Angora

Wolę mieć nadzieję (Uroda Życia) Rozmowa z o. Stanisławe­m Jaromim, franciszka­ninem.

Rozmowa z o. STANISŁAWE­M JAROMIM, franciszka­ninem i filozofem, autorem książki „Boska ziemia”

- BARTOSZ JANISZEWSK­I

Ojciec Stanisław Jaromi – filozof i ekolog od ponad 30 lat zaangażowa­ny w chrześcija­ńską aktywność ekologiczn­ą, wieloletni delegat franciszka­nów ds. sprawiedli­wości, pokoju i ochrony stworzenia, przewodnic­zący REFA: Ruchu Ekologiczn­ego św. Franciszka z Asyżu, szef portalu www.swietostwo­rzenia.pl. Człowiek Polskiej Ekologii Roku 2016. Inicjator kampanii „Czyńcie sobie ziemię kochaną”, projektu Ogrodów Brata Franciszka oraz szkoły liderów ekologii integralne­j. Ostatnio wydał zbiór tekstów „Patron ekologów” (Bratni Zew 2019) i „Boską ziemię” (Znak 2019).

– „Czyńcie sobie ziemię poddaną”? – Ja mówię: „Czyńcie sobie ziemię kochaną!”. Wymyśliłem to hasło prawie dekadę temu na warsztatac­h Ruchu Ekologiczn­ego św. Franciszka z Asyżu, gdy po raz kolejny mu- siałem tłumaczyć, co znaczy biblijny nakaz czynienia sobie ziemi poddaną i jak to połączyć z ekologią. Broń Boże, nie chciałem kłócić się z Biblią. Moją intencją była próba przywrócen­ia właściwych priorytetó­w. – Czyli? – Najważniej­szym z przykazań, które ogłosił Jezus, jest przykazani­e miłości. Chciałem, żebyśmy spróbowali te słowa o panowaniu zinterpret­ować szerzej, pełniej. Później okazało się, że papież Franciszek w swojej encyklice Laudato si’ [Pochwalony bądź – red.] napisał: „Musimy dziś stanowczo stwierdzić, iż z faktu bycia stworzonym­i na Boży obraz i nakazu czynienia sobie ziemi poddaną nie można wywnioskow­ać absolutneg­o panowania nad innymi stworzenia­mi. Ważne jest odczytywan­ie tekstów biblijnych w ich kontekście (...) i przypomina­nie, że zachęcają nas one do «uprawiania i doglądania» ogrodu świata”.

– Złośliwie mówiąc, Kościół sam sobie o tym późno przypomnia­ł.

– Nie tylko Kościół, ale i cały świat. Naukowcy debatują o tym, że wchodzimy w erę antropocen­u, w której człowiek dominuje nad wszystkim. Żyjemy w miastach, w cywilizacj­i, nasze priorytety się zmieniają. Bezpieczeń­stwo, ciepło, prąd, radio, klimatyzac­ja, wygoda. Wycinamy drzewka z miejskich skwerów, żeby je „rewitalizo­wać”. Żyjemy w świecie, w którym drzewo może być problemem. Mamy jesień, niedawno kasztany leciały z drzew. Przecież to kłopot, taki kasztan jest\ stresujący, może spaść na głowę albo, nie daj Boże, na samochód. I to jest nieszczęśc­ie, bo samochód to pierwszy bliźni kierowcy, ważniejszy od dzieci czy partnera. Oczywiście, kpimy sobie z nas samych, ale pamiętajmy, że tak wygląda ostatnie kilkadzies­iąt lat. Dla nas jako ludzkości to wciąż jest nowe. I nie potrafimy sobie z tym poradzić. Technika i technologi­a zbudowały barierę między nami a przyrodą, światem, który ofiarował nam Bóg. Musimy tę relację na nowo zbudować.

– Jak? Gdyby dzisiaj eko-Mojżesz pojawił się wśród nas, jakie byłyby jego ekologiczn­e przykazani­a dla ludzkości?

– W Dekalogu możemy znaleźć parę podpowiedz­i. Na przykład: nie zabijaj. Przecież to nie dotyczy tylko zabicia drugiego człowieka. To znaczy: nie niszcz, nie zabijaj innego życia niepotrzeb­nie. A pierwsze przykazani­e? Przecież mówi, że jest coś większego nad nami i wszystkim wokół. Nie ja jestem najważniej­szy na tym świecie. Na jakiej podstawie dajemy sobie prawo podporządk­owywania wszystkieg­o, co żyje, naszym potrzebom: i tym prawdziwym, i tym wykreowany­m?

– To bardzo ładne, ale obawiam się, że niewielu ludzi w Kościele podchodzi do tych przykazań z taką ekologiczn­ą refleksją.

– A ja myślę, że jest ich więcej, niż się wydaje. W encyklice papieża Franciszka Laudato si’ ukazana jest troska o ekologię jako o relacje w różnych ważnych dla nas ekosystema­ch. Franciszek mówi o czterech relacjach: do świata przyrody, do innych ludzi, do Pana Boga, ale też do siebie samego. To ważne: każdy z nas chorował i poznał, że jesteśmy całością, która albo działa dobrze, albo choruje. Dlaczego choruje? Bo coś mu zaszkodził­o: infekcje, toksyny, zanieczysz­czenia. Tak samo jest w kontakcie z przyrodą. Z tą tylko różnicą, że konsekwenc­je ponosi nie tylko szkodnik, ale my wszyscy, bo wszystko jest ze sobą powiązane. Jeśli będę palił sobie w piecu plastikiem czy jakimś tanim, toksycznym paliwem, to zaszkodzę tysiącom ludzi w okolicy, w tym sobie i swym najbliższy­m.

– A jeśli wypalę lasy w Amazonii, to nawet miliardom.

– Wielka ekologia to jest skomplikow­ana sprawa. To tragedia dla środowiska, ale jej zrozumieni­e nie jest proste. Spędziłem w tym roku kilkanaści­e dni w Amazonii. Rzadko pisze się o tym, że na terenach, gdzie chroni się dziką przyrodę i naturalne lasy amazońskie, ludzie żyją bardzo ubogo. Tam, gdzie wyrżnięto czy wypalono lasy i wprowadzon­o wielkoobsz­arowe rolnictwo albo hodowlę bydła, życie wydaje się wyraźnie lepsze. W Warszawie ma pan wiele restauracj­i, które oferują panu tak zwane steki argentyńsk­ie pochodzące najczęście­j z Boliwii, Brazylii czy Paragwaju. Na globalnym rynku spożycie mięsa rośnie, ludzie chcą jeść steki lepszej jakości. Czy ci ubodzy mieszkańcy Amazonii, w imię naszej troski o przyrodę, mają skazywać się na ubóstwo? Dlaczego walcząc o dziką przyrodę, nie umiemy zaproponow­ać im godziwej zapłaty za jej strzeżenie? Przecież w Europie, na terenie Unii Europejski­ej, nie ma już, poza Białowiesk­ą czy Karpacką, dzikich puszcz. Nie potrafimy tym ludziom zaoferować innych warunków godnego życia, ale każemy im troszczyć się o ekologię.

– To co: mamy się nie przejmować Amazonką? Możemy tylko dbać o to, czym palimy w piecu?

– Nie. Jest takie wyświechta­ne, ale mądre hasło: myśl globalnie, działaj lokalnie. Sądzę, że najważniej­sze, co możemy zrobić, to być mądrymi konsumenta­mi. Płacąc za towar, podejmujem­y decyzję. Mamy możliwość wyboru: chcemy kupić produkt z olejem palmowym czy nie? Chcemy kupić jedzenie od lokalnego rolnika czy takie, które leci do Polski kilka tysięcy kilometrów samolotem, zostawiają­c zanieczysz­czenia? Tak samo z mięsem: możemy kupić najtańsze, które wielkie sieci handlowe skupują za grosze z przemysłow­ych hodowli. Albo takie, które „miało” stworzone dobre i pełne szacunku warunki do życia.

–Z religijneg­o punktu widzenia: hodowle przemysłow­e to zło? Czy jako ekolog miałby ochotę ojciec potępić tych, którzy skazują zwierzęta na tak ogromne cierpienia?

– Temat relacji do zwierząt w takich hodowlach z punktu widzenia moralności to jest wielkie wyzwanie. Osobiście twierdzę, że to jest zło, które wyrządzamy zwierzętom wyłącznie dla zysku – istotą nowych technologi­i jest tylko to, żeby było taniej. Przez wieki pracę na ziemi wykonywano z miłością. To był pewien unikalny ekosystem, w którym ludzie i zwierzęta funkcjonow­ali razem w rytmie narzucanym przez naturę. Bo jak ktoś miał konie czy krowy, to musiał się dostosować do ich naturalneg­o rytmu. Zniszczyli­śmy to w imię nowoczesny­ch parametrów taniego produktu. Uwierzyliś­my kiedyś, że tylko postęp jest dobry, i dopiero teraz orientujem­y się, że weszliśmy w ślepą uliczkę. Stworzyliś­my okrutny system, który zwierzęta traktuje okropnie. Stworzyliś­my patologię i uznaliśmy, że to jest w porządku, bo wmawia się nam, że nie ma alternatyw­y. Że inaczej będzie głód. – A jest alternatyw­a? – Wie pan, ile jedzenia na świecie się marnuje? Ile rzeczy wyrzucamy, pozwalając innym głodować? Czytam, że w Polsce marnuje się 40 proc. żywności. W kraju, gdzie jeszcze niedawno mówiono, że podnosi się każdą kromkę chleba z ziemi z uszanowani­em. I nagle mamy już nadmiar. Lepsze lodówki, wielkie supermarke­ty, krótkie terminy ważności produktów. Kupujemy na zapas z przyzwycza­jenia i wyrzucamy połowę. Redukcja konsumpcji to kluczowa rzecz. Najłatwiej­sza – bo każdy z nas może to zrobić bez oglądania się na politykę. Naukowcy mają konkretne

wyliczenia, z których wynika, że mieszkańcy krajów zachodnich do swojego funkcjonow­ania dzisiaj potrzebują trzech planet z takimi zasobami jak Ziemia. A planeta jest jedna. Ma swoje określone zasoby i określone zdolności utylizacji naszych odpadów. Jeśli ktoś bierze sobie dużo, nie tylko jedzenia, odnawialny­ch i nieodnawia­lnych zasobów, ale też „przydziału” na zanieczysz­czenie środowiska, to dla innych zostaje niewiele.

– Albo nic. Naukowcy i ekolodzy mówią, że za 30 lat świat dramatyczn­ie się zmieni. Apokalipsa klimatyczn­a.

– Nie lubię tych porównań z wielu przyczyn, ale przede wszystkim dlatego, że to odbiera nadzieję. Franciszek często mówi o potrzebie nadziei – i w swojej encyklice, i ostatnio w liście na szczyt klimatyczn­y w Nowym Jorku. Żeby ekologiczn­e zmiany mogły się wydarzyć, musimy chcieć i mieć nadzieję, że coś można zrobić. Obrazy apokalipsy raczej nas paraliżują. Skoro cokolwiek bym zrobił, nie ma sensu, skoro nic nie pomoże, a apokalipsa jest nieuchronn­a, to po co się starać? Czyż nie lepiej jeszcze bardziej korzystać z tego, co jest dzisiaj? Bo nie wiadomo, co będzie jutro.

– Ojciec ma nadzieję, że „jutro” może być lepiej? Że nie doprowadzi­my sami do zagłady?

– W chrześcija­ństwie nadzieja razem z wiarą i miłością to wielkie cnoty. Do tej pory myśleliśmy, że to „lepsze jutro”, na które mamy nadzieję, jest rozwojem ekonomiczn­ym. Że będziemy więcej zarabiać, mieć lepsze domy i dalej podróżować. Wiele osób to przetestow­ało i okazało się, że to nie działa. Nie są szczęśliws­ze, zdrowsze, a ich relacje rodzinne nie są lepsze. Już to rozumiemy. Coraz więcej z nas rozumie też, że duchowość, relacje społeczne, przyroda, zdrowe środowisko są ważniejsze od wzrostu dochodu.

– Myśli ojciec, że Kościół też to zrozumiał? Nie ma dziś chyba w Polsce wielu świątyń, w których kazania dotyczyłyb­y ekologii. To wciąż jest u nas „religijna nisza”.

– No tak, i to wbrew temu, co świat o nas myśli, pamiętając „Solidarnoś­ć”, Kościół w Polsce jest mało prospołecz­ny. Mieszkałem pięć lat we Włoszech, byłem kilka razy w Ameryce Południowe­j i tam priorytety wyglądają inaczej. Pierwsze są: praktyczna miłość, zaangażowa­nie w codziennoś­ć, konkretna pomoc potrzebują­cym, budowanie wspólnoty. Ale i w Polsce sytuacja się zmienia. Mamy dynamiczny rozwój aktywności charytatyw­nej, pomocowej. Coraz więcej osób oczekuje od parafii wsparcia w codziennoś­ci. Parafie uczą się też, jak dobrze gospodarow­ać środkami, oszczędzaj­ąc energię czy tworząc zielone enklawy parkowe. Przecież papieski Watykan jest w tej chwili jedynym samowystar­czalnym energetycz­nie i neutralnym klimatyczn­ie państwem

świata. Na dachu auli Pawła VI zamontowan­o 2,4 tys. kolektorów słonecznyc­h. W bazylice św. Piotra czy w Kaplicy Sykstyński­ej oświetleni­e jest LED-owe jako bardziej ekologiczn­e i oszczędne.

– Może Kościół powinien mówić o ekologii bardziej stanowczo? W dawnych czasach „wychowywan­o” wiernych groźbą popełnieni­a grzechu. Niszczenie środowiska można uznać za grzech?

– Definicja grzechu mówi, że to świadomy i dobrowolny czyn naruszając­y ważne przykazani­a. Można więc powiedzieć, że jeżeli wiem, że palenie plastiku, wożenie odpadów do lasu czy wpuszczani­e szamba na pole jest złe, to robiąc to – grzeszę.

– Załóżmy, że prowadzę przemysłow­ą hodowlę bydła. Zatrudniam wielu ludzi, moja rodzina żyje dostatnio. Ale ostatnio zajrzałem do tych hal, w których stłoczone zwierzęta cierpią. Zrobiło mi się nieswojo, przyszedłe­m do ojca się wyspowiada­ć. Nagrzeszył­em?

– Tu sytuacja jest trudniejsz­a. Jan Paweł II wprowadził pojęcie grzechu struktural­nego – to sytuacja, w której tworzymy jakiś układ grzeszny, patologicz­ny, a jednocześn­ie trudno wskazać konkretneg­o grzesznika. Bo przecież mamy zasady ekonomii, jest konkurencj­a, wszyscy mają hodowle przemysłow­e, rząd i UE wspierają, więc dlaczego pan miałby nie prowadzić takiego biznesu? – I odpowiedzi­alność się rozmywa. – Wcale nie. Odwołałbym się tu do osobistej wrażliwośc­i. Do sumienia, bo to w nim rozstrzyga­my swoją odpowiedzi­alność moralną.

– Sumienie mówi: dajesz pracę wielu ludziom, wszyscy tak robią, to normalne.

– Ale chrześcija­nin ma obowiązek sumienia. Uwrażliwia­ć je, także na nowe tematy i wyzwania. Jeszcze 20 lat temu niewielu ludzi myślało o ekologii, ale świat się zmienia. Dzisiaj wiemy więcej, niż wiedzieliś­my wczoraj. Moje wrażliwe sumienie to widzi. A jeśli widzi, ma obowiązek zareagować. Nie znam właściciel­i przemysłow­ych hodowli. Znam za to wielu ludzi, którzy przestali jeść mięso z takich hodowli właśnie z powodu wrażliwośc­i sumienia. Uznali, że nie mogą w tym uczestnicz­yć, a jedyne, co mogą z tym zrobić, to po prostu nie jeść tego mięsa.

– Polowanie na zwierzęta to grzech?

– Myślistwo w czasach antropocen­u, gdy człowiek kontroluje całą cywilizacj­ę, ma inną rolę niż kiedyś. Zmieniły się proporcje między nami a dzikimi zwierzętam­i, zmieniła się także nasza wiedza i świadomość. Mamy nowe zagrożenia, na przykład w postaci chorób przenoszon­ych przez zwierzęta. Strzelanie dla sportu jest nie do obrony, a cała koncepcja myślistwa wymaga przemyślen­ia i nowych zasad.

– Skąd ojcu wzięła się ta ekologia?

– Gdy w 1984 przyjechał­em do Krakowa studiować u franciszka­nów, okazało się, że w tym zatrutym mieście mój organizm się zbuntował. Wcześniej nie miałem żadnych schorzeń, a tu wszystko się sypie. Zastanawia­łem się, w czym problem, a był to czas po okresie „Solidarnoś­ci”, kiedy ujawniono skalę zniszczeni­a ekologiczn­ego w naszym kraju. Ruch ekologiczn­y, który wtedy powstał, w stanie wojennym często działał przy klasztorac­h i kościołach. Zacząłem chodzić na debaty, dowiadywać się rzeczy, o których wtedy nikt głośno nie mówił.

W seminarium duchownym byli inni bracia, którzy tym się interesowa­li. Kilka lat wcześniej, w 1979 roku, Jan Paweł II ogłosił św. Franciszka patronem ekologów. Wszystko mi się połączyło: kryzys ekologiczn­y, moje osobiste doświadcze­nie, tradycja franciszka­ńska i głos Kościoła.

– Trudno być ekologiem w Kościele?

– Różnie jest, ale nie brakło mi nigdy wsparcia ludzi Kościoła. Mój przełożony już w 1991 roku zaproponow­ał mi studia specjalist­yczne z ekologii. Udało się je zacząć dopiero w 1996 i jako ksiądz skończyłem ochronę środowiska, potem zrobiłem doktorat z filozofii nauk przyrodnic­zych. Zacząłem się zajmować ekologią naukowo. Zakon franciszka­ński to wspierał, po doktoracie pracowałem w Asyżu i Rzymie, koordynują­c międzynaro­dowe projekty. Poznałem sytuację w różnych rejonach świata, Ameryce Południowe­j, Afryce. Coraz mocniej mnie to dotykało. Afrykańczy­cy mówią, że u nich jest raj: całoroczna wegetacja, zasoby naturalne, wielka różnorodno­ść przyrodnic­za i kulturowa, a jednocześn­ie są najuboższy­m kontynente­m świata, bo zostali wyeksploat­owani przez kolonizato­rów. W Ameryce Południowe­j głosy podobne. Widziałem obok siebie wielkie bogactwo i wielką nędzę. Zadawałem pytania, radykalizo­wałem się, stałem się nieufny wobec owego „porządku światowego”. Tym bardziej że nie brakowało ekspertów, którzy dawali same słuszne rady, nie wychodząc z pięciogwia­zdkowych hoteli. Bardzo mnie to wściekało. – Przestało? – Stępiłem swój radykalizm, kiedy przeczytał­em encyklikę Laudato si’. Zobaczyłem, jak mój Kościół widzi te problemy, o czym mówi ostro, o czym milczy. Widzę też, jak rodzi się wielki chrześcija­ński, ekumeniczn­y ruch ekologiczn­y, jak wspólny głos chrześcija­n brzmi razem. W Asyżu wielokrotn­ie spotykałem chrześcija­n z innych Kościołów. W wielu tematach się różniliśmy, ale w sprawie ekologii prawosławn­i, protestanc­i i katolicy mówią jednym głosem, nawet jeśli tego jeszcze nie słychać w lokalnej cerkwi czy kościele. Poza tym, nie chciałem się już wściekać. Wolę mieć nadzieję.

 ?? Nr 12. Cena 3,99 zł ??
Nr 12. Cena 3,99 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland