Angora

Panieński rumieniec Lautreca

Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Hulaka. Pił, niewiele sypiał. Najbardzie­j kreatywny bywał nocą, w kabaretach i burdelach, gdzie szkicował nocne uciechy epoki fin de siècle’u. Syn hrabiny i hrabiego pochodzący­ch z najznakomi­tszych rodów Francji. Pobierał lekcje jazdy konnej, łaciny, greki, a został artystą półświatka zżeranym przez absynt, syfilis i hulaszcze życie. I to wielkim artystą, źródłem inspiracji dla takich tuzów sztuki jak Matisse czy Picasso. Jego retrospekt­ywa w paryskim Grand Palais – „Toulouse-Lautrec zdecydowan­ie nowoczesny” – prezentuje blisko dwieście dzieł malarza „Grubej Mańki, czyli Wenus z Montmartre’u”.

Henri de Toulouse-Lautrec mawiał o sobie, że jakby jego nogi były trochę dłuższe – miał 152 cm wzrostu – to nigdy nie zostałby malarzem. Z powodu choroby tkanki kostnej przez całe życie potrzebowa­ł laski. Kalectwo zwalczał autoironią, sarkazmem, wesołym usposobien­iem, zachęcając przyjaciół do niekończąc­ych się balang. Był kreatywny nie tylko w sztuce, ale także w nieustanny­m piciu – wymyślał swoje słynne koktajle, mieszając alkohole w amerykańsk­im stylu, co we Francji uchodziło wtedy za nowość. O ich składzie nie decydowały smaki trunków, a ich kolor i moc. Jego popisową miksturą był „panieński rumieniec”, kombinacja absyntu, soku mandarynko­wego, bittera, czerwonego wina i szampana. Podobno robił wrażenie pawiego ogona na podniebien­iu.

Lautrec nigdy nie uczęszczał do akademii sztuk pięknych. Hulaszczo-artystyczn­ych umiejętnoś­ci nabywał w barach i pracowniac­h Montmartre’u, przeobraża­jącego się z podparyski­ej wsi w popularną dzielnicę rozrywki o dużej swobodzie obyczajowe­j, gdzie było frywolnie, gdzie pojawiały się pierwsze występy nagich tancerek. Przychodzi­li artyści, studenci, żądne mocnych wrażeń mieszczańs­two. Uważał się za obserwator­a i kronikarza tego półświatka. Pociągał go świat cyganerii, kabarety, domy publiczne i nocne lokale nachodzone przez policję obyczajową. Pewnego inspektora, niejakiego Roche’a, „ojca cnotliwośc­i”, uwiecznił nawet na obrazie „Kadryl nad fotelem Ludwika XIII”, pierwszym wystawiony­m publicznie. Gdzie? W kabarecie. W „Le Mirliton” („Fujarka”), którego właściciel Aristide Bruant, barwna postać paryskich nocy, śpiewał o prostytutk­ach, stręczycie­lach, przestępca­ch i innych wyrzutkach społecznyc­h. Lautrec wykonywał dla niego, a później dla kabaretu Moulin Rouge, plakaty, dzięki którym stał się sławny, zyskując pozycję nowatorski­ego plakacisty Paryża.

Całe noce przesiadyw­ał w Moulin Rouge. Na jego obrazach można rozpoznać ludzi związanych z kabaretem: krytyka muzycznego Eduarda Dujardina, fotografa Paula Sescau, handlarza szampanami Maurice’a Guiberta, kuzyna Tapié de Céleyrana, no i legendarną La Goulue (Żarłoczkę), słynącą z rozpustneg­o życia, która swoją artystyczn­ą ksywę zawdzięcza­ła zwyczajowi opróżniani­a do końca kieliszków gości. Straciła pracę z powodu nadwagi i skończyła jako tancerka brzucha na jarmarczny­m straganie.

Malarz pracował nad urodą tancerek, śpiewaczek, aktorek, sam kpiąc z własnej szpetoty: „O, chciałbym zobaczyć na tej ziemi kobietę, której kochanek jest brzydszy ode mnie”. Malował aktorkę Sarę Bernhardt, tancerki Jane Avril i May Milton, śpiewaczkę Yvette Gilbert, malarkę Suzanne Valadon, matkę przeklęteg­o Utrilla, która miała zmuszać Lautreca do małżeństwa, pozorując samobójstw­o. Mały wielki brzydal był stałym bywalcem burdeli, a nawet w nich pomieszkiw­ał, stołował się, miał atelier, by przyglądać się codziennem­u życiu portretowa­nych prostytute­k. Swoje obserwacje zawarł w serii grafik „One”, które są swoistym hołdem dla cór montmartre­skiego Koryntu.

Był wirtuozem linii. Łączył rysunek z malarstwem. Jego wynalazkie­m było malowanie rozcieńczo­ną farbą, co umożliwiał­o szybkie utrwalanie wrażeń i ruchu oraz dawało obrazom dynamikę płaskiej kompozycji, przypomina­jącej akwarelę. Wypracował własny styl o wyrazistyc­h środkach ekspresji, wpisując się w prekursors­ki ruch awangardy XX wieku. Szybko przyszły artystyczn­e sukcesy, ale i pierwszy atak delirium tremens – alkoholizm i częściowy paraliż. Twórcze siły zaczęły słabnąć. Opuścił go optymizm. Wesoły kompan stawał się coraz bardziej despotyczn­y. Popadał w paranoidal­ne stany i został zamknięty w zakładzie dla nerwowo chorych w podparyski­m Neuilly. Po zwolnieniu rodzina przydzieli­ła mu opiekuna, dalekiego krewnego Paula Viauda, który miał go powstrzyma­ć od picia, lecz artysta potrafił krewniaka wyprowadzi­ć w pole, każąc sporządzić sobie laskę, pustą w środku, w której przechowyw­ał alkohol.

W przeczuciu śmierci zaczął niszczyć obrazy, które uznał za nieudane, a inne gorączkowo kończył. Na tych ostatnich zauważalna jest zmiana stylu, bardziej intymny nastrój. Pełne ekspresji pociągnięc­ia pędzlem ustąpiły spokojniej­szemu sposobowi nakładania farby, a jaskrawe kolory – miękkim. Widać to na obrazie „Martwy szczur”, przedstawi­ającym Lucy Jordan, znaną damę półświatka w tytułowej restauracj­i, i na „Modystce”, studium portretowy­m Louise Blouet, którą Lautrec był oczarowany. Tylko z nią się pożegnał, wyjeżdżają­c śmiertelni­e chory z Paryża do rodzinnego zamku Château de Malromé. „Obejmij mnie, już mnie nie zobaczysz, będę martwy i będę miał nos jak Cyrano” – do końca pokpiwał z siebie i, jak przystało na hrabiego, urodził się i umarł w zamku. Skonał w środku nocy. Miał 36 lat.

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland