Angora

Tak mi każe sumienie

- MAREK LENKIEWICZ (adres internetow­y do wiadomości redakcji)

13 październi­ka po raz kolejny świadomie nie poszedłem do lokalu wyborczego. Tak właśnie określam to, co zrobiłem, bo uważam, że w wyborach zawsze biorę udział. Dlatego nie życzę sobie nazywania mnie i innych spośród 38,26 proc. uprawniony­ch do głoso

wania osobami nieodpowie­dzialnymi, którym nie zależy na przyszłośc­i kraju. Przeciwnie, stawiam śmiałą i przewrotną dla niektórych tezę: niepojawie­nie się przy urnie to nie tylko moje prawo, ale i obowiązek, przejaw uczciwości i pozostawan­ia w zgodzie z własnym sumieniem.

Demokracja parlamenta­rna jest najpopular­niejszą odmianą demokracji pośredniej, w której decyzje mają podejmować wybrani przez społeczeńs­two przedstawi­ciele. Otóż obowiązują­ca proporcjon­alna ordynacja zamkniętyc­h list partyjnych nie daje mi żadnych możliwości wyboru moich przedstawi­cieli. W jaki sposób kandydaci wyznaczani przez partyjnych szefów w nagrodę za lojalność, osoby bez własnego zdania, obsadzając­y „jedynki” w okręgach, z którymi nie mają nic wspólnego, mogą stać się moimi reprezenta­ntami? Z drugiej strony, jaką możliwość realizowan­ia biernego prawa wyborczego ma obywatel, który nie utożsamia się z programem (a raczej tzw. programem, czyli pakietem obietnic) żadnej formacji i chciałby niezależni­e zaproponow­ać swoją kandydatur­ę?

Po wielu latach głosowania przeciw, czasem programowe­go oddawania głosu nieważnego, uznałem, że jedynym uczciwym rozwiązani­em, kiedy w przyjętym systemie wartości odrzuca się pojęcie mniejszego zła, jest nieuczestn­iczenie w narzuconej mi procedurze, której w żaden sposób nie jestem w stanie zaakceptow­ać i nazwać wyborami. To właśnie mój wybór i do zmiany zdania nie przekonają mnie namowy księdza proboszcza, znanego aktora czy noblistki. Łatwo zresztą zauważyć, że większość ich wypowiedzi to łopatologi­czna agitacja za określoną opcją lub przeciw niej.

Cóż zatem pozostaje? Stwierdzen­ie, że po trzydziest­u latach od odzyskania wolności sposób wyłaniania władzy sprowadzil­iśmy do karykatury. Skoro tak, to może czas przestać karmić się frazesami o ordynacji, która jest, jaka jest, i wreszcie ją zmienić? Wzorców jest bardzo wiele: ordynacje większości­owe, mieszane, rangowe z głosami przechodni­mi. Żaden z nich nie jest idealny, ale w naszej rzeczywist­ości każdy lepszy od tego, który bezzasadni­e przyjęliśm­y jako oczywistoś­ć.

Marzę, by doczekać czasów, kiedy wyłanianie kandydatów będzie inicjatywą oddolną. Kiedy komuś, kogo obdarzę zaufaniem, będę mógł zaproponow­ać: bądź moim przedstawi­cielem. I kiedy ktoś, kto mnie obdarzy zaufaniem, będzie mógł powiedzieć: bądź moim przedstawi­cielem. Oczywiście bez immunitetó­w i z możliwości­ą odwołania. To zupełne odwrócenie rzeczywist­ości, likwidując­e potrzebę prowadzeni­a kampanii wyborczej i ustalania progów. Nie chcę po wyborach oglądać aroganckic­h uśmiechów zadowolony­ch z siebie zawodowych polityków, których za parę tygodni – niezależni­e od tego, z jakiej są partii – ich wyborcy będą z ironią nazywać „wybrańcami narodu”. Zamiast tego chciałbym zobaczyć troskę wyrażającą obawę: czy podołam? Nie chcę frazeologi­i z zawodów sportowych: wygrał, przegrał, walka.

Proponuję powołanie społeczneg­o ruchu na rzecz zmiany ordynacji wyborczej (ruch odgórny jest niemożliwy, bo zdobytych przywilejó­w nikt nie odda). Tylko... jak to zrobić (...)?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland