Meksyk gangsterski
Tragiczny koniec mormońskiej rodziny.
Na wideo umieszczonym na portalach społecznościowych widać spalony, dymiący i poszatkowany kulami samochód. – To na dowód. Nita i czworo moich wnuków spalonych żywcem lub zastrzelonych – mówi męski łamiący się głos. Po hiszpańsku, z amerykańskim akcentem.
Taki był kres podróży mormońskiej rodziny LeBaron z wioski La Mora do odległego o 160 km gospodarstwa Colonia LeBaron, gdzie mieszkali. W trzech terenowych autach matki z dziećmi podróżowały przez pustynne bezdroża stanów Sonora i Chihuahua na północy Meksyku. Dwa SUV-y zdążały do kolonii mormońskiej po wizycie u rodziny w La Mora, 120 km na południe od granicy z Arizoną. Omawiano plany wesela. Trzecim autem Rhonda LeBaron jechała z dziećmi do Phoenix w Arizonie, by odebrać pracującego w Stanach męża i przywieźć na wesele.
Co się stało, wiadomo tylko z oględzin miejsca i chaotycznych relacji siedmiorga dzieci, którym udało się uciec. Najstarszy ukrył małe dzieci w lesie i przykrył gałęziami – spędzili tam pięć godzin, zanim wezwał pomoc. Wcześniej, w trakcie podróży terenową, górską drogą, odbywanej przez członków rodziny wielokrotnie, jedno z aut, chevy tahoe, złapało gumę. Wtedy pojawili się gangsterzy i otworzyli ogień. Samochód stanął w płomieniach – nie wiadomo, czy na skutek kuli, która przeszyła bak z benzyną, czy został z premedytacją podpalony. Dzieci wewnątrz usmażyły się żywcem. Dwa pozostałe chevy suburbany usiłowały uciekać, lecz gangsterzy dogonili je 17 km dalej i dokończyli egzekucji. Zabili dziewięć osób: trzy matki i sześcioro dzieci.
Motywy masakry nie są jasne. Być może gangsterzy wzięli terenówki za pojazdy konkurencji, z którą walczą na pograniczu. Tamci także używają chevów suburbanów. Z drugiej strony kilkoro dzieci (w tym para 8-miesięcznych niemowlaków) ugodzonych zostało z bliskiej odległości, a jedno zastrzelone, gdy usiłowało uciec. Jedna z matek podobno wysiadła z auta na widok zbliżających się gangsterów i machała rękoma, by wiedzieli, kim są pasażerowie. Została zastrzelona. Siedmiomiesięczne dziecko przeżyło osiem godzin przywiązane do fotelika samochodowego dzięki temu, że matka umieściła go na podłodze samochodu.
W minionych latach mormoni mieli na pieńku z narkokartelami. Krytykowali opieszałość władz w zwalczaniu gangsterów i usiłowali organizować akcję samoobrony wśród okolicznych mieszkańców. Z tego powodu w 2009 roku gangsterzy zastrzelili dwóch mormonów, członków rodziny LeBaron. Lecz w ciągu minionych dwóch lat panowało zawieszenie broni. Mormoni mieszkający wzdłuż trasy przerzutu narkotyków do USA nie wchodzili w drogę mafii, a ona ich nie zaczepiała. Może dlatego, iż mormoni mieli wpływy w policji federalnej i gangsterzy wiedzieli, że aktami przemocy wobec mormonów ściągną sobie na głowę kłopoty.
Masakra na pustynnej drodze ma szczególny wymiar. Ofiary miały podwójne obywatelstwo – meksykańskie i amerykańskie. Sprawa wywołała natychmiastowe zainteresowanie władz USA, znanych z tego, że energicznie chronią posiadaczy paszportów amerykańskich.
Mormoni imigrowali z Niemiec, osiedlali się w Utah. Kiedy pod koniec XIX wieku liderzy mormońscy zakazali praktykowania poligamii, doszło do rozłamu. Mniejszość zwolenników wielożeństwa (tysiące wyznawców) osiedliła się na południu, po obu stronach granicy meksykańsko-amerykańskiej. Hodowali bydło, siali uprawy rolne. Jak to mormoni – trzymali się razem i nie wchodzili w konflikty z tubylcami.
Jedną z głównych przedwyborczych obietnic prezydenta Meksyku Andresa Manuela Lopeza Obradora było ukrócenie masowej przemocy i rozlewu krwi na skutek działań karteli narkotykowych. Dwaj poprzedni prezydenci wypowiadali im wojnę i trwało to od 2006 roku. Zaangażowanie armii nie wpłynęło znacząco na poprawę sytuacji. Lewicowy Obrador postanowił spróbować innego podejścia: jego inicjatywa miała hasło „Uściski zamiast kul”. Uważa on, że genezą problemu jest bieda, która pcha młodych w ramiona mafii narkotykowej. Należy poprawić sytuację gospodarczą, wykorzenić powszechną korupcję, a wówczas gangi stracą wpływy i siłę. Po ostatniej masakrze prezydent Trump, do którego zwróciło się kilkoro krewnych zabitych, wystosował oświadczenie: Czas na wojnę z narkotykowymi kartelami, trzeba je zniszczyć. Amerykańskie siły zbrojne doskonale sobie z tym poradzą, jeśli zostaniemy poproszeni. Nie – sprzeciwił się Obrador. – Poradzimy sobie z tym sami. Eskalacja przemocy nic nie da. Wciąż zbieramy informacje. Nie zmieniamy strategii. Wojna prowadzona przez dwa poprzednie rządy, z pomocą Ameryki, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. „Ostatnie zabójstwa pokazują, że strategia prezydenta nie przynosi efektów” – stwierdził analityk Carlos Regidor. To samo twierdzi ugrupowanie Causa en Comun, zwalczające gangsterskie zabójstwa.
Najnowsza masakra znalazła się w centrum uwagi światowych mediów, bo ofiarami były kobiety i małe dzieci. Także dlatego, że mieli obywatelstwo USA. Lecz to nic nowego w Meksyku paraliżowanym przez gangi i brutalną przemoc. W ciągu ostatnich lat od kul zginęło ponad ćwierć miliona ludzi. 33 tysiące zabójstw w ubiegłym roku stanowiło rekord. W połowie października w zasadzce w stanie Michoacan z rąk gangsterów poległo co najmniej 13 policjantów. Kilkanaście godzin później 15 osób zabito w trakcie konfrontacji gangsterów z żołnierzami w Iguala. Nieco wcześniej 400 mafiosów z kartelu Sinaloa, któremu przewodził Joaquín Guzmán „El Chapo” (obecnie odsiaduje wyrok w USA), przypuściło regularny szturm na miasto Culiacán, stolicę stanu Sinaloa. To była reakcja na próbę aresztowania syna „El Chapo”. Przejęli oni kontrolę nad miastem, a upokorzone władze zmuszone były uwolnić Guzmana juniora. W kwietniu 14 osób zastrzelono w stanie Veracruz. W sierpniu zginęło tam od kul gangsterów 26 osób – zastrzelono je w barze. Policja jest albo skorumpowana, albo boi się konfrontacji z przeważającymi siłami gangsterów.
Od pięciu lat w Meksyku notuje się tendencję zwyżkową gangsterskich zbrodni. Przemyt metamfetaminy i syntetycznego opium zajął miejsce marihuany, kokainy i heroiny, przyczynił się do eskalacji przemocy. Kraj, szczególnie niektóre jego rejony, m.in. pogranicze ze Stanami Zjednoczonymi, jest zdominowany przez narkotykowe kartele. Od dwóch lat trwa brutalna wojna między rodziną Los Salazar należącą do kartelu Sinaloa a ugrupowaniem La Linea – zbrojnym ramieniem kartelu Juárez. Spiralę morderstw i przemocy napędza ogromny popyt na narkotyki w Stanach Zjednoczonych oraz łatwość nabycia i przemytu stamtąd broni palnej, szczególnie militarnych pistoletów maszynowych.
Republikański senator Bill Sasse ostrzegł rząd meksykański, że kraj jest bliski totalnej anarchii, zaniku roli państwa jako organu zapewniającego obywatelom bezpieczeństwo. Inny republikanin, senator Tom Cotton, stwierdził, że państwo nie radzi sobie z problemem: „Strategia prezydenta to bajka dla dzieci. W realnym świecie jedyna rzecz zdolna powstrzymać kule, to więcej większych kul”. „To wasza wizja – ripostuje prezydent Obrador. – Możemy ją szanować, ale jej nie podzielamy”.
Władze meksykańskie podkreśliły, że kule użyte podczas masakry kobiet i dzieci pochodzą ze Stanów Zjednoczonych, tak jak 70 proc. broni używanej w przestępstwach w Meksyku (co roku do Meksyku z USA trafia 200 tys. sztuk broni.) Kule, które zabiły mormonów, wyprodukowała firma Remington, z przeznaczeniem dla bojowych pistoletów maszynowych M-16 i AR-15 – ulubionego oręża zabójców w USA i faworyzowanej broni amerykańskich klientów.
5 listopada, w przygranicznym mieście Juárez, doszło do bitwy policji z członkami gangu Mexicales, którzy starali się nie dopuścić do rewizji w więzieniu Careso. Podpalono 10 autobusów z pasażerami, trwały uliczne strzelaniny. W tym roku w Juárez zabito ponad 1200 osób. (STOL)