TELEWIZOR POD GRUSZĄ
W demokratycznym państwie parlament jest emanacją wyborczej woli narodu. Gdyby było inaczej, wola ta realizowałaby się na ulicach. Celowo przytaczam ową definicję, ponieważ często o niej zapominamy, w związku z czym patrzymy na posłów i senatorów jak na dziwaków, którzy nie wiadomo skąd się w polskim parlamencie wzięli. A przecież nie przylecieli do nas z kosmosu. Nikt ich nam jak stonki nie podrzucił. My tych cudaków sami wybraliśmy. Mandaty poselskie i senatorskie otrzymali z naszej woli! Nie ma więc co rąk załamywać, stękać, kwękać i biadolić, skoro na nich głosowaliśmy. Suweren tak zdecydował i mamy wybrańców narodu jak się patrzy. Przy nich nawet „Muppet Show” w szczytowej formie wysiada. Szkopuł jednak w tym, że kompromitujący się w kraju i za granicą parlamentarzyści nie przynoszą nam splendoru. Nie dają powodu do dumy. Najgorsze zaś jest to, że oni wszyscy należą do elity narodu i gdy zrobią coś głupiego, jakąś porutę, ośmieszają przede wszystkim Polskę i Polaków, a nie siebie. Takich wybrańców narodu powinno się napiętnować i surowo karać. Ale się tego nie czyni. Gdyby nasze media nie były aż tak podzielone, skłócone i nie robiły za tuby propagandowe zwalczających się partii, mogłyby odegrać znaczącą rolę w eliminowaniu z życia publicznego dygnitarzy, którym słoma z butów wyłazi. Najwięcej w tym względzie mogłaby zdziałać telewizja. Teoretycznie tak, w praktyce nie, bo jest zbyt spolaryzowana i upolityczniona. Każda ze stacji telewizyjnych służy jakiejś formacji. Chroni jej członków, broni, usprawiedliwia i tuszuje ich wpadki. Dlatego te partyjne kmioty nie przejmują się swoimi chamskimi, kretyńskimi wypowiedziami i wyczynami. Bez wstydu i zażenowania kłamią, oczerniają swoich przeciwników politycznych, bo wiedzą, że żadnego ostracyzmu ze strony środowiska dziennikarskiego nie będzie. Musiałby się zdarzyć cud, żeby polskie media stały się naprawdę wolne, rzetelne i obiektywne. Wtedy nazywanie ich czwartą władzą miałoby sens i byłoby ze wszech miar uprawnione!