Seksualność ma przynosić szczęście
Rozmowa z Aleksandrą Dulas z Fundacji SPUNK.
– Po co edukować dzieci w sprawach seksu? Ludzie do tej pory dawali sobie radę sami. To sprawa domu...
– Mogę powiedzieć, że to chyba najczęściej wysłuchiwana przeze mnie argumentacja przeciwników rozmawiania o seksualności. Zdaję sobie sprawę, że każdy da sobie radę z prokreacją, ale bycie z drugim człowiekiem blisko to nie tylko zapłodnienie i urodzenie dzieci. To intymność, więź, świadomość własnego ciała i własnego ja. I nie zgadzam się, że ludzie do tej pory dawali sobie radę. Nasze babki niewiele wiedziały o swoim ciele i współczesne dziewczynki też niewiele wiedzą. Miesiączka zaskakiwała i zaskakuje. Przemoc w relacjach istniała i istnieje. Trzeba o tym wszystkim mówić. Raczej powiedziałabym, że sobie nie radziliśmy i nadal sobie nie radzimy. Z tym że jeszcze mamy nowoczesne technologie, które mogą młodym ludziom skomplikować dojrzewanie. Dlatego potrzebują edukacji, w czasie której zdobędą wiedzę, jak bezpiecznie dorastać.
– Skąd pomysł, żeby zostać edukatorką?
– To nie był plan, tylko przypadek, może zbieg okoliczności. Rozpoczynając pracę w Fundacji, wraz z Anną Jurek realizowałyśmy projekt dotyczący edukacji obywatelskiej. Młodzież miała sama wymyślić i zrealizować działania na rzecz szkolnej społeczności. Okazało się, że siedem z proponowanych przez nią projektów dotyczyło seksualności. No i to był sygnał, że trzeba się tym zająć. Rozpoczęłyśmy zatem pracę nad programem edukacji seksualnej. I siła tego programu polega na tym, że był on przygotowywany wspólnie z młodymi ludźmi. Zarówno tematy, jak i sposoby ich przekazywania były konsultowane z młodzieżą. Zrobiłyśmy coś, czego praktycznie nie robi się w polskiej szkole – zapytałyśmy bezpośrednich odbiorców, osoby najważniejsze i najbardziej zainteresowane jakością tworzonego dla nich programu, jaki on ma być. Jakimi metodami należy pracować, żeby były one dla uczniów najbardziej zrozumiałe, najciekawsze, wyzwalające najwięcej refleksji. W pracy pomagali nam również seksuolodzy i lekarze ginekolodzy, którzy opiniowali program. Był rok 2009. Pierwszą osobą, która w program uwierzyła, była dyrektorka Gimnazjum nr 44 w Łodzi, pani Grażyna Wojdyła, i to ona dała nam zielone światło. Tak weszłyśmy do szkół. Z młodzieżą, która wtedy pomagała nam program przygotowywać, jesteśmy w kontakcie do dziś. To bardzo mądrzy i świadomi młodzi ludzie.
– Od tego czasu minęło 10 lat. Co się zmieniło?
– Stałyśmy się ekspertkami w dziedzinie edukacji seksualnej. Cały czas się doszkalamy, ja kończę seksuologię. A program ulepszamy i zmieniamy. Dostosowujemy go do grupy młodzieży, z którą przychodzi nam pracować. Spotykam się z pracownikami szkoły lub ośrodka wychowawczego, zanim pójdę na zajęcia. To ważne. Musimy trafić z przekazem do tej konkretnej grupy dzieci. Kiedy byłyśmy na zajęciach w ośrodku dla dzieci głuchych, przed wizytą godzinami rozmawiałyśmy z psycholożką o sposobie przekazania wiedzy tak, by jak najlepiej dotarła ona do odbiorców.
Przez te 10 lat zmieniła się też sama młodzież. Nie bez znaczenia jest wpływ mediów na postrzeganie zagadnień dotyczących seksu. W czasie rozmowy pojawia się temat filmów porno czy randek internetowych. Dziewczynki stały się bardziej odważne, chętniej rozmawiają. Kiedyś siedziały cicho, zdominowane przez brylujących chłopaków. A dziś wiedzą, o co chcą zapytać, potrafią spacyfikować wygłupiających się chłopaków, bo chcą dostać rzetelną wiedzę. W chłopcach też dostrzegam zmianę. Są mniej stereotypowi. Wiedzą, że mogą mieć inne zainteresowania niż piłka nożna (choć ta nadal jest na topie), a także to, że kolorowa koszulka czy spodnie nie są tożsame z orientacją seksualną.
– Jakie problemy najbardziej interesują młodzież?
– To wszystko zależy od wieku pytającego. Dla młodszych osób wszystko jest ciekawe. Dzieci nie mają doświadczeń i dla nich seks znaczy tyle samo co sól. Nazwa i tyle. Pamiętam zajęcia z przedszkolakami. Poruszałyśmy sprawy dotyczące bezpiecznego dotyku, a także w sposób przystępny odpowiadałyśmy na pytanie, skąd się wzięliśmy. U starszych tematy się zmieniają. Najwięcej zajęć mamy z 12 – 15-latkami. To wiek dojrzewania zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Zatem i pytania są różne. Bywają prowokujące – z chęci zabłyśnięcia. Ważny jest dialog, a na jego brak nie możemy narzekać. Są i śmieszne momenty, ale przecież seksualność ma przynosić szczęście i dawać przyjemność; nie jest to temat ponury, zatem i na uśmiech jest tu miejsce. Kiedyś, rozmawiając o języku, grupa rozważała, czy słowo „przelecieć kogoś” ma znaczenie pejoratywne, czy nie. Czy można na przykład przelecieć żonę. Jeden z chłopców po chwili przemyśleń wstał i rzekł: „Można żonę przelecieć, ale... z szacunkiem”. Oczywiście po jego wypowiedzi nastąpiła salwa śmiechu.
Na lekcjach poruszane są rozmaite problemy: od, wydawałoby się oczywistych, takich jak miesiączka lub jej brak, polucje, budowa anatomiczna człowieka, przez nieszczęśliwe miłości, aż po chęć posiadania dziecka, by wyrwać się z toksycznego domu czy ośrodka wychowawczego. Zajść w ciążę po to, by stać się niezależną od innych, jak myślą niektóre dziewczęta, lub żeby „nareszcie ktoś mnie kochał”. To są naprawdę trudne i ważne rozmowy. Są też pytania typu: Czy da się włożyć słoik do odbytu? Ewidentne prowokacje podłapane z wątpliwej wagi filmów w internecie. Odpowiadam: – Można, tylko po co? – A ostatnio modny temat LGBT? – Też. Jednak tu próg tolerancji jest różny i oczywiście zależy od rodziny, w jakiej młody człowiek wzrasta, a także od otaczającego go środowiska. Są chłopcy, którzy na dźwięk słowa gej krzyczą, że nie będą na ten temat rozmawiać, bo to obrzydliwe. Są szkoły, gdzie akceptacja dla osób nieheteronormatywnych jest duża. Wszystko zależy od rady pedagogicznej i postawy dorosłych. Jeśli w nauczycielach nie ma zgody na przemoc i dyskryminację, to młodzi ludzie też nie przejawiają zachowań agresywnych. Znam wielu, którzy są wspierający, przyjacielscy. Znam szkoły, w których wszystkim jest dobrze. Stale jednak w Polsce jest to mniejszość. Szkoła jest przemocowa. Na różnych poziomach i dla wszelkiego typu odmienności.
– Czy Polacy są otwarci i tolerancyjni?
– Bywają. Nie jest to jednak nasza najmocniejsza cecha. Wierzę, że jedynym lekiem na ten problem jest edukacja. Brak wiedzy prowadzi do niezrozumienia, strachu i agresji.
– Czy informujecie też o zagrożeniach?
– Oczywiście! Chociaż staramy się promować pozytywny model seksualności. Mówić, że jeśli będziemy dokonywać mądrych wyborów, to nasza seksualność może nam przynieść wiele szczęścia, radości i przyjemności. Ale nie sposób pominąć zagrożeń. Mówimy o chorobach przenoszonych drogą płciową, pornografii, zagrożeniach płynących z internetu, mówimy o przemocy seksualnej. O tym, że fotografowanie siebie nago w wannie i wrzucanie tego do sieci jest niebezpieczne, o hejcie, o konsekwencjach prawnych np. filmowania komórką innych ludzi i wrzucania filmów do sieci bez ich zgody. O tym, że homofobia zabija. O nieplanowanych ciążach... O wielu, wielu rzeczach.
– Kontaktują się z wami osoby z całej Polski. Jeździcie na spotkania tylko we dwie?
– Nie, nie. Mamy już całkiem pokaźny zespół. Organizujemy szkolenia z metody, którą pracujemy. Najpierw jest 16 godzin teoretycznej pracy. Potem 8 – 10 godzin prowadzenia zajęć z młodzieżą pod naszym okiem. Następnie są egzaminy z wiedzy. Potem nasi nauczyciele zostają wpisani na listę polecanych przez nas edukatorów. Jeżdżą z nami na zajęcia, sami realizują swoje programy.
– Odmówiłaś kiedyś komuś wydania zaświadczenia?
– Zdarzyło się to raz. Chłopak w czasie praktyk zaczął przekazywać homofobiczne treści i musiałam odmówić współpracy.
– Ostatnio, jeśli chodzi o ekipę rządzącą, jesteś jeszcze bardziej na cenzurowanym. Do więzienia za wiedzę? Ludzie się boją?
– Wszystko, co robię, robię otwarcie i niczego się nie boję. Czasami nie mam siły udowadniać, że to przynosi tylko korzyści. Młodych ludzi trzeba wspierać w procesie dorastania. Jedni nas wspierają, inni przeszkadzają, a jeszcze inni szukają gorących tematów do swojego materiału. Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pani z telewizji i zagaiła: „Niech pani mi powie, które ze szkół zrezygnowały z pani zajęć po komunikacie, że można będzie trafić do więzienia za szerzenie edukacji seksualnej”.
Nie podałam, bo... nie interesuje mnie tania sensacja. Powiem więcej – efekt nagonki jest odwrotny. Oczywiście są naloty kuratorów i próby zastraszenia dyrekcji, jednak, jak wiadomo, konspiracja sprzyja działaniu. Telefony z ustaleniem terminów spotkań się urywają. Młodzież lubi się buntować i ciekawi ją to, co zakazane. Podobnie jak u schyłku PRL-u zaczytywała się w pierwszym podręczniku „Przysposobienie do życia w rodzinie” Wiesława Sokoluka, tak obecnie z wypiekami przekartkowuje, świetną zresztą, książkę „#SEXEDPL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie”. Mnie natomiast pytają, czy teraz będziemy spotykać się na tajnych kompletach. Ja nadal robię swoje i uważam, że taki przedmiot powinien być w programie szkolnym. Moje 10 godzin spotkań nie rozwiąże problemów, z którymi boryka się dorastający człowiek.
Aby umówić spotkanie z edukatorkami, trzeba zerknąć na stronę Fundacji Nowoczesnej Edukacji www.spunk.pl, napisać do nich na czacie lub poszukać na YouTubie, gdzie prowadzony jest kanał Edu Seks Q & A. Zapraszam też wszystkich na otwartą lekcję dla osób w każdym wieku, która odbędzie się 12 listopada w łódzkim klubie-kawiarni „Niebostan”.