Muzycy z przypadku
SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Zespół Happysad ma jeden przebój i od kilkunastu lat tłumy na koncertach
Jest w tym pewien fenomen. Nie pojawiają się w programach śniadaniowych telewizji, nie pozują na ściankach, nikt o nich nie plotkuje. Duże komercyjne stacje radiowe grają wyłącznie ich jeden, stary, bardzo lubiany przebój „Zanim pójdę”. A tymczasem Happysad ma się znakomicie. Zespół występuje i nagrywa nieprzerwanie od kilkunastu lat. Zagrał ponad tysiąc koncertów, a w swoim dorobku ma trzy platynowe i cztery złote płyty. Ma też wierną publiczność, która bije rekordy frekwencji podczas ich występów. Niebawem na rynku pojawi się ich kolejna, ósma już, płyta.
Przyjechali na koncert do Gdyni. Śmieją się, że wkroczyli w pełnoletniość. Są właśnie w jubileuszowej trasie, którą nazwali +18 Tour. – W dorosłość wchodzi się tylko raz. I tylko raz pokonuje się taką trasę. Niedługo matura, a później uniwersytet. Formalnie nic się nie zmienia, ale w świadomości społecznej osiemnaście lat jest pewnym symbolem – mówi Kuba Kawalec, wokalista, gitarzysta, jeden z założycieli i lider grupy. – Możemy już sobie na więcej pozwolić – dodaje Łukasz Cegliński, gitarzysta, także założyciel zespołu. Piosenki poukładali chronologicznie – od najstarszych. Na koncertach widać wymianę pokoleniową. – Przyszły do nas młode dziewczyny i powiedziały: Fajnie, że zagraliście stare kawałki, bo nie znałyśmy tych piosenek. Dorobiliśmy się nowej publiczności. Piętnastolatki z czasów pierwszej płyty też wciąż przychodzą ze swoimi dziećmi.
Pochodzą ze Skarżyska-Kamiennej. Muzyczną przygodę zaczynali od grania na przerwach w liceum. – Przyjaźnimy się od tamtych czasów – mówią. – Łączyła nas muzyka, kręciliśmy filmy – mówi Kuba. – Słuchałem polskich kapel, ale i Nirvany. Łukasz zafascynowany był zagraniczną muzyką. Kiedy okazało się, że potrafimy tworzyć piosenki, nikt z nas nie myślał, że tak skończymy. Licealny projekt się nieco rozwinął. Grali po lekcjach w garażu. – Kumpel z osiedla został perkusistą. Takie tłuczenie. Trochę obcych utworów, ale były i własne.
Skąd nazwa Happysad? – Funkcjonowaliśmy jako HCKF, czyli Hardcore’owe
Kółko Filozoficzne. Byliśmy wtedy dzieciakami. Później, kiedy był już z nami basista, trochę roszad personalnych, zmieniliśmy nazwę na Happy Sad Generation. Takie pokolenie młodych, wolnych ludzi. Po jakimś czasie Generation odpadło i zostało Happysad pisane razem. – Stało się to przy okazji organizacji koncertu Pidżama Porno w Klubie Semafor w Skarżysku-Kamiennej. Wystąpiliśmy przed nimi już jako Happysad.
W tym czasie studiowali w Krakowie. – Mało wtedy występowaliśmy. Powstawało trochę piosenek, graliśmy na imprezach u znajomych. Na ich demo znalazło się pięć utworów. Jeden z nich, „Zanim pójdę”, od razu się spodobał. – Wiedzieliśmy, że ma potencjał. Pierwsze sto płyt demo rozeszło się natychmiast. Odezwała się do nas wytwórnia SP Records, zaproponowali nam kontrakt – wspomina Kuba. Przyznają, że był to dla nich szok. – Nie mieliśmy stałego składu, brakowało sprzętu, właściwie zespołu nie było. Tak więc wszystko trzeba było pożyczać. Tak naprawdę jesteśmy muzykami z przypadku.
– Nasz debiut rynkowy to 2004 rok i płyta „Wszystko jedno”, na której znalazł się utwór „Zanim pójdę”. Album dość szybko uzyskał status złotej płyty, a dziś już platynowej.
Trzy lata później magazyn „Tylko Rock” umieścił go wśród 50 najważniejszych albumów w historii polskiego rocka. W tym czasie byli już po studiach i mieli stałą pracę niezwiązaną z muzyką. Na koncerty dojeżdżali. Piosenka „Zanim pójdę” pojawiła się w wielu rozgłośniach radiowych. Dość szybko trafiła na listy przebojów Radia BIS, Trójki. Zwracają uwagę, że RMF i Zetka odkryły ten utwór dopiero po dziesięciu latach. – Do dziś prezentowany jest w tych stacjach, ale tylko ten jeden. Jakby innych utworów nie było, choć grają je w różnych rozgłośniach... Muzyka jest dziełem artystycznym. I trzeba poświęcić jej czas. Jeśli ktoś gdzieś czasem słyszy tylko jedną starą piosenkę, to nie znaczy, że nas już nie ma. Ci, którzy sięgają głębiej w muzykę, lubią ją, wiedzą, gdzie jesteśmy i co robimy.
Na początku, dzięki popularności „Zanim pójdę”, zaczęli więcej koncertować. – Ułatwiło to nam nagranie drugiej płyty „Podróże z i pod prąd”. Ukazała się na rynku rok po pierwszej.
– Szliśmy ścieżką zaskoczenia – opowiada Kuba. – Coraz więcej przygód, koncertów, ludzi i muzycznej świadomości. Stało się dla nas zrozumiałe, że jesteśmy zespołem i należy się na tym skupić. I zaczęła się prawdziwa muzyczna przygoda. Wiosną 2006 odbyła się ich pierwsza zawodowa trasa. – Wtedy już każdy z nas zwolnił się z pracy, postawiliśmy na muzykę.
1 września 2007 podczas trzeciej edycji organizowanego przez nich
w Skarżysku festiwalu SKARfest miała miejsce premiera trzeciego krążka zespołu „Nieprzygoda”. Płyta chwilę po premierze znalazła się na pierwszym miejscu OLIS – listy najlepiej sprzedających się płyt w Polsce – i szybko uzyskała status złotej. Dziś jest już platynowa, sprzedano jej ponad 30 tysięcy egzemplarzy. W 2011 roku, z okazji dziesięciolecia zespołu, zagrali jubileuszowy koncert podczas festiwalu w Jarocinie. – Towarzyszyli nam goście specjalni: Karol Strzemieczny, Czesław Mozil, Piotr „Gutek” Gutkowski oraz Krzysztof „Grabaż” Grabowski.
Mimo dobrych recenzji i całej rzeszy fanów w telewizji ich nie pokazywano. Nie byli na festiwalu w Opolu ani w Sopocie. Za to trzykrotnie gościli na największym festiwalu w Europie – na Przystanku Woodstock. W 2012 zespół uhonorowano „Złotym Bączkiem” – nagrodą przyznawaną w plebiscycie publiczności Przystanku. – Występ w Kostrzynie, gdzie towarzyszyło nam kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to nie tylko wyzwanie artystyczne, ale i emocjonalne. To było dla nas naprawdę wyjątkowe wydarzenie i wielka frajda.
Cieszą się wielką popularnością. Ich piosenki mają kilkadziesiąt milionów odsłon w internecie. Na czym polega ten fenomen, że młodzież tak licznie przychodzi na ich koncerty? – To, że jesteśmy ważni dla dziewcząt, które lubią słuchać o miłości, wcale nas nie dziwi, bo oznacza, że nic się w tej dziedzinie nie zmieniło. Myślę, że sukcesu należy upatrywać w prostocie grania i słuchania. Staliśmy się dla ludzi wiarygodni – przekonuje Kuba. – To jest podstawą muzyki, sztuki. – Graliśmy i wciąż gramy dla frajdy, dla własnej przyjemności – dodaje Łukasz. Sukces wynika zapewne też z faktu, że prezentują własną muzykę z własnymi tekstami. – I z bezpośredniego kontaktu z publicznością. Zawsze po koncertach idziemy do fanów. Przyznają, że w pewnym momencie pomógł im internet. – Nasze poetyckie teksty połączone z muzyką i cały nasz przekaz trafiają do ludzi. Łapią to w lot. Jednym pasuje klimat, innym słowa, energia... Jesteśmy dla tych ludzi tak trochę jak chłopaki z sąsiedztwa.
Jubileuszowa trasa trwa. Przed nimi kolejne koncerty w całej Polsce. Kończą właśnie pracę nad najnowszym albumem. To już ich ósma płyta – jak mówią – chyba najspokojniejsza. – Być może to efekt naszego wejścia w dojrzałość. Powinna się ukazać pod koniec listopada. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak zostanie przyjęta.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.