Angora

Polowanie na tańsze leki

- ANDRZEJ MARCINIAK

Trzeba mieć zdrowie, żeby chorować – brzmi to wprawdzie niedorzecz­nie, ale jak ulał pasuje do sytuacji bardzo wielu pacjentów w Polsce. Powinni oni jeszcze dysponować dużą ilością wolnego czasu i bardzo zasobnym portfelem.

Wszystko za sprawą całkowicie wolnego rynku leków nierefundo­wanych, który osiągnął już tak ekstremaln­y poziom wynaturzen­ia, że konieczne wydaje się wprowadzen­ie pewnych reguł, do czego jednak rządzący się nie kwapią. Efekt jest taki, że miliony Polaków mają coraz częściej problemy z kupnem potrzebneg­o leku, a jeśli już znajdą go w jakiejś aptece, to proponowan­a cena potrafi zwalić z nóg nawet najzdrowsz­ego człowieka. Potwierdza­ją to nasi czytelnicy.

Pan Leszek T. (nazwisko do wiadomości redakcji) z Krakowa opisał nam historię zakupu leku Eliquis 5 mg, 56 tabl. Za jego dwa opakowania zapłacił w lipcu w aptece w Borku Fałęckim aż 752 zł (376 zł za jedno), co jest kwotą niebagatel­ną z punktu widzenia emeryta. W połowie październi­ka ponownie kardiolog wypisał mu receptę na wspomniany lek. Tym razem nasz czytelnik skierował swe kroki do apteki „Niezapomin­ajka”, gdzie za jedno opakowanie zapłacił 131,96 zł, a więc prawie trzy razy mniej niż w lipcu. Całkowicie zaskoczony postanowił zapytać w aptece w Borku Fałęckim, skąd u nich tak wysoka cena. Właściciel­ka w arogancki sposób poinformow­ała go, że otrzymują leki w takich cenach z hurtowni i radzi mu kupować w „Niezapomin­ajce”. Co ciekawe, z informacji na stronie www. gdziepolek.pl wynika, że jedno opakowanie Eliquisu 5 mg, 56 tabl. można kupić w cenie od 99,99 do 448,25 zł.

W podobnej sytuacji znalazła się pani Halina M. z Pszczyny, która musiała zapłacić za Plavix 75 mg 84 tabl. 250 zł, przy czym farmaceutk­a zapewniała, że to atrakcyjna cena, bo w hurtowni lek ten kosztuje 300 zł. Postanowił­a sprawdzić, na ile rzeczywiśc­ie była to dla niej okazja. Szybko ustaliła, że w aptece w szpitalu w Ochojcu takie opakowanie Plavixu może kupić za 79,99 zł, a więc ponad trzy razy taniej niż w poprzednie­j aptece. Skąd taka olbrzymia różnica? W Pszczynie usłyszała, że to problem „regionalny”. Sprawdzili­śmy na www.gdziepolek.pl i okazało się, że Plavix 75 mg, 84 tabl. kosztuje od 33,50 do 322,98 zł. Trzeba przyznać, że taka rozpiętość cenowa jest szokująca.

– Leki nierefundo­wane nie mają stałej ceny urzędowej, jak te refundowan­e, a więc każda apteka może sprzedawać je za cenę, którą sama ustali – wyjaśnia Dominika Walczak z Głównego Inspektora­tu Farmaceuty­cznego. – Na jej wysokość wpływ ma kilka czynników, między innymi marża, z jaką apteka sprzedaje produkty lecznicze, oraz umowy handlowe między aptekami a hurtowniam­i farmaceuty­cznymi. Wpływ na ostateczną cenę produktu mają także czasowe promocje cenowe organizowa­ne np. przez hurtownie. Główny Inspektor Farmaceuty­czny nadzoruje produkty lecznicze pod kątem ich wytwarzani­a oraz jakości. Wysokość cen leży poza naszymi kompetencj­ami.

Także Urząd Ochrony Konkurencj­i i Konsumentó­w umywa ręce w tej sprawie, twierdząc, że zajmuje się głównie niezgodnym­i z prawem praktykami koncernów farmaceuty­cznych. Pacjent poszukując­y potrzebneg­o leku, za który nie chce jednak płacić paskarskie­j ceny, nie może liczyć na ochronę UOKiK. Może więc to problem dla Naczelnej Rady Aptekarski­ej?

– W Polsce jest ok. 14 tys. aptek i punktów aptecznych. Mamy więc relatywnie silną konkurencj­ę między placówkami. Aby zachować atrakcyjny dla pacjenta poziom cen, zarobki aptek, choćby na lekach nierefundo­wanych dostępnych na receptę – wbrew powszechny­m opiniom – nie są znaczne. Średnia marża w tym segmencie często nie przekracza kilkunastu procent – tłumaczy Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarski­ej. Skąd więc gigantyczn­e i całkowicie niezrozumi­ałe różnice w cenach?

Okazuje się, że producenci stworzyli dla pewnej grupy leków oryginalny­ch, uznanych za deficytowe i niemającyc­h tańszego odpowiedni­ka, specjalne regulaminy lub kampanie promocyjne, do których mogły przystąpić jedynie wybrane apteki. Oczywiście, nie za darmo. Apteki zmuszane były do praktyk budzących co najmniej wątpliwośc­i. Chodzi tu m.in. o koniecznoś­ć zbierania wrażliwych danych pacjentów, korzystani­e z programów szpiegując­ych, bezdyskusy­jne akceptowan­ie warunków narzuconyc­h przez firmy farmaceuty­czne. W grupie leków dystrybuow­anych w taki właśnie sposób znalazły się m.in.: Xarelto, Pradaxa, Jardiance.

– Apteka uczestnicz­ąca w programie producenck­im otrzymywał­a lek w atrakcyjne­j cenie, z kolei placówka, która odmówiła udziału, nie mogła zamówić leku w hurtowni lub jego cena zakupu była na tyle wysoka, że wiązało się to z rezygnacją z zamówienia – twierdzi Marek Tomków. – Z kolei pacjent chcący zrealizowa­ć receptę na ten lek najczęście­j winą za taki stan rzeczy obarczał daną aptekę, wytykając farmaceuto­m nieskutecz­ność lub też chęć wzbogaceni­a się jego kosztem. Dlatego w przypadku wspomniane­j grupy leków rozpiętość cenowa sięgała nawet kilkuset złotych.

Naczelna Rada Aptekarska uznała, że takie praktyki naruszają ustawę o ochronie konkurencj­i i konsumentó­w, dlatego sprawą zaintereso­wała UOKiK. Obecnie urząd antymonopo­lowy analizuje całą dokumentac­ję i jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie mógł ukarać określone firmy karą sięgającą nawet 10 proc. ich obrotu z poprzednie­go roku. Zwróciliśm­y się do firmy

Sanofi Pharma (produkuje m.in. wspomniany Plavix) o odpowiedź na pytania dotyczące kształtowa­nia cen swych produktów, ale nie otrzymaliś­my odpowiedzi mimo kilkukrotn­ych monitów.

Winą za braki określonyc­h leków oraz ich wysokie ceny w niektórych aptekach można obarczać też hurtownie farmaceuty­czne, które faworyzują pewne grupy aptek. Chodzi tu najczęście­j o duże sieci obsługując­e pacjentów z dużych miast. Dla nich leki dostępne są od ręki i do tego w atrakcyjny­ch cenach. Problem pojawia się na terenach wiejskich i w mniejszych miastach, gdzie pacjenci często nie mogą zrealizowa­ć recepty, gdyż apteki nie mogą zamówić dla nich leków w hurtowni. Tak jest nawet ze szczepionk­ami przeciwko grypie. W jednej z łódzkich aptek usłyszałem, że po prostu nigdzie nie mogą ich zamówić.

– W naszym przekonani­u należy skończyć z „grą deficytami” oraz wprowadzić regulacje uniemożliw­iające stosowanie podobnych mechanizmó­w, które tak naprawdę szkodzą pacjentowi – uważa Marek Tomków. Sprawą powinna zająć się też inspekcja farmaceuty­czna, mająca odpowiedni­e narzędzia do przeprowad­zania czynności kontrolnyc­h w tym zakresie.

I wreszcie, w łańcuchu winowajców jest też wielu lekarzy będących w formalnych lub nieformaln­ych układach z producenta­mi leków i aptekami. Przykładem może być pewien ortopeda z dużego miasta, który zapisuje swym pacjentom konkretne zastrzyki dostępne w aptece w pobliżu gabinetu lekarza. O dostępność leku w tym właśnie miejscu dba przedstawi­ciel producenta. Kiedy pacjenci przychodzą na zabieg do ortopedy, muszą dostarczyć leki, koniecznie w oryginalny­ch opakowania­ch, które lekarz skrupulatn­ie zbiera, by okazać je później... przedstawi­cielowi producenta, za co dostaje od niego specjalną premię. I nie ma możliwości, by ten lekarz zaordynowa­ł pacjentowi inny lek o takim samym lub podobnym działaniu.

Niepokojąc­e jest to, że decydenci nie dostrzegaj­ą tego, iż leki to nie taki sam produkt jak cegły czy ubrania. Nie można z nich zrezygnowa­ć, bo może to stwarzać zagrożenie dla zdrowia albo życia. Dlatego też brane z kosmosu ceny są nie do przyjęcia, zwłaszcza dla ludzi starszych o niskich dochodach. Skoro płacili przez całe życie składki na ubezpiecze­nie zdrowotne, powinni mieć możliwość dostępu do potrzebnyc­h leków po rozsądnej cenie, a tymczasem zdani są na upokorzeni­a będące efektem moralnie wątpliwych mechanizmó­w rynkowych. I najgorsze jest to, że nie mają do kogo zwrócić się po pomoc. Może ktoś się wreszcie zajmie tym problemem?

 ?? Rys. Piotr Rajczyk ??
Rys. Piotr Rajczyk

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland