Aida, Elton i Roma
Był rok 1728 i po raz pierwszy w historii teatru John Gay napisał spektakl, który łączył w sobie słowo mówione i śpiew. Londyńczycy obejrzeli „Operę żebraczą” aż sześćdziesiąt trzy razy, co na tamte czasy było absolutnym rekordem. To był początek musicalu, który niemal trzysta lat później wciąż ma niezliczone rzesze wielbicieli.
Nikomu w Polsce, kto interesuje się kulturą, Teatru Roma przedstawiać nie trzeba. Podobnie jak każdy fan muzyki pop wie, kim jest Elton John (72 l.), a bywalec opery słyszał o dziewiętnastowiecznej „Aidzie” Giuseppe Verdiego. Na deskach warszawskiej Romy grają właśnie musical „Aida” na motywach historii ze słynnego dzieła operowego. Piosenki do musicalowej wersji skomponował legendarny brytyjski artysta, a słowa do nich napisał nie mniej znany w musicalowym świecie Tim Rice (74 l.). Ten brytyjski poeta ma na swoim koncie teksty największych przebojów z takich spektakli muzycznych jak „Jesus Christ Superstar”, „Evita” czy „Król Lew”. Warszawska premiera „Aidy” ma miejsce dwadzieścia jeden lat po premierze oryginału, który do tej pory święci triumfy w teatrach muzycznych Londynu czy Nowego Jorku. Na castingi do nowego spektaklu stawiło się prawie pół tysiąca młodych, zdolnych ludzi. Dyrektor Romy Wojciech Kępczyński (70 l.) wybrał setkę najlepszych i to oni grają teraz codziennie ku uciesze warszawiaków i przyjezdnych. „Aida” jest już dziewiętnastym musicalem wystawianym na deskach warszawskiego teatru. Widzowie wyczekują każdej premiery z niecierpliwością, bo wiadomo, że będzie to wydarzenie dużej rangi. W spektaklu na scenie pojawia się około czterdziestu aktorów, ale niemal każda rola ma podwójną, a nawet potrójną obsadę. Przy codziennych występach i biletach wyprzedanych na parę tygodni naprzód nie można sobie pozwolić, by przez czyjąś niespodziewaną nieobecność spektakl się nie odbył. Roma przyzwyczaiła swoich widzów do spektakularnych inscenizacji: w „Pilotach” na scenie stał samolot, a w „Upiorze w operze” na widownię niemal spadał gigantyczny żyrandol. Aktorzy pojawiali się na balkonach lub między rzędami i byli dosłownie na wyciągnięcie ręki. „Aida” jest pod tym względem zupełnie inna, scenografia wydaje się wręcz bardzo skromna i to trochę rozczarowuje. Kiedy raz pokazało się fajerwerki, to trzeba dalej ich używać, bo widzowi nie wystarczą już zwykłe sztuczne ognie. Być może zabrakło tym razem szczodrych sponsorów, którzy kiedyś chętnie wspierali warszawski teatr. Nie da się przecież ukryć, że tak skomplikowana i wymyślna scenografia po prostu bardzo dużo kosztuje. Na szczęście talent wszystkich wykonawców – od głównych po najmniejsze role – po stokroć wynagradza scenograficzne braki. Wyśpiewana i wytańczona przez w większości młodych, niekiedy debiutujących na scenie, artystów opowieść o niełatwej miłości nubijskiej księżniczki Aidy do dowódcy egipskich wojsk Radamesa porywa od pierwszego taktu. Niech nikogo nie odstrasza osadzenie dzieła w zamierzchłych czasach. To pod każdym względem historia ponadczasowa – zarówno wtedy, gdy artyści śpiewają o miłości do siebie, jak i wtedy, gdy śpiewają o miłości do własnego ciemiężonego kraju. Jak w prawdziwym musicalu i w życiu mieszają się tu śmiech i łzy – nikt nie powinien żałować tych dwóch i pół godziny spędzonych w teatrze. Warto podkreślić, że polska inscenizacja „Aidy” to tak zwana non replica production, a więc nieskopiowana z poprzednich zagranicznych wersji, a w całości wymyślona w Polsce. Za to w każdym detalu zaakceptowana przez twórców i właścicieli praw do tytułu. Premiera „Aidy” zgromadziła wielu zacnych gości. Nie zabrakło prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego (47 l.). Przyszedł sam, za to jego zastępca Paweł Rabiej (48 l.) przyprowadził swojego partnera Michała
Cessanisa, dziennikarza i podróżnika. Nie zabrakło aktorek: Katarzyny Zielińskiej (40 l.) i Barbary Kurdej-Szatan (34 l.). Ta druga niedawno w polsatowskim „Tańcu z gwiazdami”, gdzie walczy o Kryształową Kulę, nie tylko efektownie zatańczyła, ale i pięknie zaśpiewała. Wyznała potem w rozmowie z jurorami, że jest wielką fanką musicali. Może i takiej roli kiedyś się doczeka. Na premierze pojawił się Andrzej Strzelecki (67 l.), który w swojej zawodowej karierze ma także musicalową kartę. To właśnie on w 1988 roku przygotował i wystawił na scenie Teatru Rampa pierwszy polski musical „Złe zachowanie”. Na fali sukcesu tego spektaklu wkrótce w Studio Buffo powstało „Metro” wyreżyserowane przez Janusza Józefowicza (60 l.). To już był prawdziwy sukces, a Polacy zakochali się w śpiewanych historiach. Z „Metra” wyrosły takie gwiazdy jak Edyta Górniak czy Robert Janowski. Swoje pierwsze musicalowe kroki stawiały tam także Natasza Urbańska (42 l.), Katarzyna Skrzynecka (48 l.) i Katarzyna Groniec (47 l.). Według szacunków, „Metro” obejrzało dwa miliony widzów, co jest wciąż niepobitym w Polsce rekordem. Kolejne wystawiane w Romie musicale też gromadzą gigantyczną widownię. „Upiora w operze” obejrzało na przykład siedemset tysięcy ludzi. Niewykluczone, że „Aida” będzie cieszyć się przynajmniej takim samym, jak nie większym, powodzeniem. Bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, teatr już ogłosił terminy na styczeń i luty 2020 roku. Zdradzę wam w całkowitym sekrecie, że „Aida” będzie grana także w sylwestra, jest więc okazja, by śpiewająco powitać Nowy Rok.