Dziękuję, ale... nie!
Chciałbym podzielić się moimi spostrzeżeniami po rezygnacji Donalda Tuska z uczestnictwa w wyborach.
Jestem zawiedziony. Bardzo szanuję Pana Donalda Tuska za to, jakim był premierem, za jego wiedzę, sposób argumentacji i niesamowity luz w kontaktach z osobami w każdym wieku. Uważałem, że tylko on jest w stanie zrobić coś, aby przynajmniej nasz prezydent był szanowany i ceniony na świecie.
Pierwszy raz zobaczyłem Pana Tuska w filmie Kurskiego „Nocna zmiana”. Zrobił wrażenie obrzydliwe, okropne. Ale pomyślałem, że każdemu należy dać szansę. I zmienił się, dorósł i stał się prawdziwym mężem stanu, świetnym reprezentantem Polski w Unii Europejskiej. Jego wywiady czytałem i oglądałem z ogromną przyjemnością, dumny, że ktoś tej kategorii nas reprezentuje. Zawsze mówił: „Polska jest najważniejsza”, „Dla Polski zrobię wszystko”.
No właśnie... I teraz zapytam: „Co to jest właściwie ta Polska dla Pana Tuska?”. Kraj na ściennej mapie czy notatka w encyklopedii? A może jednak ludzie, którzy tworzą naród? I może należałoby zrobić coś dla tych ludzi? Dla tych Magdalen, Krzysztofów, Tomaszów, Agnieszek, którzy biegają po ulicach i którzy przez całe swoje dorosłe życie głosowali na wartości reprezentowane przez Pana Donalda. Dzięki którym ma on to, co ma, i osiągnął to, co osiągnął.
Liczyliśmy, że przyjedzie, weźmie udział w wyborach, pokaże małym ludkom, jak powinien zachowywać się prawdziwy Polak i prawdziwy Mąż Stanu. I co mamy? Informację, że Pan Tusk zapłacił jakiejś agencji, aby sprawdziła jego szansę. I że nie jest najlepiej. I że... dziękuje.
Policjant nie zatrzyma beemki z kierowcą z łysym karkiem, bo może być niebezpiecznie. Dziękuje... Strażak nie wejdzie gasić ognia, bo przecież jest niebezpiecznie. Lekarz nie będzie leczył ciężko chorego pacjenta, bo może coś się nie uda. Piłkarz nie wyjdzie na boisko, bo przeczytał w internecie, że drużyna przeciwna jest świetna i lepsza od jego. I jeszcze milion podobnych porównań. Kilka milionów Polaków chce na niego zagłosować, a on nie chce kandydować? Kilka milionów na niego liczy, a on mówi: „Sorry, dziękuję, nie mam ochoty”?
Jestem wzburzony, więc może nie jest to zbyt dyplomatyczny język, ale uważam, że to, z czym zawsze powinniśmy walczyć, to prywata i koniunkturalizm. Z zachowania Pana Donalda wynika, że zachowuje się dokładnie wbrew wszystkim wartościom, dzięki którym go wybieraliśmy. Przeczytałem dzisiaj tekst Pani Staniszkis, że zarobił dużo pieniędzy i nie chce mu się grzebać w tym polskim piekiełku. I pierwszy raz od wielu lat chyba przyznam jej rację. Niebotyczna emerytura, apanaże i święty spokój w Brukseli. Królewskie życie kontra Polska i ten cały badziew. Pewnie, że tak lepiej... Ale czy tak można i czy to jest uczciwe? Czy to jest najzwyczajniej fair?
Rozmawialiśmy o tym z rodziną i przyjaciółmi i wszyscy stwierdzili, że miałby szansę w wyborach. Ale... TVP go zaszczuje, młodzież go nie zna i nie kojarzy (z tego, co wiem, to większość młodzieży kompletnie nic nie kojarzy), będą wywlekać jakieś stare brudy itd. Mnóstwo słów o tym, dlaczego nie powinien startować.
Może jestem konserwatywny, ale uważam, że wybierając karierę polityka, należy mieć twardą d**ę. I przez cały czas swojej politycznej drogi Pan Donald pokazywał, że ją ma. Był ponad tymi szczekającymi i szarpiącymi nogawki pieskami.
Jeżeli chcemy mieć prawdziwego Prezydenta, a nie długopis Kaczyńskiego i pośmiewisko świata, to jaką mamy teraz alternatywę? Kolejne, gorzej niż marne, pięć lat z tym samym panem? Tragedia! Ale jaka jest alternatywa? Pan Kosiniak? Szanse zerowe. Pani Kidawa-Błońska? Wspaniała kobieta. Elokwentna, uczciwa, ale bez tego czegoś. Bez tego pazura, który muszą mieć reprezentanci państwa. Taki prawdziwy prezydent musi wyjść, stanąć i być. Taki mógłby być Pan Tusk. Ma wszelkie atuty. Ale nie ma jednego: chęci.
Czym się różni Pan Tusk od obiecującego wszystko wszystkim Kaczyńskiego? I jeden, i drugi robi to dla „teraz”. Nie myśli o przyszłości. Choć różnica, niestety, jest taka, że Pan Donald podkulił ogon i schował się w cieplutkiej, komfortowej budce, a Kaczyński walczy zawsze do końca, do upadłego. I dlatego Polska zawsze będzie tylko Polską, a nie aż Polską.
Wasz wierny czytelnik (pamiętam jeszcze czasy reklamy ANGORY w głośnikach na Dworcu Centralnym w Warszawie).