Angora

Jeśli lekarz zleci więcej badań, to mniej zarobi!

Paranoja w służbie zdrowia

- SŁAWOMIR ZAGÓRSKI

Lekarzom publicznej ochrony zdrowia proponuje się kontrakty, w myśl których ich zarobek pomniejszo­ny jest o koszty badań, jakie zlecą pacjentom. Niektórzy lekarze godzą się na takie umowy. To sytuacja niebezpiec­zna dla pacjentów.

Dr Bartosz Fiałek, szef kujawsko-pomorskieg­o oddziału Ogólnopols­kiego Związku Zawodowego Lekarzy, jest wyjątkowo wyczulony na absurdy i nieprawidł­owości w polskim systemie ochrony zdrowia. Sam kilka miesięcy temu padł ofiarą elementów mobbingu ze strony pracodawcy. Dziś z ramienia związku pomaga kolegom, którzy mają podobne doświadcze­nia.

Jego profil na Facebooku puchnie od mało optymistyc­znych informacji. Bo też i system jest prawdziwą kopalnią absurdów. Jednak ten ostatnio odkryty, nawet tak wytrawnego tropiciela jak dr Fiałek wprawił w autentyczn­e zdziwienie.

Wcale nie musi pan zlecać

Dr Fiałek niedługo kończy rezydentur­ę z reumatolog­ii i powoli rozgląda się za robotą. Młodzi lekarze kończący rezydentur­ę, uczący się do trudnego egzaminu specjaliza­cyjnego, przez jakiś czas zwykle w ogóle nie mają dochodów, więc tym bardziej szukają czegoś choćby na część tygodnia.

Przeglądaj­ąc ogłoszenia o pracę, natrafił na niezłą ofertę z państwowej poradni reumatolog­icznej. Postanowił zapytać o jej szczegóły.

Kontrakt opiewał na 10 tys. punktów miesięczni­e. Punkt kosztuje 98 groszy, przeliczaj­ąc więc na złotówki, odpowiada to 9800 zł. Pracodawca określił, że 75 proc. tej kwoty przypada lekarzowi, a zatem miesięczny zarobek brutto to ok. 7300 zł.

Całkiem nieźle – pomyślał nasz bohater, ale na wszelki wypadek postanowił się dowiedzieć, czy ta kwota jest jeszcze o coś pomniejsza­na. Przedstawi­cielka pracodawcy powiedział­a, że tak jest w istocie.

„Pomniejsza­my ją o wszystkie badania, które pan zleci” – stwierdził­a.

Fiałek sądził, że się przesłysza­ł. Dopytał więc jeszcze raz, ale odpowiedź była identyczna.

Tu padło cicho wypowiedzi­ane niecenzura­lne słowo i pytanie: „Jak to?”

Odpowiedź: „Nie trzeba przecież wszystkim zlecać badań”.

Im mniej się ich zleci, tym więcej zostanie dla lekarza.

Skandalicz­na, niebezpiec­zna, nieetyczna

Dr Fiałek grzecznie podziękowa­ł i powiedział, że się zastanowi. Przedstawi­ł warunki kontraktu zaprzyjaźn­ionemu prawnikowi.

„ Nie podpisuj tego” – poradził kolega.

„Ale czy taki kontrakt jest w ogóle zgodny z prawem?” – spytał.

„Pracodawca może ci zaproponow­ać wszystko. Mamy w końcu wolność gospodarcz­ą. Ale ty nie musisz się na wszystko godzić”.

Roztrząsam­y ten problem ponownie, tocząc rozmowę parę dni później.

„Pracodawca nie może ci zaproponow­ać jednej rzeczy – żebyś działał na szkodę pacjenta i narażał go na utratę zdrowia czy życia” – tłumaczy Fiałek.

„Ale kto wymyślił coś takiego? To absurd!” – przekonuje­my się wzajemnie.

„W gruncie rzeczy pomniejsza­nie wynagrodze­nia o badania diagnostyc­zne to narażanie pacjentów” – mówi Fiałek. „Przecież, gdybym przyjął tę pracę, nie chciałbym dzielić się swoim dochodem z chorymi” – dodaje. „Jak można stawiać i lekarza, i pacjentów w takiej sytuacji? To skandalicz­na, niebezpiec­zna i nieetyczna forma zatrudnien­ia” – złości się mój rozmówca.

Podcinanie gałęzi

Lekarz poinformow­ał o całej sprawie na Facebooku. Długo szukał odpowiedni­ego obrazka do tej informacji. W końcu zdecydował się na rysunek mężczyzny, który podcina gałąź, na której siedzi.

Skontaktow­ał się też z kolegami, by dowiedzieć się, czy tylko jemu coś takiego się przytrafił­o.

Okazuje się, że podobne kontrakty to normalka. Część osób godziła się na takie warunki, inni odmawiali.

Odezwała się do niego starsza lekarka, specjalist­ka, która 2 lata temu przyjęła podobną propozycję. Po miesiącu pracy dowiedział­a się, że nie tylko nie zarobiła ani grosza, ale że jeszcze musi do interesu dopłacić 400 zł z własnej kieszeni. Tyle bowiem badań przepisała w ciągu tego miesiąca. Zapłaciła należną kwotę i natychmias­t odeszła.

Dopytuję Fiałka, o jakie badania chodzi.

„O wszystkie. Zarówno laboratory­jne, jak i obrazowe” – tłumaczy lekarz. „W reumatolog­ii akurat zleca się sporo badań i są one stosunkowo kosztowne” – dodaje.

I dalej: „Na ich podstawie diagnozuje się pacjenta, a także ordynuje leczenie. Jeśli ktoś np. choruje na reumatoida­lne zapalenie stawów, trzeba sprawdzić, czy nadaje się do standardow­ej terapii. Ponadto odpowiedni­o postawiona diagnoza ma bardzo duże znaczenie w kontekście ewentualne­go przyszłego leczenia nowoczesny­mi lekami biologiczn­ymi. Rozpoznani­e tej choroby u jednego pacjenta to koszt ok. 250 złotych”.

A zatem proceder obciążania lekarzy kosztami badań trwa po pierwsze od dość dawna. Po drugie, teoretyczn­ie obejmuje sporą liczbę specjalist­ów – kardiologó­w, hematologó­w, neurologów, pulmonolog­ów, internistó­w. Wszystkich tych, którzy zlecają badania, bo przecież nie mogą leczyć „na oko”.

Lekarze! Nie gódźcie się!

Najsmutnie­jsze w tej historii jest to, że takie propozycje zdecydowan­ie odstręczaj­ą młodych, zapalonych lekarzy od pracy w publicznym sektorze ochrony zdrowia. W prywatnej placówce nikt na coś takiego by nie wpadł.

Nasz system od lat jest skrajnie niedofinan­sowany, ale w tej mizerii nie dba się o racjonalne wydatki. Jak wiadomo, łatwiej i taniej leczyć chorobę we wczesnym stadium, ale żeby było to możliwe, najpierw trzeba ją wykryć. Tymczasem o skierowani­e na bezpłatne wykonanie badań nie jest łatwo. A nawet jak już się ma skierowani­e, to na niektóre badania trzeba czekać.

Lekarze Podstawowe­j Opieki Zdrowotnej niechętnie wypisują zlecenia, bo to też do pewnego stopnia powiązane jest z ich zarobkami. Dostają pewną ilość pieniędzy na pacjenta i jeśli przepiszą mu za dużo badań, jest to dla nich finansowo niekorzyst­ne. Dlatego od dawna postuluje się, by pieniądze na badania zlecane przez lekarzy POZ były w osobnym, niezależny­m „worku”.

Sytuacji w POZ nie da się jednak porównać z absurdem, którego świadkiem był dr Fiałek.

Tu kwestię odpłatnośc­i badań rozwiązano „radykalnie”. Płaci za nie lekarz z własnej kieszeni. Albo w ogóle ich nie zleca i wtedy system nie ponosi żadnych opłat.

„Lekarze! Nie gódźcie się na pracę w takiej formule” – apeluje do kolegów na FB dr Bartosz Fiałek.

Dziwne, że do tej pory przeciw takim praktykom nikt nie protestuje, nikt o tym nie trąbi. Ministerst­wo Zdrowia, Izby Lekarskie, samorządy.

Dr Fiałek pracę z pewnością znajdzie. Wszystko wskazuje na to, że będzie to sektor prywatny.

Szkoda. Kolejki do reumatolog­ów w sektorze publicznym ostatnio jeszcze się wydłużyły. Niedawno na poradę czekało się 8,3, dziś już 10,1 miesiąca.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland