Rząd z drugiego rzędu (analiza)
profesorem, lekarzem, dziennikarzem czy urzędnikiem stanu wojennego.
Nie jest winą Piotrowicza, że był prokuratorem. Nie ma też znaczenia, czy – jak twierdzi – pomagał wówczas opozycjonistom czy też miał ich w nosie. Ważne jest to, co były poseł PiS robił jako przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. To pod jego kierownictwem procedowano ustawy: o Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym, Ustroju Sądów Powszechnych, i większość z nich przedstawiał Sejmowi jako poseł sprawozdawca. Trzy z tych ustaw zostały zaskarżone do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu i ich niekonstytucyjne zapisy zostały już w większości znowelizowane. Tymczasem ustawa o Trybunale Konstytucyjnym, która wywoływała najgorętszą krytykę tak wielu polskich prawników, jak opozycji, nie została zaskarżona do TSUE. Efekt jest taki, że trzech legalnie wybranych sędziów ( Roman Hauser, Krzysztof Ślebzak, Andrzej Jakubecki) od czterech lat czeka, żeby prezydent przyjął od nich ślubowanie, i już wiadomo, że się nie doczekają.
Piotrowicz jest twarzą PiS-owskich reform. Ale ich rzeczywistym architektem był Zbigniew Ziobro, który z chwilą, gdy prezydent Duda zawetował ustawy o KRS oraz Sądzie Najwyższym i sam przygotował ich kolejne projekty, może zrzucić z siebie odpowiedzialność ze te prawnicze buble.
Media, opozycja, a nawet niektórzy politycy rządzącej koalicji zastanawiają się, dlaczego prezes Jarosław Kaczyński wystawił dwójkę swoich najbardziej kontrowersyjnych polityków.
Większość prominentnych działaczy PiS-u twierdzi, że nie ma w tym żadnego drugiego dna. Po prostu to nagroda dla lojalnych wobec partii i jej szefa fachowców.
Druga teoria jest bardziej interesująca. Swego czasu Ryszard Czarnecki stwierdził, że: Jak jest wojna, to się nie zakłada klubów dyskusyjnych. Innymi słowy w sytuacji, gdy partie Gowina i Ziobry urosły w siłę, prezes zaostrza walkę polityczną z opozycją, żeby przy tej okazji osłabić siły obu koalicjantów.
Kolejna koncepcja jest autorstwa prawicowego publicysty Rafała Ziemkiewicza, który uważa, że poprzez te nominacje Kaczyński udoskonalił strategię Igora Ostachowicza, byłego sekretarza stanu i głównego doradcy premiera Tuska, który miał przed laty podobno radzić politykom PO: PiS jest jak małpa w klatce. Co jakiś czas trzeba walnąć w klatkę patykiem, małpa wszczyna wrzask i rzuca się na pręty. Teraz w klatce siedzi opozycja, a kij trzyma prezes.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się ostatnia teoria. Otóż, jak stwierdził
Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu, zgodnie z prawem kandydaci do TK muszą być zgłoszeni ponownie już przez posłów obecnej kadencji. Możemy więc sobie wyobrazić, że po pierwszym posiedzeniu nowego Sejmu prezydent Duda wyrazi swój sprzeciw wobec kontrowersyjnej dwójki, a PiS grzecznie posłucha i wycofa kandydatów. Czemu miałaby służyć ta ustawka? W rozpoczynającej się za chwilę kampanii prezydenckiej z pewnością wzmocniłoby to pozycję Andrzeja Dudy jako polityka, który jest samodzielny, kieruje się racją stanu i głosem obywateli (w sondażu IBRiS-u 65,4 proc. badanych było przeciwnych kandydaturze Pawłowicz, a 54,7 proc. negatywnie oceniło kandydaturę Piotrowicza).
Gdyby PiS zdecydował się na wystawienie nowych kandydatów, to proponujemy (zupełnie bezinteresownie) dwóch doświadczonych apolitycznych prawników z bardzo dużym doświadczeniem urzędniczym z centralnego szczebla: Mariana Banasia i sędziego Łukasza Piebiaka. Pierwszy, jak
Przedstawiając nowych ministrów, premier nie zaskoczył ani nazwiskami, ani strukturą gabinetu. Trudno uznać drugi rząd Mateusza Morawieckiego za nowe otwarcie.
Ogłoszony w piątek skład nowego rządu PiS jest zachowawczy. Choć politycy obozu władzy przez ostatnie dni snuli opowieści o wielkich zmianach wśród ministrów, to ostatecznie zmiany są niemal niezauważalne.
Bardzo awansowała minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz, która pokieruje resortem rozwoju. W roszadach resortów z „rozwojem” w nazwie można już się pogubić. Ministerstwo Rozwoju kierowane przez ówczesnego wicepremiera Morawieckiego działało w rządzie Beaty Szydło. Gdy Morawiecki został premierem, podzielił resort na dwie części między swych wiceministrów. Jerzy Kwieciński został szefem Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, zaś Emilewicz – Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii. Teraz Emilewicz znów ma wskrzesić Ministerstwo Rozwoju, a Morawiecki dołożył jej z jednej strony budownictwo, a z drugiej... turystykę.
Gigantyczna władza nad posadami. Resort środowiska zostanie podzielony, bo wyłączone z niego zostaną kwestie dotyczące klimatu i emisji dwutlenku węgla. Choć pojawiał się – logiczny – pomysł połączenia klimatu z energią, to tak się nie stanie. Co prawda rozwiązane zostanie nadzorujące firmy energetyczne i górnicze Ministerstwo Energii, ale jego kompetencje – wedle słów premiera – przejmie reaktywowane ministerstwo oświadczył to swego czasu marszałek Senatu Stanisław Karczewski: jest człowiekiem kryształowym, a drugi odważnym, który sam o sobie powiedział: Gdybym się bał, nie byłbym tu, gdzie jestem (Rzeczpospolita) i sprawdziło się w 100 procentach.
Na stronach portalu naTemat od prawie czterech lat można przeczytać wiersz przypisywany Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi, najwybitniejszemu żyjącemu polskiemu poecie, cenionemu przez Jarosława Kaczyńskiego, ale także laureata Nagrody Literackiej Nike. Ten wiersz, napisany we fredrowskim stylu, z pewnością unieśmiertelni Krystynę Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza, nawet jeżeli nie zostaną (co nie daj Boże) sędziami Trybunału Konstytucyjnego.
Piotrowicz i Pawłowicz w jednym siedli rzędzie:
Pawłowicz tuż przy przejściu, Piotrowicz w środeczku
Marszałek stuka laską: głosowanie będzie skarbu, którym pokieruje Jacek Sasin. To drugi wygrany w tym nowym rozdaniu.
Dostanie gigantyczną władzę nad podziałem posad w państwowych spółkach. O ile Emilewicz została wzmocniona kompetencyjnie, to Sasin – politycznie. Inna rzecz, że przywracając ministerstwo nadzorujące spółki państwowe, PiS przyznaje się do błędu. Wszak w pierwszych latach rządów PiS prezes Jarosław Kaczyński kazał zlikwidować Ministerstwo Skarbu Państwa, uznając, że taki scentralizowany nadzór nad państwowym mieniem jest nieskuteczny. Dziś widać, że nieskuteczny był wprowadzony przez PiS model przydzielenia spółek państwowych ministrom resortowym.
Ziobro się wzmocnił. Trochę. Zdecydowana większość ministrów pozostaje na swych stanowiskach. To efekt ostrych negocjacji między PiS a koalicjantami – przebudowa rządu była ryzykowna dla wszystkich stron. Partia Jarosława Gowina będzie miała jak dotąd dwóch ministrów (Gowin – nauka, Emilewicz – rozwój). Delikatnie wzmocnił się Zbigniew Ziobro, który przed wyborami był jedynym resortowym ministrem Solidarnej Polski. Teraz dodatkowo jego pupil Michał Woś dostał – osłabiony przez podział – resort środowiska.
Dymisja człowieka Szydło. Odejścia także nie są spektakularne. Tekę ministra środowiska traci Henryk Kowalczyk, człowiek Beaty Szydło. To osłabienie byłej premier, z drugiej jednak strony Szydło gra z Ziobrą, więc resort środowiska został w rodzinie. Wraz z likwidacją resortu energii odchodzi Krzysztof Tchórzewski – od dłuższego czasu spekuluje się, że trafi do władz jednej ze spółek państwowych.
– a Pawłowicz wyciąga świeżutkie ciasteczka.
Piotrowicz z niepokojem na Prezesa zerka:
Ten rozsiadł się jak basza, papierów ma masę, Docina oratorom, radość jego wielka – a Pawłowicz wyciąga myśliwską kiełbasę.
Prezes znaki:
Opozycja pozwala sobie już zbyt hardo!
Trzeba czym prędzej złożyć wniosek byle jaki.
– a Pawłowicz wyjmuje dwa jajka na twardo.
Piotrowicz do mównicy niespiesznie podchodzi:
Będzie reasumował: w tym zwarciu.
Prezes zadowolony, strategia wychodzi.
– Pawłowicz też „Wielkim żarciu”.
Piotrowiczowi daje
świetny kontenta, jakieś jest jak po
Niespodzianką jest odejście Kwiecińskiego, wieloletniego współpracownika Morawieckiego – ostatnio poza swym Ministerstwem Inwestycji, kierował także resortem finansów po Marianie Banasiu. W jego przypadku spekulacje dotyczą wyjazdu na zagraniczną posadę. Z jednej strony Morawiecki traci bliskiego współpracownika, z drugiej – zastąpi go inny człowiek premiera Tadeusz Kościński, od niedawna wiceszef resortu.
Będzie nowa minister rodziny, posłanka PiS Marlena Maląg, a także nowy minister od klimatu – Michał Kurtyka, wcześniej wiceminister środowiska. Wszystko to awanse ludzi z drugiego szeregu, wskazujące na kadrowe kłopoty PiS.
Premier osłabia MSZ. Mimo wielu prób, obóz władzy nie był w stanie znaleźć chętnego do objęcia MSZ. Dlatego ministrem pozostaje Jacek Czaputowicz, który nie ma żadnego zaplecza w PiS, ale jest znajomym premiera. Pozostawienie słabego politycznie Czaputowicza wymusiło zmiany w strukturze rządu – polityka europejska zostanie przeniesiona z MSZ do Kancelarii Premiera. Ministrem europejskim pozostanie – po tej przeprowadzce – Konrad Szymański, przez całą minioną kadencję starający się łagodzić napięcia w relacjach z UE, zwłaszcza w sprawie zmian w sądach.
Obóz władzy przekonuje, że w wyborach Polacy wybrali kontynuację, a więc logiczne, że rząd pozostanie niemal taki sam. Tak naprawdę jednak niezmieniony skład rządu to wypadkowa sytuacji wewnątrz PiS i kadrowych braków, nie zaś realizacja obietnicy danej Polakom.