Nierówności za grobem
Dookoła świata
Według powszechnego mniemania śmierć znosi wszelkie różnice. Do jednego worka wrzuca bogatych i biednych, pięknych i brzydkich, mądrych i głupich, kobiety i mężczyzn. Ale chwileczkę, w tym ostatnim przypadku koncepcja sprawiedliwej śmierci nie zawsze się sprawdza, przynajmniej jeśli chodzi o gwiazdy. Mają one niezaprzeczalną wartość kulturową tak za życia, jak i po śmierci i wartość ta przekłada się na finansowe zyski. Gwiazdy zarabiają nawet wtedy, gdy wyzioną ducha. Ich wizerunki, głosy i dzieła wykorzystywane są nie tylko w reklamach. Kultowy amerykański aktor James Dean zginął w wypadku w 1955 roku, ale gra do dziś. Obsadzono go w drugoplanowej roli w filmie wojennym o Wietnamie zatytułowanym „Finding Jack”. Jego postać będzie generowana komputerowo na podstawie starych materiałów filmowych i zdjęć. Z kolei Michael Jackson „wystąpił” jako hologram na Billboard Music Awards, a nieżyjący Nat King Cole śpiewał ze swoją córką w albumie „Unforgettable”. Zza grobu można więc zarabiać pieniądze, jeśli już nie dla siebie, to dla rodziny. Problem w tym, że bolesne niedoskonałości życia doczesnego rozciągają się poza grób. Na przykład nierówność płci. Nieboszczka celebrytka jest zatrudniana o wiele rzadziej niż nieboszczyk celebryta i ma od niego o wiele mniejszą wartość, co rzuca się w oczy, gdy przestudiujemy ubiegłoroczną listę płac umarłych sław opublikowaną przez magazyn „Forbes”. Z pięćdziesięciu dwóch wymienionych na niej osób tylko pięć to kobiety: dwie aktorki – Marilyn Monroe i Elizabeth Taylor; striptizerka i modelka Bettie Page oraz dwie piosenkarki – Whitney Houston i Jenni Rivera. A gdy spojrzymy na rubrykę „zarobki”, niesprawiedliwość stanie się jeszcze bardziej oczywista. Roczne wynagrodzenie Michaela Jacksona (400 mln dolarów) było niemal 29 razy większe niż najlepiej zarabiającej kobiety, czyli Marilyn Monroe, która zajęła dopiero ósme miejsce na liście. Z czego wynikają te dysproporcje? Eksperci twierdzą, że cena żyjących celebrytek jest związana przede wszystkim z ich ciałami, zaś mężczyzn z ich dziełami, do których zachowują prawo własności również po śmierci. Jednym słowem, artyści częściej generują bogactwo dla siebie, a artystki dla menedżerów i producentów. Na szczęście w XXI wieku celebrytki bardziej dbają o pozacielesną wartość. Oprah Winfrey, J.K. Rowling czy siostry Kardashian sprawują już ścisłą kontrolę nad swoją marką. (EW)