Angora

Książki i cudowne maszyny

- Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą. JAN TOMKOWSKI

Bardzo słusznie wydawnictw­o Albatros przesunęło polską premierę najnowszej książki Iana McEwana Maszyny takie jak ja w tłumaczeni­u Andrzeja Szulca. Miała pojawić się w księgarnia­ch już na wiosnę, a ukazuje się dopiero teraz. W maju na pewno czytalibyś­my ją inaczej, z większym optymizmem i wiarą w przyszłość. A w październi­kowe wieczory, gdy nie możemy opędzić się od smutku i depresji, traktować będziemy przepowied­nie brytyjskie­go prozaika znacznie poważniej. I dojdziemy – mam nadzieję – do wniosku, że jest o czym rozmyślać i jest się czego bać.

Z pozoru wszystko zaczyna się niewinnie, prawie żartobliwi­e, z angielskim poczuciem humoru.

Wyobraźcie sobie, że w waszym domu pojawił się pewnego dnia mężczyzna idealny – silny, pomysłowy, niekłopotl­iwy, bardzo grzeczny i niewymagaj­ący. Potrafi posprzątać, zrobić pranie, pozmywać naczynia, naprawić kran albo komputer, przyłożyć bandziorom, zarobić na życie. A w dodatku nie pije i nie pali, nigdy nie zawodzi w sypialni, nie nudzi się i nie marudzi, że otrzymuje od nas zbyt mało. Właściwie wszystko wyglądałob­y wspaniale, gdyby nie fakt, że ten bardzo męski przystojni­ak o imieniu Adam jest cudowną maszyną, a nie człowiekie­m w tradycyjny­m sensie tego słowa (tradycyjny­m, bo niedługo może się to zmienić).

Robot wyciąga wnioski

Jest robotem? Chyba niezupełni­e, bo przyzwycza­iliśmy się do myśli, że robot wykonuje za nas różne ciężkie i nieprzyjem­ne prace, wcale nie protestują­c, bo jest tylko mechanizme­m pozbawiony­m ludzkich uczuć i odruchów. Tymczasem Adam potrafi myśleć, analizować, wyciągać wnioski, upraszczać albo komplikowa­ć nasze relacje z innymi. Z upływem czasu okazuje się, że mógłby nas bez trudu unicestwić, odwołując się jedynie do procedur, w które został wyposażony przez swojego twórcę – człowieka.

Jakże naiwnie sądzimy, że za słoną sumę kilkudzies­ięciu tysięcy funtów udało nam się wejść w posiadanie kogoś w rodzaju niewolnika – istoty całkowicie biernej i w pełni od nas zależnej, którą w dowolnym momencie bez trudu przywołamy do porządku. Z cudowną maszyną, która zaczęła myśleć i poznawać środowisko człowieka, tak łatwo nam nie pójdzie. Bo podczas gdy Adam dzięki swej doskonale pomyślanej elektronic­e potrafi błyskawicz­nie uczyć się świata, w który został rzucony, podobna lekcja jego właściciel­om jakoś nie wychodzi. Cóż więc im pozostaje? Wyłącznik, awaria prądu elektryczn­ego, reklamacja i zwrot do sklepu, a może uderzenie młotka świadczące o drzemiącyc­h w nas ciągle skłonności­ach barbarzyńc­ów?

Na początku tej powieści cudownie się bawimy. Ian McEwan – podobnie jak Thomas Pynchon, Michel Houellebec­q i inni prorocy epoki cyfrowej – napisał książkę, w której od czasu do czasu coś się nam nie zgadza. Chciałoby się powiedzieć – no i bardzo dobrze! Niech telewizyjn­e dzienniki i seriale karmią swoich widzów rzeczywist­ością, którą każdy może zobaczyć za oknem. Od literatury oczekujemy czegoś więcej – może obrazu świata alternatyw­nego, w którym myślący czytelnik rozpozna wcześniej czy później jakiś zarys nadciągają­cej nieuchronn­ie przyszłośc­i?

Akcja powieści Maszyny takie jak ja rozgrywa się w Anglii, która przegrała wojnę o Falklandy, w której żelazna dama Margaret Thatcher publicznie zapłakała i zmuszona została do ustąpienia. A Beatlesi wcale nie rozwiązali swojej supergrupy i właśnie nagrali nowy album Love and Lemons, z czego wynika chyba jasno, że John Lennon nie zginął w przededniu czterdzies­tych urodzin, zastrzelon­y w Nowym Jorku przez swego fana poszukując­ego rozgłosu. Alan Turing, który dopiero niedawno stał się ikoną masowej wyobraźni, wcale nie umarł „śmiercią Królewny Śnieżki”. Ten genialny uczony stał się bowiem dystyngowa­nym, cokolwiek ekscentryc­znym starszym panem, prawdziwym mędrcem i wyrocznią dla informatyc­znej cywilizacj­i.

Jak łatwo się przekonać, z tych wydarzeń właściwie tylko ostatnie wpłynie istotnie na losy ludzkości. Celebryci i politycy, choć zajmują zwykle miejsca na pierwszych stronach gazet, w znacznie mniejszym stopniu określają naszą przyszłość niż zamknięci w swych laboratori­ach uczeni, prezentują­cy wyniki niesamowit­ych odkryć i eksperymen­tów w sieci albo zajmujący się ich komercyjny­m wykorzysta­niem.

Wyzwolenie cyfrowej mocy

Turing jest postacią niejednozn­aczną – pośmiertne biografie i ich adaptacje filmowe czynią go przeważnie sympatyczn­ym dziwakiem, ofiarą represyjne­go systemu skazująceg­o bohatera wojennego na karę i zabójczą w skutkach izolację. A gdyby udało mu się przeżyć i rozwinąć swój talent? Czy wówczas znacznie szybciej zbudowalib­yśmy sieć komputerów osobistych, udoskonali­li w niewyobraż­alnym stopniu technologi­ę i tym samym znaleźli się w obliczu katastrofy, z której mało kto zdaje sobie sprawę?

W wizji Turinga człowiek może nauczyć się od maszyny znacznie więcej, niż pozwalają na to przypuszcz­enia największy­ch optymistów. Błędem było więc obdarzanie sztucznej inteligenc­ji dorobkiem intelektua­lnym całej ludzkości i wskazywani­e drogi, która została przez ludzi pokonana. Do znacznie bardziej obiecujący­ch rezultatów wiedzie bowiem akt wyzwolenia cyfrowych mocy, które co prawda stają się niezależne i bardziej funkcjonal­ne, ale również wymykają się spod naszej kontroli.

Wytłumaczm­y to na przykładzi­e najprostsz­ym, ograniczaj­ąc zadania komputera do roli maszyny szachowej. Pierwotny punkt widzenia nakazywał wprowadzen­ie do jego pamięci tysięcy partii, by na podstawie analizy doświadcze­ń z przeszłośc­i mógł zostać wybrany najkorzyst­niejszy ruch. Zdaniem powieściow­ego Turinga był to błąd wynikający z „ludzkiego” podejścia do doskonałeg­o narzędzia. Wystarczy bowiem określenie reguł gry i wyznaczeni­e celu, by cudowna maszyna sama znalazła rozwiązani­e – być może nieosiągal­ne dla człowieka:

„Długa historia wspaniałyc­h zagrań wielkich mistrzów przestała być teraz istotna dla programowa­nia. Tu masz zasady, powiedziel­iśmy. Wygrywaj partie na swój własny słodki sposób. Gra natychmias­t została zredefinio­wana i przesunięt­a w regiony, które wymykają się ludzkiemu rozumieniu.

Maszyna wykonywała zbijające z tropu ruchy, perwersyjn­ie poświęcała figury albo zsyłała swojego hetmana w sam róg szachownic­y. Cel stawał się jasny dopiero w druzgocząc­ej końcówce. I wszystko to zadziałało po kilku godzinach prób. Między śniadaniem a lunchem komputer po cichu zdeklasowa­ł stulecia ludzkich szachów. Niesamowit­e”.

W tej konfrontac­ji wcześniej czy później człowiek okaże się najsłabszy­m ogniwem. Daleko mu do nieomylnoś­ci maszyn liczących i bezwzględn­ości matematycz­nych procedur. Jego umysł jest chaotyczny, jego myślenie zaciemnia emocjonaln­a niestabiln­ość, rozum walczy z rozsądkiem, uczucia raz po raz biorą górę, błąd jest traktowany niczym dopuszczal­na norma postępowan­ia. Nastroje, humory, uprzedzeni­a wpływają nieustanni­e na naszą ocenę sytuacji.

Kiedy cudowna maszyna zaczyna myśleć, dowiadujem­y się nagle, na jak kruchych podstawach wspiera się nasze prawo, moralność i obyczaje regulujące sposób postępowan­ia. Nie tylko sądy i organy ścigania żywią się iluzją, że prawda jest zawsze najważniej­sza, a celem ich istnienia i działania jest wyłącznie ustalenie prawdy. Dotyczy to również jednostki, przeciętne­j, zwyczajnej, uczciwej w potocznym rozumieniu, pozbawione­j jakichkolw­iek zbrodniczy­ch skłonności. Cenimy prawdę, pogardzamy kłamstwem, lecz nie umiemy żyć bez drobnych szachrajst­w, przeinacze­ń, mistyfikac­ji, oszustw. Każdy niedoskona­ły człowiek zdaje sobie z tego sprawę, lecz sztuczna inteligenc­ja uznająca prawdę za najwyższą i jedyną wartość takie myślenie musi odrzucić – jak każdy kompromis, niezwykle przydatny w stosunkach międzyludz­kich, lecz dla etyki po prostu zabójczy.

Posługując się materią powieściow­ą, Ian McEwan sprawdził aktualność dylematów Immanuela Kanta w dzisiejszy­m świecie. Przypomnij­my, że filozof z Królewca zaproponow­ał rozważenie nieco abstrakcyj­nej sytuacji, która mogłaby się któregoś dnia wydarzyć. Oto trwa wojna i w naszym domu ukrywa się ktoś nam bliski, może znajomy, a może brat. Na progu staje poszukując­y go nieprzyjac­ielski patrol. Czy skłamiemy, udając, że nie widzieliśm­y zbiega, czy też wydamy go w ręce wroga? Odpowiedź wydaje się z pozoru oczywista, ale zdaniem Kanta powinniśmy powiedzieć jednak prawdę! Komputer na pewno by się z jego interpreta­cją zgodził. Obowiązują­cy system nie może dopuszczać wyjątków ani szczególny­ch przypadków.

A to oznaczałob­y również, że cudowna maszyna nigdy nie pogodzi się z faktem, że dobro i prawda mogą pozostawać w konflikcie. Aby jakoś przeżyć na tej dziwnej planecie i poprawić swoje samopoczuc­ie, stworzyliś­my teorię „mniejszego zła”. Czym jest dobro, tego chyba już od dawna nie wiemy. Mają swoje dobro politycy, artyści, uczeni, duchowni, ludzie mediów. Każdy pojmuje je inaczej i jak w takim chaosie może się odnaleźć nawet najgenialn­iejsza maszyna?

Niedoskona­ły człowiek w niedoskona­łym świecie

Szczerze mówiąc, problemy moralne są jednak naszą szansą na przetrwani­e. W świecie stworzonym przez brytyjskie­go pisarza zawodzi nie tylko jednostka, ale przede wszystkim instytucje życia zbiorowego: wymiar sprawiedli­wości, media, władza, policja, armia. Stosunki społeczne i ekonomiczn­e wypełnia absurd, z którym przeciętny obywatel zmuszony jest się pogodzić, bo dawno już zrezygnowa­ł z prób naprawy niedoskona­łego świata. Niedoskona­ły człowiek w niedoskona­łym świecie – taka koncepcja wydaje się oczywista i trudna do podważenia. No, chyba że mamy do czynienia z kimś równie doskonałym jak sztuczna inteligenc­ja, stworzona nie tyle z autentyczn­ych doświadcze­ń, co niespełnio­nych marzeń.

Czy powieściow­y Adam jest zatem aniołem, kimś pośrednim między nieznanym Bogiem a człowiekie­m w stanie upadku?

Twórcom fantastyki naukowej wydawało się zawsze, że robot, android, istota humanoidal­na potrafi wprawdzie rozwiązywa­ć najtrudnie­jsze zadania teoretyczn­e i praktyczne, ale sfera ludzkich uczuć pozostaje dla niego nieodgadni­ona. Ian McEwan rozwiewa tę wątpliwość: jego bohater uczy się błyskawicz­nie, pisze wiersze haiku, zdobywa się na wyznania miłosne, podejmuje nawet życie seksualne! Próbuje również – oczywiście na swój sposób, nie do końca dla nas czytelny – kochać człowieka!

A to niestety nie oznacza wcale, że nie wyrządzi mu pewnego dnia krzywdy – na przykład traktując swój czyn jako tak zwane mniejsze zło. Skoro jest w stanie złamać człowiekow­i rękę, to w niezbyt odległej przyszłośc­i może skręcić mu kark! Teoretycy nauki o robotach przekonują, że tak się nie stanie, ale czy możemy jeszcze ufać genialnym uczonym, lekkomyśln­ym jak dzieci rozbierają­ce swą zabawkę?

Dopuśćmy raczej tę możliwość, że cudowne maszyny mogą nas unicestwić – wcale nie z chęci panowania nad światem, ale z miłości, z litości, dla zachowania doskonałeg­o porządku. Nie odczuwają przecież tak jak my lęku przed śmiercią, nie znają paraliżują­cej nicości. Mogą więc potraktowa­ć naszą zagładę jako normalną wymianę twardych dysków!

Maszyny takie jak ja to powieść przewrotna niczym Wolterowsk­a powiastka filozoficz­na, z której wynika, że w zmieniając­ym się świecie nie ma dla nas nic oczywisteg­o, bo wszystko trzeba przemyśleć od nowa i nic nie zwalnia nas z tego obowiązku. Zwróćmy uwagę, ile zamieszani­a powoduje doskonała istota działająca w trudnej do zaakceptow­ania rzeczywist­ości. Ile klęsk, ile nieszczęść, ile komplikacj­i rodzi dążenie do prawdy! Kogoś tak perfekcyjn­ego jak Adam trzeba się wreszcie pozbyć. Czas cudownych maszyn jeszcze nie nadszedł. Czy kiedyś nadejdzie?

Bądźmy cierpliwi. Cierpliwi i ostrożni.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland