WYMIANA ELIT
Zbliżający się koniec roku zawsze wpływa na mnie demobilizująco i rozprężająco. Oczywiście nie do tego stopnia, żebym od razu łapał leniwca, leżał bykiem na kanapie, gapił się bezmyślnie w sufit i nic, kompletnie nic nie robił. Tak źle ze mną nie jest. Do roboty przykładam się, tylko z nieco mniejszą ochotą. Ot, na moment przygasa we mnie żar złośliwego, kpiącego felietonisty. Dlatego od razu na wstępie uprzedzam Szanownych Czytelników, iż w dzisiejszym felietonie nie znajdziecie ironicznego, szyderczego komentarza odnoszącego się do aktualnych wydarzeń ze świata polityki. Nie napiszę nawet jednego zdania o pancernym Banasiu, pazernym, dorabiającym na boku Karczewskim i im podobnych przedstawicielach establishmentu! Mam serdecznie dość tych buców trzymających władzę! Na samą myśl, że miałbym teraz przed sylwestrem zawracać sobie nimi głowę, mdli mnie bardziej niż po spożyciu dużej ilości ciepłej wódki. Nie znaczy to jednak, że odpuszczam sobie całkowicie polityczne dywagacje. Aż tak bardzo nie jestem zniechęcony do tej tematyki. Resztę felietonu poświęcę luźnym rozważaniom zapowiadanej przez pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Prawo i Sprawiedliwość towarzysza Kaczyńskiego wymianie elit! Bez niej Jarosław nie wyobraża sobie całkowitego zawłaszczenia państwa. W myśl kopernikańskiej zasady, iż pieniądz gorszy wypiera lepszy musi jak najprędzej powstać nowa elita. Ta wyłoniona w trakcie budowy Przenajświętszej Rzeczypospolitej numer 3 kompletnie zawiodła naród. Wprawdzie jej liderzy należeli do ludzi kulturalnych, używających na co dzień takich słów jak proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry, do widzenia, ale nie tego społeczeństwo od owej elity oczekiwało. Większość rodaków tęskniła za mową przaśną, wolną od grzecznościowych archaizmów. Czasy nastały takie, że elita musi być integralną częścią ciemnego ludu. Nie może się od niego odróżniać, być wyalienowana, wyniosła i mentorska. Wiecznie ględząca o kulturze, w wąskim i szerokim tego słowa znaczeniu, tudzież o potrzebie kształcenia i podnoszenia kwalifikacji. Czyli o tym wszystkim, co jest zbędne w robieniu kariery politycznej. Po co parlamentarzyści mają na przykład wiedzieć, że młodszy poseł, senator kłania się starszemu, a mężczyzna kobiecie, jak każdy z nich jest święcie przekonany, iż to jemu wszyscy powinni się kłaniać. W związku z tym nikt nikomu się nie kłania, a co za tym idzie, żaden z parlamentarzystów nie czuje się upokorzony. To, co dawniej uznawano na salonach politycznych za brak wychowania i ewidentne chamstwo, dziś uchodzi za normalne, poprawne zachowanie. Przechodzi się nad nim do porządku dziennego. Z ogromnym zaciekawieniem obserwuję rodzące się nowe elity. Bywa, że mam okazję przyjrzeć się z bliska tej śmietance towarzyskiej. Ostatnio miałem nieprzyjemność widzieć, jak na wykwintnym bankiecie poseł reprezentujący przewodnią siłę narodu, siedząc przy suto zastawionym stole, wydłubywał sobie wykałaczką brud zza paznokci. Nie wiem, co ów jegomość robił po posiłku, bo wyszedłem. Być może dłubał grzebieniem w zębach. A, co! Kto takiemu wybrańcowi narodu zabroni?!