Oskarżony o zabójstwo 5 osób i usiłowanie zabójstwa kolejnych 34
Wyjątkowy proces przed poznańskim sądem
Takie rzeczy tylko w telewizji w programach o megatransportach? Nic bardziej mylnego. Kilka tygodni temu dwie firmy przewiozły... dom. W całości!
– To było rzeczywiście przedsięwzięcie dość trudne pod względem logistycznym, ale w końcu specjalizujemy się w transportowaniu niekonwencjonalnych gabarytów – komentuje Tomasz Krawczyk, właściciel firmy Tomax.
Dom, który kilka tygodni temu Tomax i Ziółkowski Transport przewoziły nocą, ma 8 m szerokości, 12 m długości i 6,5 m wysokości i pochodzi z lat 40. minionego wieku. Drewniane domy można dość łatwo przenosić: zwykle rozbiera się je na części, a w nowym miejscu – składa. Tego jednak nie można było rozebrać.
– Zniszczylibyśmy oryginalny dach z pięknymi obróbkami. Dziś już nie ma fachowców, którzy odtworzyliby np. przepiękne rozety w formie koniczynek – mówi Tomasz Romańczuk, który z żoną Katarzyną prowadzi w okolicach Parczewa stadninę koni i agroturystykę „Dworek Makoszka”.
– Na sam transport domek czekał dwa lata. Bardzo dużo czasu zajęło nam załatwianie pozwoleń, a później także przygotowania budynku do przewozu. Trzeba go było opróżnić, rozebrać znajdujące się w środku piece kaflowe, zdjąć drzwi i okna. Dokładnie sprawdzona została również trasa przejazdu – mówi pani Katarzyna.
Podwaliny domu przed transportem wzmocniono kilkoma solidnymi, drewnianymi belkami. Ściany zewnętrzne „spięto” ze sobą specjalnymi szpilami. Także wszystkie ściany boczne zostały wzmocnione przybitymi na krzyż deskami.
– Kiedy już dom został pospinany, podnieśliśmy go ostrożnie na legarach, żeby można było wsunąć pod niego specjalną niskopodłogową platformę, na której był wieziony – opowiada pan Tomasz.
Ruszyli o północy. 28 kilometrów z miejscowości Jabłoń do Makoszki pokonali w 14 godzin. Jechali drogami powiatowymi, gminnymi, wojewódzką, a nawet przez las.
– Musieliśmy nie tylko podnosić linie energetyczne, ale także przycinać gałęzie drzew. Znaki drogowe też musieli
śmy zdemontować na czas przejazdu – opowiada pan Tomasz.
Teraz dom będzie restaurowany. Potem będą w nim mogli mieszkać goście agroturystyki.
15 listopada przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ma rozpocząć się proces Tomasza J. To on, zdaniem prokuratury, doprowadził do wybuchu gazu w jednej z poznańskich kamienic w marcu 2018 roku. Budynek częściowo się zawalił, a pod jego gruzami zginęły 4 osoby, kolejnych 9 odniosło obrażenia.
Wybuch nie był dziełem przypadku. Mężczyzna chciał w ten sposób zatrzeć ślady po wcześniejszym zabiciu swojej żony. Tomasz J. odkręcił rurę doprowadzającą gaz do kuchenki. W wyniku eksplozji on sam doznał poważnych obrażeń.
Tomasz J. oskarżony jest o cztery przestępstwa:
– zabójstwo swojej żony Beaty J. Zadał jej kilkanaście cio
sów w klatkę piersiową, prawdopodobnie nożem; – zabójstwo 4 osób i usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób. Chodzi o mieszkańców częściowo zawalonej kamienicy po wybuchu gazu; – znieważenia zwłok Beaty J. Jak ujawniają poznańskie media, oskarżony brutalnie okaleczył kobietę, oskalpował jej głowę, a na czole wyciął litery „ZKA”; – spowodowanie 1 stycznia 2018 roku wypadku drogowego. Śledczy ustalili, że Tomasz J. doprowadził do niego umyślnie. Samochód, którym kierował, uderzył w drzewo, a poszkodowanym w wypadku był Kacper J., syn Beaty i Tomasza. Chłopiec doznał ciężkich obrażeń ciała. Musiał przejść kilka operacji. Beata J. obwiniała męża o ten wypadek. Była przekonana, że doprowadził do niego celowo. To miała być zemsta za to, że postanowiła rozstać się z mężem. Prawdopodobnie to właśnie zemsta i zazdrość stały się motywami tej zbrodni. Jeszcze w 2017 roku małżeństwo wspólnie z synem mieszkało w zawalonej kamienicy. Nie byli jednak zgodną parą. Ponoć często dochodziło między nimi do kłótni, mężczyzna bywał agresywny wobec żony. Tomasz J. miał w 2017 roku, wyjechać do pracy w Anglii. Często jednak odwiedzał rodzinę. Gdy przyjechał na święta w grudniu 2017 roku, Beata J. zażądała rozwodu. Kilka dni później w Nowy Rok oskarżony doprowadził do wypadku, w którym ucierpiał ich syn. Wówczas kobieta kazała wyprowadzić się mężowi i zaraz potem zmieniła zamki w drzwiach. Poznańscy dziennikarze śledzący tę sprawę twierdzą, że próbowała ułożyć sobie życie z nowym partnerem. Miała nawet w dniu tragedii lecieć do niego do Anglii. Dzień wcześniej przyjechał jednak do niej Tomasz J. On sam od dnia aresztowania milczy. Nie ustosunkował się w żaden sposób do zarzutów. Nie złożył wyjaśnień. Według biegłych jest poczytalny i może odpowiadać przed sądem za swoje czyny. Mężczyzna nigdy wcześniej nie był karany. Za zarzucane mu przestępstwa grozi najwyższa kara – dożywotniego pozbawienia wolności.
Proces Tomasza J. ma się rozpocząć 15 listopada. Poznański Sąd Okręgowy rozdaje na niego wejściówki. Chętni po nie ustawiają się w kolejkach. Dla publiczności przygotowano ich aż 78 sztuk. Ponieważ oprócz pokrzywdzonych i dziennikarzy rozprawę chce zobaczyć wiele osób, przeważnie studentów prawa, proces będzie się toczył w największej sali poznańskiego sądu, gdzie może go obserwować nawet 150 osób.
Straszna sprawa
Z pewnością owo ogromne zainteresowanie podyktowane jest bezprecedensowym aktem oskarżenia. Prawdopodobnie nikt wcześniej w Polsce nie usłyszał podobnych zarzutów. Sędzia Małgorzata Ziołecka, która rozstrzygała w marcu 2018 roku zażalenie na areszt Tomasza J., pozwoliła sobie na skomentowanie tej sprawy. I zrobiła to, jak sama stwierdziła, poza kwestią rozstrzygania zażalenia:
– Jestem sędzią od prawie 40 lat. Przez cały ten czas orzekam w sprawach karnych. Słyszałam i widziałam rzeczy straszne. Czyny okrutne, żeby nie powiedzieć bestialskie. Jednak po raz pierwszy mam do czynienia ze sprawą, w której sprawca zabójstwa, bądź w celach samobójczych, bądź w celu ukrycia swojej zbrodni z pełną premedytacją pociągnął w otchłań śmierci cztery osoby i spowodował ciężkie obrażenia ciała kilkudziesięciu innych. Jest to naprawdę straszna sprawa.
Sprostowanie Autorem i pomysłodawcą karty informacyjnej dla pracowników SOR mających styczność z osobami głuchymi i niedosłyszącymi jest student medycyny Uniwersytetu Zielonogórskiego p. Piotr Kimla.
Za pomyłkę w tekście pt. „Student opracował innowację dla głuchych pacjentów SOR” serdecznie przepraszamy.
Redakcja