Rząd, jaki jest, każdy widzi (Angora)
Znamy już skład nowej Rady Ministrów, układ sił w Sejmie i Senacie. Niby jest prawie jak w poprzedniej kadencji, ale prawie robi wielką różnicę.
W drugim rządzie Mateusza Morawieckiego pojawiły się cztery nowe nazwiska: Marlena Maląg została ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej (za Bożenę Borys-Szopę), Michał Kurtyka objął nowo utworzony resort klimatu, Małgorzatę Jarosińską-Jedynak powołano na szefa nowego Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, a Tadeusz Kościński został ministrem finansów (za Jerzego Kwiecińskiego).
Kilku ministrów stanęło na czele resortów o nieco innym zakresie obowiązków, niż miało to miejsce w poprzedniej kadencji. Wbrew plotkom Zbigniew Ziobro nie został wicepremierem, za to wicepremier Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, przejmując kontrolę nad spółkami Skarbu Państwa (a co za tym idzie, decydując o składach ich zarządów i rad nadzorczych), stał się jeszcze silniejszy.
– Najwięcej emocji wzbudziła nominacja Tadeusza Kościńskiego, którego dyplom Goldsmiths University of London nie spełnia kryteriów polskiego tytułu magistra. Kościński to jednak bez wątpienia fachowiec od lat opowiadający się za maksymalnym upowszechnieniem płatności bezgotówkowych i likwidacją pobieranej na rzecz banków opłaty interchange. Niestety nowy rząd jest niespotykanie rozbudowany, w którym liczba ministrów i wiceministrów doszła do setki.
O wiele ciekawiej było w Sejmie i Senacie.
W Sejmie zgodnie z przewidywaniami Elżbietę Witek (PiS) ponownie wybrano na urząd marszałka. Wicemarszałkami zostali: Włodzimierz Czarzasty (SLD), Małgorzata Gosiewska (PiS), Małgorzata Kidawa-Błońska (PO), Ryszard Terlecki (PiS) i Piotr Zgorzelski (PSL). Wszystkie partie zgodnie uznały, że stanowisko wicemarszałka nie należy się Konfederacji, która jest tylko kołem i liczy 11 posłów, a szkoda, bo Grzegorz Braun, prowadząc posiedzenia, z pewnością wprowadziłby do Sejmu niespotykany wcześniej powiew świeżości.
O wiele ciekawsza była walka o sejmowe komisje. Ostatecznie na 29 Komisji PiS będzie kierował piętnastoma (nie wybrano jeszcze szefów Komisji ds. Służb Specjalnych oraz Etyki Poselskiej).
Krzysztof Tchórzewski (PiS) jako rekompensatę za dymisję ze stanowiska ministra energii został przewodniczącym Komisji Gospodarki i Rozwoju.
Podobną nagrodę dostał Henryk Kowalczyk, były minister środowiska, który teraz jest szefem Komisji Finansów Publicznych.
Zbigniew Rau, były wojewoda łódzki, został szefem ważnej Komisji Spraw Zagranicznych, co było zaskoczeniem nawet dla wielu posłów z jego klubu. Z niewiadomych powodów PiS odpuścił istotną dla siebie Komisję Polityki Społecznej i Rodziny, której przewodniczącą została posłanka Magdalena Biejat z Lewicy Razem – ugrupowania programowo bardzo oddalonego od partii Jarosława Kaczyńskiego.
Lewica dostała też drugą ważną komisję (Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych), której szefem został Wiesław Szczepański (SLD).
Jednak prawdziwy bój stoczono w Senacie. Tomasz Grodzki (PO) został marszałkiem, zdobywając trzy głosy więcej od Stanisława Karczewskiego (PiS). Sprzyjająca PiS-owi Lidia Staroń (niezależna) jako jedyna wstrzymała się od głosu, ale tylko dlatego, że nawet gdyby poparła Karczewskiego, nie zmieniłoby to wyników wyborów.
Przed głosowaniem pojawiły się plotki, że Prawo i Sprawiedliwość chciało przekupić Grodzkiego jakimś ważnym stanowiskiem. Teoria równie absurdalna jak ta, że ktoś by powiedział, iż Schetyna przejdzie do PiS-u.
Dla wielu obserwatorów naszego życia publicznego Karczewski i Grodzki to dwa lustrzane odbicia. Obaj silnie zaangażowani politycznie, obaj są chirurgami, mają po dwie córki i żony lekarki. Czy są między nimi jakieś różnice? Są, pani Karczewska jest pediatrą, a pani Grodzka okulistą.
Śp. prof. Zbigniew Religa uważał, że „polityka nie jest miejscem dla lekarzy. Byłbym przeciwny, gdyby do polityki wchodzili ludzie młodzi (…), powiedzmy przed 55. rokiem życia”. Karczewski, Grodzki, Kopacz, Struzik i właściwie wszyscy ministrowie zdrowia są dowodem na to, że profesor się nie mylił.
Po przegranej walce o fotel marszałka PiS chciał mieć dwóch wicemarszałków senatu, ale skończyło się na jednym. Oprócz Karczewskiego wicemarszałkami zostali: Bogdan Borusewicz (PO), Michał Kamiński (PSL) i Gabriela Morawska-Stanecka (SLD).
Prawo i Sprawiedliwość przegrało także batalię o szefów komisji, gdyż ich senatorowie będą przewodniczącymi tylko 6 na 16 komisji. A to dopiero początek emocji... Miał rację Janusz Korwin-Mikke, gdy oświadczył, że w obecnym Sejmie się nie wyśpi. W Senacie też pewnie by się nie wyspał. K.R.
– Prezydent powołał nowy-stary rząd. Nie ma w nim rewolucji, ale jest kilka niespodzianek, na przykład odejście ministra finansów Jerzego Kwiecińskiego, który cieszył się dobrą opinią ekspertów, a także części opozycji (do 2015 roku był członkiem Gospodarczego Gabinetu Cieni Business Centre Club).
– Nie wiem, dlaczego odszedł Kwieciński. Domyślamy się, dlaczego odszedł Tchórzewski. Energetyka jest jednym z najbardziej zabagnionych obszarów. Opóźnienia sięgające czasów Platformy Tchórzewski jeszcze zwielokrotnił. Dlatego, mimo że jest starym politycznym towarzyszem prezesa, jego miejsce musiał zająć ktoś, kto spróbuje to naprawić. Najbardziej ciekawe w nowym rządzie jest dla mnie to, że połączenie przez Mariusza Kamińskiego funkcji ministra spraw wewnętrznych i koordynatora służb specjalnych, które miało być tymczasowe, zostało wprowadzone na stałe, co uważam za bardzo niebezpieczne. To oznacza, że Kamiński ma gigantyczną władzę.
– Mówiąc żartem, jak kiedyś generał Kiszczak? – Dokładnie tak. – Wicepremier Sasin będzie jednocześnie szefem resortu aktywów państwowych, czyli tego, co kiedyś nazywało się Ministerstwem Skarbu Państwa.
– PiS rozwalił Ministerstwo Skarbu Państwa. Reaktywując je pod inną nazwą, przyznał się do porażki.
– Wiele kontrowersji wywołał podział Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z którego wyodrębniono sprawy związane z Unią Europejską i przeniesiono do Kancelarii Premiera. Tym nowym „resortem” kieruje były wiceszef MSZ Konrad Szymański, który w rządzie jest ministrem bez teki.
– Wbrew pozorom to nic nowego. Od czasu, gdy powołano Urząd Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE), MSZ był w istocie ministerstwem hybrydowym. Teraz sprawy europejskie będą podporządkowane bezpośrednio premierowi. Takie rozwiązanie istnieje w kilku krajach. U nas przyjęto ten model także z tej przyczyny, że pozycja ministra Czaputowicza jest bardzo słaba, a Szymańskiego coraz mocniejsza.
– Pod adresem nowego ministra finansów Tadeusza Kościńskiego padają zarzuty, że nie ma studiów.
– Nie robiłbym z tego problemu. Mimo że sam jestem tytularnym profesorem, to uważam, że nadmierne przykładanie wagi do formalnego wykształcenia jest błędem. Nowy minister przez ponad 40 lat pracował w tylu bankach, że z pewnością jest kompetentny.
– Czy w nowej kadencji premier Morawiecki, przynajmniej w resortach gospodarczych, będzie miał więcej realnej władzy?
– Bardzo bym się zdziwił, gdyby wicepremier Sasin, który kontroluje spółki Skarbu Państwa, słuchał się Morawieckiego, a nie Kaczyńskiego. Zapewne lojalnym współpracownikiem premiera będzie Kościński i prawdopodobnie Jadwiga Emilewicz (minister rozwoju – przyp. autora). Morawiecki nie jest silnym premierem. W poprzedniej kadencji w 100 proc. zależał od łaski Kaczyńskiego, a dziś w 90 proc.
– W Senacie PiS jest największą siłą, ale to zjednoczona opozycja w nim rządzi.
– Do maja marszałek Grodzki może czuć się pewnie. Ale jeżeli Andrzej Duda wygra, zapewniając sobie reelekcję, to PiS podejmie kroki na rzecz pozyskania kilku senatorów, zwłaszcza że wówczas nie będą oni już poddani tak wielkiej presji jak dziś. Nie musi to od razu oznaczać, że przejdą na drugą stronę. Wystarczy, że nie pojawią się na kilku ważnych dla PiS-u głosowaniach, a barwy klubowe zmienią dopiero po jakimś czasie.
– W trakcie tej kadencji, zapewne przed sądem, rozstrzygną się losy politycznej kariery senatorów Gawłowskiego i Kwiatkowskiego.
– Obie sprawy będą miały istotne znaczenie dla układu sił. Jak weźmiemy pod uwagę wszystkie wymienione wcześniej okoliczności, to na miejscu Grodzkiego nie byłbym pewny, że na swoim stanowisku doczeka do końca kadencji.
– Na razie Grodzki jest pewny swego. W jednym z wywiadów powiedział, że jest przekonany, iż z czasem niektórzy senatorowie PiS przejdą do Koalicji Obywatelskiej.
– Kolejny raz powtarzam, że wszystko zależy od wyborów prezydenckich, które uruchomią dynamikę zmian w jedną lub w drugą stronę.
– Już w styczniu prawdopodobnie odbędą się wybory na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Czy to, kto stanie na czele partii, a więc także i Koalicji Obywatelskiej, będzie miało istotny wpływ na układ sił na politycznej scenie?
– Grzegorz Schetyna jest dziś potężnym obciążeniem dla swojej partii i im wcześniej odejdzie, tym szybciej Platforma odbije się od dna. Schetyna chce, żeby jeszcze przed wyborami przewodniczącego wybrano kandydata Platformy w wyborach na prezydenta (ma o tym zdecydować konwencja krajowa w połowie grudnia – przyp. autora). Jeżeli tak się stanie, to ewentualny nowy przewodniczący PO dostanie w spadku tego kandydata, który zapewne będzie blisko związany z obecnym szefem Platformy. Ale to i tak jest dla PO optymistyczny scenariusz w porównaniu z tym, gdyby Schetyna został wybrany na kolejną kadencję.
– Kto ma szansę na schedy po Schetynie?
– Raczej nie polityk, który zostanie namaszczony na kandydata w wyborach prezydenckich. Na pewno nie Trzaskowski, który nie odejdzie z funkcji prezydenta Warszawy, a gdyby się na to zdecydował, to poza stolicą przeciwnicy polityczni witaliby go okrzykami: „Czajka”, „Czajka”. Zostają więc Borys Budka, Bartosz Arłukowicz, który ma jednak zbyt lewicowe korzenie, i Joanna Mucha, co wydaje się najmniej prawdopodobne. Ale dziś to tylko wróżenie z fusów. przejęcie