Tygrysy wiezione do Rosji na śmierć – uratowane!
Były wycieńczone, poupychane w ciasne klatki. Mowa o dziesięciu tygrysach, które jechały z Włoch i utknęły na polsko-białoruskiej granicy. Transport dzikich zwierząt został przepuszczony przez polskie służby graniczne. Przewożący tygrysy mężczyźni przedstawili dokumenty wymagane w Unii Europejskiej przy przewożeniu zwierząt objętych ochroną na mocy konwencji waszyngtońskiej. Białoruskie służby graniczne odmówiły im wjazdu do swojego kraju, ponieważ brakowało urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne, a dodatkowo kierowcy nie mieli aktualnych wiz. Ciężarówka z tygrysami została cofnięta, umieszczona na terminalu w Koroszczynie, gdzie jeden z tygrysów zdechł. Dwa osobniki dowiezione do Poznania od razu załadowano na osobną ciężarówkę i zawieziono do zoo w Człuchowie (Pomorskie). Dramatyczną walkę o życie pozostałych podjęło jedynie poznańskie zoo.
– Mam poczucie bezsilności i gniewu – powiedziała Ewa Zgrabczyńska, dyrektor zoo w Poznaniu. – Nikt nie podjął decyzji o zatrzymaniu tygrysów umierających powoli w klatkach, gdzie nie można ich karmić i poić – wyjaśniła. Drapieżniki wyruszyły 22 października spod Rzymu. Dzikie koty, upchnięte w ciasnych klatkach, transportowano autem do przewozu koni. Miały trafić do Dagestanu w Rosji. Mówi się, że do miejscowego zoo, cyrku lub prywatnego kolekcjonera dzikich zwierząt.
Ciężarówka z tygrysami do celu jednak nie dotarła. Została zatrzymana na Białorusi i cofnięta do Polski. Utknęła na przejściu w Koroszczynie (woj. lubelskie). Kierowcy nie mieli bowiem wiz, tylko dokumenty upoważniające do poruszania się po terenie Unii Europejskiej. Pomocy potrzebowały młode, około 3-letnie samce. Każdy z nich waży około 150 kg. Zwierzęta w ciasnych klatkach nie mogły się nawet wyprostować. – Godzono się z ich śmiercią, bo były przewożone „na części”, by sprzedać ich skórę czy sierść, a nie – jak twierdzono – do zoo – mówi nam Małgorzata Chodyła, rzecznik prasowy poznańskiego Ogrodu Zoologicznego. Choć w większości czują się już lepiej, wciąż chyba nie dowierzają, że ich los się odmienił i nie są już skazane na śmierć. Przemycane w nieludzkich warunkach tygrysy, zatrzymane na polsko-białoruskiej granicy, zostały przetransportowane do Poznania. Rokowania wciąż są niepewne.
Dzięki determinacji dyrekcji i pracowników zoo w Poznaniu zwierzęta zostały ocalone. Już nie leżą w zimnie, we własnych odchodach, tylko w ciepłych kojcach, gdzie mają jedzenie i picie. Dla kilku z nich już sama poprawa warunków bytowania okazała się zbawienna. – Stan czterech się poprawił, ale są bardzo wystraszone, zmęczone, leżą. Piją bardzo dużo, dużo więcej niż normalnie jak na takie zwierzęta. Trzy tygrysy są nadal w naprawdę poważnym stanie. Jedna tygrysica jeszcze w piątek rano nie chciała jeść. Na szczęście zaczęła – mówi Małgorzata Chodyła. I dodaje: – Odpoczęła, pije, je, powoli czuje się coraz lepiej. Nadamy im imiona, by zachęcić je do powrotu do życia – tłumaczy. Tygrysica, która nie dawała po transporcie oznak życia, a jednak przetrwała, zyskała imię Softi. – Dlaczego takie? Bo chodzi bardzo delikatnie i choć jest taka drobna, charakterek już pokazuje. Pozostałe to: Gogh, Kan, Merida Waleczna, Toph, Aqua i Samson.
Trzy tygrysy wciąż są w bardzo ciężkim stanie. Jeden z nich kaszle. – Nie wiemy, czy to kwestia mechaniczna, czy jakaś choroba – tłumaczy rzeczniczka. Zwierząt nie można na razie zdiagnozować. Dostają antybiotyki, suplementy diety, a 7 listopada zbadają je specjaliści – weterynarze z Berlina.
Dwa z dziewięciu tygrysów, będące po transporcie spod polsko-białoruskiej granicy w najlepszym stanie, trafiły do zoo w Człuchowie; reszta, gdy dojdzie do siebie w Poznaniu, pojedzie do azylu w Hiszpanii dzięki pomocy holenderskiego stowarzyszenia Adwokaci Zwierząt. Na razie nie wiadomo, ile potrwa rekonwalescencja w poznańskim zoo. Pierwotnie zakładano, że wystarczy kilka dni, ale teraz mówi się co najmniej o dwóch tygodniach. – Tygrysy odpoczywają. Powolutku i niepewnie zaczynają obchodzić pomieszczenia. Jakby nie wierzyły, że nie nadeszła śmierć. U nas ciągle łzy w oczach i stres. Nadal walczymy – mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektor zoo w Poznaniu.
Pracownicy zoo w Poznaniu podzielili się na Facebooku wrażeniami z chwili, gdy ciężarówka ze zwierzętami trafiła pod ich opiekę. „Życie i zdrowie ratowanych tygrysów nadal są niepewne, ale ich rozładunek, by je ratować, dziś nie byłby możliwy bez nich – to Samodzielny Pododdział Kontrterrorystyczny Policji w Poznaniu. To oni zabezpieczali nas i Was podczas rozładunku i wynoszenia uśpionych na chwilę zwierząt na noszach. Dziękujemy im i wszystkim policjantom i służbom, które także okazały nam wielką pomoc” – napisali.
Równolegle cały czas trwa śledztwo, które ma wyjaśnić, po co dokładnie zwierzęta były transportowane i jaki był ich los wcześniej. Rosyjski organizator transportu został zatrzymany i usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami. Później, na wniosek prokuratury, zatrzymani zostali też dwaj włoscy kierowcy ciężarówki.