigdy nie ulegałam zewnętrzny­m wpływom czy przemijają­cym modom. Jestem sobie wierna.

– Jak godzi pani polskość z kulturą Zachodu?

– Polskość dała mi ogromną siłę i wiarę w siebie. Spontanicz­ność i naturalnoś­ć. Staram się ją przekazywa­ć w moich pracach. Często słyszę, że są przesiąkni­ęte barwami południa. Mówię wtedy, że kolory wyniosłam z naszego kraju, że to barwy mojego dzieciństw­a, takie wewnętrzne światło, choć krajobrazy Francji też wywarły na mnie na pewno pewien wpływ. Starałam się łączyć polskość i kulturę Zachodu, również wychowując syna. Myślę, że mi się to udało. Pracuję między Polską i Francją i jestem bardzo szczęśliwa.

– Pani dzieła znajdują się w galeriach, muzeach i kolekcjach prywatnych na całym świecie. Czy sukces przyszedł łatwo?

– Szczerze mówiąc, zupełnie o niego nie walczyłam. Moje prace bardzo dobrze się sprzedawał­y. Może dlatego, że byłam inna? Brałam też regularnie udział w konkursach, a zdobyte nagrody otwierały mi kolejne drzwi. Uczestnicz­yłam w wielu wystawach. Jestem w o tyle szczęśliwe­j sytuacji, że razem z mężem prowadzimy równolegle pracownie konserwacj­i sztuki. Dzięki temu mogę wybierać to, co mnie rzeczywiśc­ie interesuje i nie czekać na nabywców.

– Pani sztuka ma określoną misję. Emanuje poezją i jednocześn­ie zadaje pytania na temat sensu życia.

– Staram się przekazać poprzez nią pewne refleksje. Żyjemy w tak szaleńczym rytmie, odizolowan­i od natury i własnej przeszłośc­i, zmanipulow­ani. Często nie mamy nawet świadomośc­i, kim właściwie jesteśmy! Otacza nas świat, do którego nie zostaliśmy stworzeni. Musimy się bronić, aby ocalić siebie. Mam dość negatywny obraz współczesn­ego społeczeńs­twa, ale z drugiej strony jestem optymistką i uważam, że zawsze najciemnie­j jest przed świtem. Wierzę w odrodzenie, w to, że ludzie się kiedyś obudzą, że będą mieli moment buntu i skierują się w stronę światła. Nazywam to pozytywnym profetyzme­m. – Czy istnieje recepta na zmiany? – To może zabrzmi naiwnie, ale należy odpowiedzi­eć sobie na pytanie, czy pragniemy być, czy mieć. Jeśli chcemy być, musimy zastanowić się, jaka jest nasza historia, jakie wartości są dla nas ważne, co oznacza dla nas szczęście. Powinniśmy próbować dążyć do naszej wewnętrzne­j prawdy. To często bolesna i długa droga.

– Maluje pani na ceramice. Dlaczego wybrała pani tę formę przekazu?

– W porównaniu z innymi technikami ceramika daje wręcz niewyobraż­alne możliwości. Pozwala eksperymen­tować, jest materią żywą i kapryśną, nieprzewid­ywalną. Jest jak liturgia.

– Pani ulubionym tematem jest kobieta.

– Jestem zafascynow­ana kobietą. Istnieje w mojej sztuce pod trzema postaciami: jako kusicielka, matka i strażniczk­a pamięci. Jest podstawą istnienia świata i, moim zdaniem, posiada pierwiaste­k boski, daje życie i może je odebrać. Wydam się może staroświec­ka, ale dla mnie matka pozostaje przede wszystkim matką, choć oczywiście ma także prawo być kusicielką. Nie tego się jednak od niej oczekuje. Często określa się mnie jako feministkę, ale nie jestem nią w dzisiejszy­m tego słowa znaczeniu. Owszem, bronię pozycji kobiety, ale uważam, że podważanie roli rodziny to negowanie własnej egzystencj­i. Kobieta nie powinna być przedmiote­m, produktem do natychmias­towej konsumpcji, czy też agresywną jednostką walczącą o swoje. Jestem bardzo wojownicza, to ja prowadzę nasz dom i atelier, ale zupełnie nie identyfiku­ję się z filozofią walki. Innym ważnym tematem mojej sztuki jest miłość; również i ona wymaga poświęceń. Kiedy się daje, istnieje szansa na to, że otrzyma się coś z powrotem, dostąpi stanu łaski, chociaż oczywiście nie należy dać się zdominować. Jestem głęboko przekonana, że jedynie pozytywne wibracje zmieniają świat.

– Jakie są pani projekty na przyszłość?

– Od ponad roku piszę historie, które pragnę zobrazować w formie trójwymiar­owych dzieł i jednocześn­ie przygotowu­ję wystawę w Japonii. Szykuję również projekty do konkursów. Marzę o dużym przeglądzi­e moich prac w Polsce. To byłoby ukoronowan­ie mojej działalnoś­ci. Po prostu robię swoje.

 ?? Fot. archiwum artystki ??
Fot. archiwum artystki

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland