Dom wariatów
Raport ANGORY – Polski pacjent
Nasza służba zdrowia jest poważnie chora, a psychiatria znajduje się w stanie agonalnym, do czego przyczyniają się: niekompetencja, lekceważenie obowiązków, afery, brak specjalistów, niedostatek środków, a przede wszystkim niewłaściwa opieka nad pacjentami.
Z powodu stwierdzonej schizofrenii X od kilku lat leczył się ambulatoryjnie. Był jednak na tyle świadomy, że gdy uznał, iż jego samopoczucie uległo chwilowemu pogorszeniu, sam zgłosił się do szpitala psychiatrycznego, gdzie rozpoczął kurację farmakologiczną. Po kilku dniach odwiedziła go mama, która chciała wziąć klucze, żeby podczas nieobecności syna zająć się jego mieszkaniem. Chociaż kobieta (z zawodu dyplomowana pielęgniarka) nie zauważyła u syna żadnych niepokojących objawów, to jednak poprosiła personel medyczny o zwiększenie dozoru, gdyż w okresie brania leków syn miał częste problemy z percepcją. Kilka godzin później u jednej z pacjentek na oddziale kobiecym wystąpiło nagłe zatrzymanie krążenia. Wezwany lekarz dyżurny przystąpił do reanimacji. Z nieznanych powodów razem z nim udał się tam cały personel pielęgnacyjno-pielęgniarski (prawie 10 osób), którego zadaniem było nadzorowanie oddziału męskiego. W tym czasie X poszedł do toalety i się tam powiesił.
– Prokuratura badała sprawę pod kątem tego, czy ktoś nie namówił pacjenta do targnięcia się na swoje życie, a gdy niczego nie ustaliła, wydała postanowienie o odmowie śledztwa – mówi dr Ryszard Frankowicz. – Jest to oczywisty absurd, który świadczy o braku wiedzy, złej woli albo chęci jak najszybszego zamknięcia sprawy. Prokuratura powinna zbadać, kto i w jaki sposób odpowiada za brak nadzoru i opieki nad pacjentem, co skutkowało samobójstwem. Równie zadziwiające jest to, że prokurator, zapewne przekonany o „genialności” własnej teorii, nie zdecydował się na skorzystanie z wiedzy biegłego.
Matka zmarłego pacjenta złożyła zażalenie na to postanowienie i dodatkowo zawiadomiła Prokuraturę Krajową, która przekazała sprawę Prokuraturze Okręgowej. Następnie akta trafiły do tej samej Prokuratury Rejonowej, która wcześniej już badała tę sprawę. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tym razem prokurator przeczyta akta ze zrozumieniem. Rodzina X zamierza także złożyć pozew cywilny przeciwko szpitalowi i będzie się domagać zadośćuczynienia (prawdopodobnie 500 tys. zł).
Tragedie za zamkniętymi drzwiami
– W polskich realiach, gdy w szpitalu umiera pacjent, jego rodzina często składa do prokuratury wniosek o podjęcie śledztwa i czeka na zakończenie postępowania, a to może trwać bardzo długo. Śledztwo prokuratorskie i proces karny nie służą zabezpieczeniu dóbr osoby pokrzywdzonej lub jej zstępnych – od tego jest proces cywilny. Tymczasem roszczenie z powództwa cywilnego mija już po upływie trzech lat. Dlatego warto w niektórych przypadkach równolegle z procesem karnym wystąpić z roszczeniem cywilnym – dodaje dr Ryszard Frankowicz.
To nie jest jedyny przypadek skandalicznej opieki nad pacjentami w polskich szpitalach psychiatrycznych. Przed kilku laty do placówki w województwie łódzkim przyjęto pacjenta po próbie samobójczej. Mężczyźnie podano leki i pozostawiono bez nadzoru. Korzystając z braku kontroli, znalazł nóż, który znajdował się na terenie oddziału, i rozkręcił nim framugę okna w korytarzu, które nie było zabezpieczone kratą. Pacjent spadł z wysokości kilku metrów, doznając obustronnego złamania kości podudzia oraz miednicy. Zachowanie pracowników szpitala było wyjątkowo niekompetentne, a do tego dopiero po 12 godzinach znaleźli oddział ortopedyczny, który podjął się leczenia pacjenta. W tej historii pocieszające jest tylko to, że szpital przegrał proces w sądzie i musiał zapłacić pacjentowi zadośćuczynienie.
Kolejny przykład jest równie pouczający. Na terenie osiedla mieszkaniowego na Dolnym Śląsku młody mężczyzna wszczął burdę. Zamiast do izby zatrzymań przewieziono go na oddział psychiatryczny miejscowego szpitala. Tam okazało się, że brakuje miejsc, więc pacjenta umieszczono w… świetlicy, spętano pasami, a pomieszczenie zamknięto. Mężczyzna uwolnił się z pasów. Pracownicy oddziału psychiatrycznego okazali się podwójnymi dyletantami – nie tylko nie umieli skutecznie unieruchomić pacjenta, ale podczas przeszukania, które przeprowadzili zaraz po przyjęciu do szpitala, nie znaleźli papierosów i zapalniczki. Pozostawiony bez opieki pensjonariusz zapalił papierosa i usnął. Od niedopałka zajął się materac na łóżku; nadpalił się też plastikowy abażur zwisającej z sufitu lampy. Pacjent, który doznał rozległych oparzeń, pozwał szpital i zyskał odszkodowanie oraz zadośćuczynienie.
W czerwcu tego roku media doniosły o bulwersującej sprawie, która wydarzyła się w szpitalu psychiatrycznym w województwie pomorskim: 15-letnia pacjentka, którą z braku miejsca na oddziale dziecięcym umieszczono na oddziale dla dorosłych, została zgwałcona. Dyrekcja tłumaczyła się brakiem wystarczającej liczby personelu medycznego.
Także psychiatrów ponosi czasem chuć. Przed kilku laty jeden z lekarzy odbył stosunek z pacjentką, ale powołany przez sąd biegły stwierdził, że takie zachowanie nie jest błędem w sztuce lekarskiej.
– W szpitalach psychiatrycznych brakuje wykwalifikowanego personelu, który musi opiekować się coraz większą liczbą pacjentów. Jednocześnie zbyt wiele lekkich przypadków leczy się na oddziałach zamkniętych zamiast ambulatoryjnie – twierdzi dr Frankowicz. – Krytykujemy położnictwo, ginekologię, geriatrię, a tymczasem chyba najsłabszym ogniwem naszego systemu ochrony zdrowia jest psychiatria.
Współpraca: dr Ryszard Frankowicz. Telefon kontaktowy: 602 133 124 (w godz. 10 – 12).