Eilish triumfuje
Podczas tegorocznej gali rozdania Grammy najjaśniej błyszczeli wykonawcy ze skrajnych przedziałów wiekowych. 18-letnia Billie Eilish odebrała najwięcej nagród, a członkowie grupy Aerosmith – których średnia wieku to 69 lat (najstarszy, wokalista Steven Tyler, ma 71) – najmocniej zatrzęśli miejscem imprezy. Nie byli jednak najbardziej wiekowi. Grammy za interpretację piosenki „Ride Me Back Home” przyznano liczącemu 87 wiosen Williemu Nelsonowi.
Wręczanie muzycznych wyróżnień odbyło się 26 stycznia w hali sportowo-widowiskowej Staples Center w Los Angeles. Na wieczór muzyki padł jednak mroczny cień. Tego samego dnia w wypadku helikoptera zginął Kobe Bryant, były koszykarz klubu Lakers. Jego drużyna w Staples Center rozgrywała mecze, więc podczas wieczoru Grammy sportowca wspominali wykonawcy, a jego koszykarska koszulka z numerem 24 kilka razy pojawiała się na scenie.
Alicia Keys, który prowadziła imprezę, już na początku – zaraz po otwierającym galę występie Lizzo (nagrodzonej za album „Cuz I Love You” oraz za wykonanie utworów „Truth Hurts” i „Jerome”) – złożyła koszykarzowi hołd. „Odczuwamy szaloną rozpacz – powiedziała. – Nie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy musieli w ten sposób rozpocząć przedstawienie”.
Gala musiała sie jednak odbyć, więc po kilku słowach powitania Keys zgrabnie wybrnęła z trudnej sytuacji, oznajmiając: „Wiem, że muzyka jest najbardziej uzdrawiającą rzeczą na świecie. Zacznijmy więc uzdrawianie”.
W ten sposób publiczność zgromadzona w Staples Center, mimo niesprzyjających zabawie okoliczności, poznała najbardziej udane – zdaniem amerykańskiej Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji – dokonania muzyczne wydane na płytach między 1 października 2018 a 31 sierpnia 2019 oraz ich autorów.
Wśród tych ostatnich najwięcej pochwalnych słów – i pozłacanych gramofonów, którymi laureaci Grammy są obdarzani – przypadło w udziale Billie Eilish. Artystka swój pierwszy singiel z utworem „Ocean Eyes”, skomponowanym przez jej brata Finneasa O’Connella, nagrała, kiedy miała zaledwie 14 lat. Od tamtego czasu na ogół z nim komponuje, choć śpiewa też własne piosenki. W 2017 roku wydała EP-kę „Don’t Smile at Me” z ośmioma utworami. Na okładce debiutanckiego albumu pyta: „Dokąd udajemy się, kiedy zasypiamy?”. Pod względem muzycznym jest tam melodyjnie, ale w tekstach mrocznie. „Pochowałam przyjaciela” to tytuł jednego z nagrań. W innym, „You Should See Me in a Crown”, artystka śpiewa: „Marmurowa ściana ocieka krwią. Lubię, jak oni krzyczą”. Jeśli do tego dodać piosenkę „Chciałabym, żebyś był gejem” czy utwór „Wszystkie grzeczne dziewczynki idą do piekła”, to na brak różnorodności nie można narzekać. Są też w programie piosenki o miłości, ale ponure tematy dominują. Eilish jednak o mrocznych sprawach śpiewa delikatnym dziewczęcym głosem, więc teksty nie przerażają. Nie przeraziły również członków Akademii, bo longplay „When We All Fall Asleep, Where Do We Go?” zajął pierwsze miejsce w kategorii ogólnej, pokonując płyty takich sław,jak Lana Del Rey, Ariana Grande i Bon Iver.
Triumfował też w kategorii „pop wokalny”. Jego autorka została najlepszą ubiegłoroczną debiutantkę, a utwór „Bad Guy” ze wspomnianego albumu wyróżniono tytułem „nagranie roku”.
Nie wymienię wszystkich zwycięzców, bo nagrody Grammy przyznawane są w 84 kategoriach, nie licząc wyróżnień specjalnych. Warto jednak zwrócić uwagę na najlepszych raperów. Nipsey Hussle, zastrzelony rok temu przed swoim sklepem Marathon Clothing w Los Angeles, został pośmiertnie wyróżniony Grammy za utwory „Higher” i „Racks in the Middle”. W dedykowanym temu artyście minirecitalu wystąpili m.in. John Legend i DJ Khaled. Natomiast za najlepszy album w stylu rap uznano płytę „Igor” artysty o pseudonimie Tyler, The Creator. W kategorii „pop tradycyjny” zwyciężył Elvis Costello za longplay „Look Now”, natomiast w wokalnym jazzie triumfowała Esperanza Spalding (album „12 Little Spells”). Ponieważ mamy karnawał, to warto dodać, że w kategorii tanecznej za piosenkę „Got to Keep On” i za album „No Geography”, z którego ten utwór pochodzi, nagrodzono The Chemical Brothers. W muzyce rockowej za najlepszy krążek uznano „Social Cues” formacji Cage the Elephant, a za wykonanie utworu metalowego zwyciężyła grupa Tool, dzięki nagraniu „7empest”.
Skoro jesteśmy przy rocku, to słowo o Aerosmith. Grupa zadebiutowała w 1970 roku w Bostonie, więc ma za sobą pół wieku działalności. Mimo długiego stażu trzyma się mocno i z powodzeniem koncertuje. Ponadto jej główny wokalista, czyli Tyler, wydał 4 lata temu udaną płytę solową „We’re All Somebody from Somewhere”. Z kolei gitarzysta zespołu Joe Perry – też nagrywający solo – dołączył do Alice’a Coopera i Johnny’ego Deppa, tworząc z nimi rockową formację Hollywood Vampires. Muzycy wystąpili w Warszawie na Torwarze. Niedawno wydali drugi longplay, a latem będą u nas znowu, tym razem w Dolinie Charlotty.
Za usłaną sukcesami karierę oraz za filantropię członkowie Aerosmith zostali wyróżnieni przez związaną z Akademią fundację MusiCares, gromadzącą środki dla artystów w potrzebie, tytułami „osobistości roku”. Dlatego wystąpili na gali Grammy. Zagrali utwory „Living On The Edge” i „Walk This Way”. Ten drugi miał premierę w 1975 roku na krążku „Toys in the Attic”. Jednak światową karierę zapewniła mu dopiero wersja, którą Tyler i Perry nagrali 11 lat później z rapową formacją Run-D.M.C., która na gali Grammy dołączyła do Aerosmith. Mariaż mocnego rocka z rapem niemal rozsadził halę Staples Center.
A skoro o występach, to jeszcze jeden – poza Eilish śpiewającą „When the Party’s Over” ze łzami w oczach i Demi Lovato wykonującą „Anyone” – wzbudził duże zainteresowanie. Był nim set poświęcony zmarłemu w 2016 roku Prince’owi. Przeboje legendarnego artysty (m.in. „Little Red Corvette”, „When Doves Cry” i „Kiss”) wykonał Usher. Towarzyszyły mu dwie muzykalne kobiety. Na rurze, a później razem z nim, tańczyła FKA Twigs, a rytm wybijała dawna współpracownica autora „Purple Rain”, utalentowana perkusistka Sheila E.