Czy igrzyska w Tokio są zagrożone?
Rozmowa z dr. JAROSŁAWEM KRZYWAŃSKIM, lekarzem medycyny sportowej
Tomasz Zimoch rozmawia z dr. Jarosławem Krzywańskim, lekarzem medycyny sądowej.
– Świat sportu jest mocno zaniepokojony rozprzestrzenianiem się koronawirusa.
– Każde ryzyko zdrowotne pojawiające się na świecie powinno budzić niepokój, a w dobie globalizacji jest to potencjalne zagrożenie dla każdego kraju. Jestem lekarzem sportowym, który bezpośrednio odpowiada za medyczne zabezpieczenie i bezpieczeństwo polskich sportowców, więc moje zaniepokojenie jest podwójne.
– Odwołano planowane w Chinach lekkoatletyczne halowe mistrzostwa świata.
– Szczęśliwie kierownictwo światowej lekkoatletyki w porozumieniu z władzami Chin zdjęło ze wszystkich odpowiedzialność i przeniosło tę imprezę na przyszły rok. Taka decyzja świadczy o skali problemu, jaki się pojawił. Żaden kraj nie posiada sytemu ochrony epidemiologicznej, gdy przy tak masowych zakażeniach duża grupa ludzi ma przyjechać na ważną imprezę.
– Co zatem z igrzyskami olimpijskimi, które na przełomie lipca i sierpnia mają się odbyć w Tokio?
– Mam nadzieję, że się odbędą, ale jest bardzo dużo znaków zapytania. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. Sam jestem ciekawy, jak przez najbliższe miesiące będzie postępował Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
– Pana zdaniem możliwe jest odwołanie igrzysk?
– Nikt, żaden rząd, żadna organizacja sportowa nie podejmie decyzji o rozegraniu tak dużych zawodów bez bezwzględnego zabezpieczenia i pewności, że sytuacja epidemiologiczna zarówno w tym regionie, jak i na świecie jest ustabilizowana. Nikt nie zaryzykuje narażenia zdrowia najlepszych sportowców świata. Organizator igrzysk musi zapewnić wszystkim uczestnikom bezpieczeństwo, także medyczne. Dlatego musimy brać pod uwagę, że jeżeli za kilka miesięcy na terenie Chin i Japonii epidemia nie ustąpi, to odwołanie igrzysk będzie chyba wręcz koniecznością.
– Mówi się, że nawet jak sytuacja się unormuje, wirus i tak będzie krążył.
– Zagrożenie dla normalnego odbycia się igrzysk jest spore. Do Japonii przyjadą setki tysięcy ludzi, w wiosce olimpijskiej pojawi się dwanaście tysięcy sportowców. Nie wyobrażam sobie, by zastosowano wobec nich kwarantannę. Żaden system ochrony epidemiologicznej nie jest w stanie zmniejszyć zagrożenia do minimum. Gdyby do czerwca sytuacja nie uległa zmianie, to panika będzie spora. Pozostały 4 miesiące, epidemia może ulec wygaszeniu, ale zdaniem bardzo wielu ekspertów wirus będzie krążył w populacji. Będzie mniej chorych, zdecydowanie mniejszy odsetek ciężkich przypadków, ale nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza w Azji wirus pozostanie. Jeśli w czerwcu sytuacja byłaby taka jak w tej chwili, to aż boję się pomyśleć, ale chyba bylibyśmy świadkami czarnych dni sportu.
– To ogromne wyzwanie dla lekarzy.
– Historia igrzysk to również potężny dział dotyczący medycyny. W 2002 roku w Salt Lake City panowała epidemia grypy. Pamiętamy sytuację z ostatnich igrzysk zimowych w Pjongczang, gdzie występował – głównie wśród wolontariuszy – norowirus. Na szczęście zachorowało chyba tylko trzech sportowców. Nie była to jednak aż tak groźna sytuacja dla zdrowia. Zakażone osoby miały przez kilka dni głównie biegunkę. W czasie igrzysk w Vancouver odnotowane zostały przypadki odry. Rok przed letnią rywalizacją olimpijską w Pekinie wystąpiła epidemia świńskiej grypy, a przed ostatnimi igrzyskami w Rio de Janeiro mieliśmy panikę w związku z wirusem Zika przenoszonym przez komary. Były również obawy przed dengą.
– Obecnie mamy do czynienia z azjatycką epidemią, chyba jednak daleka droga do jej wygaśnięcia.
– Można powiedzieć, że dla środowiska medycznego każde igrzyska mają swoją „maskotkę zdrowotną”, jaką jest jakiś patogen. W Tokio na koronawirusa będziemy musieli mieć baczną uwagę. Nie ma takiej możliwości, by każdego zawodnika poddać obserwacji czy testom i odizolować go od innych zawodników. Areny sportowe będą, niestety, miejscami, gdzie wszelkie drogi zakażenia mogą się szerzyć. Jeżeli komitet organizacyjny igrzysk nie będzie miał stuprocentowej pewności, że teren wokół Tokio jest bezpieczny, to będzie trwała ogromna, zapewne bardzo burzliwa, dyskusja na temat, kto ma podjąć ostateczną decyzję, czyli decydować o medycznym bezpieczeństwie tysięcy osób.
– Koronawirus powoduje zakażenie dróg oddechowych.
– A to najczęstsze problemy, z jakimi zgłaszają się sportowcy do lekarza w ciągu roku. Stanowią aż 60 procent wszystkich porad. – Grozi nam pandemia? – Trudno dzisiaj jednoznacznie określić kierunki rozwoju i szerzenia się tego wirusa, ale w granicznych sytuacjach może się tak zdarzyć. Wirus już został przywleczony do Europy i pewnie jeżeli będzie miał dobre warunki do rozwoju oraz pojawi się odpowiednia liczba podatnych na zakażenie osób, będziemy mogli mówić, że poruszamy się blisko pandemii. Szczęśliwie jest też coraz więcej danych naukowych dotyczących potencjalnych źródeł zakażenia, dróg szerzenia się i ewentualnych sposobów na walkę z tym wirusem. Ogromnym wyzwaniem jest przerwanie łańcucha, dzięki któremu ten wirus się rozwija. Większość ekspertów podkreśla, że dane z Chin są mocno niedoszacowane, a liczba zakażonych i ofiar śmiertelnych jest dużo większa.
– Wyczuwa pan bardzo duże zaniepokojenie u sportowców?
– Zwłaszcza u tych, którzy w najbliższym czasie planowali podróże na zgrupowania. Nie ma możliwości zmniejszenia ryzyka do zera, szansy, że nie wpuści się na pokład samolotu osoby chorej. Generalnie odradzamy podróże poza Europę.
– Tak jak w przypadku Anity Włodarczyk, która w kwietniu planowała zgrupowanie w Japonii.
– Zdecydowanie odradziłem ten wyjazd. Nie przypuszczam, by za 1,5 miesiąca koronawirus nie stanowił w Azji już żadnego zagrożenia.
– Jeśli sytuacja związana z koronawirusem zostanie opanowana, to czy uczestnik igrzysk nie musiałby się już niczego obawiać?
– Wbrew pozorom czyhają jednak również inne niebezpieczeństwa. Występuje tak zwane japońskie zapalenie igrzysk, ale szczęśliwie nie w okolicach Tokio i w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej stwierdziliśmy, że nie będziemy wprowadzać w związku z tym dodatkowego zabezpieczenia w postaci szczepień. Zdarzyła się kilka lat temu w stolicy Japonii epidemia dengi, czyli choroby gorączkowej przenoszonej przez komary. W obrębie jednego z tokijskich parków zakażonych zostało wtedy kilkaset osób. Mamy to na uwadze, ale naszym głównym wrogiem, jeżeli chodzi o gotowość startową zawodników, będzie jednak wysoka temperatura i znaczna wilgotność. Analiza warunków klimatycznych w Tokio wykazuje, że na przełomie lipca i sierpnia musimy się liczyć z regularną temperaturą w granicach 30 – 35, a nawet taką dochodzącą do 40 stopni i z wilgotnością powyżej 70 procent.
– Konieczne będą regulacje temperatury organizmu.
– Sportowcy są już wyedukowani, wiedzą, jak zadbać o prawidłowe nawodnienie. Trzeba zapomnieć oczywiście o przebywaniu na słońcu w sytuacjach, które tego nie wymagają, i pamiętać o wdrożeniu procedur chłodzenia. Komisja medyczna Polskiego Komitetu Olimpijskiego wraz z jego głównym partnerem odzieżowym – firmą 4F – testowała specjalne kamizelki chłodzące. Mają na celu przywrócenie komfortu cieplnego zawodnikowi startującemu w tak trudnych, niemal ekstremalnych warunkach. Nie chodzi o to, by doprowadzić mięsień do
niskiej temperatury, tylko zapewnić całemu organizmowi właściwą temperaturę. Kamizelki na dużych imprezach testowali żeglarze, a lekkoatleci byli w nie wyposażeni na ostatnich mistrzostwach świata w Katarze. Niestety, organizatorzy trochę pokrzyżowali nam plany, bo rozgrzewkę przeprowadzono w klimatyzowanej hali. Zebrane częściowe doświadczenia pokazują jednak wyraźnie, że założenie kamizelki – choćby tylko na część rozgrzewki czy okres między nią a startem – przywracało komfort cieplny.
– Na czym polega „działanie” takiej kamizelki?
– Kamizelka ma wkłady przechowywane wcześniej w lodówce, ze specjalnym, wysokiej jakości płynem, który zapewnia utrzymanie niskiej temperatury. Wkłady umieszczone są po grzbietowej i piersiowej stronie tułowia i w zależności od tego, ile ich jest, możemy dość szybko obniżyć temperaturę ciała. – Nie wystarczą kostki lodu? – Zbyt gwałtownie obniżają temperaturę, można nimi chwilowo schłodzić daną okolicę ciała. Stosowanie kamizelki powoduje zaś łagodne wychłodzenie ciała na dużej przestrzeni. Takich kamizelek używają kierowcy Formuły 1. Wyposażymy w nie polskich sportowców w Tokio. Już zgłosili się po nie kajakarze, wioślarze, żeglarze oraz lekkoatleci.
– Ile osób będzie liczył polski sztab medyczny na igrzyskach w Tokio?
– Trwa właśnie rejestracja lekarzy, fizjoterapeutów, psychologów. Jak liczna będzie to grupa, zależy od ostatecznej liczby zawodników. To jest ściśle określone przez MKOl. Chcemy zapewnić zawodnikom optymalne warunki do startu. Maksymalnie wyjedzie 20 lekarzy i około 40 fizjoterapeutów.
– To prawda, że lekarze przed wyjazdem do Japonii muszą zdać specjalny egzamin?
– Tak, bo na dużych imprezach sportowych lekarz dostaje niejako prawo wykonywania zawodu na danym terenie. Może udzielać świadczeń medycznych sportowcom ze swojego kraju, może wypisywać recepty, które są realizowane na miejscu. Ten egzamin dotyczy właśnie takich procedur, ale także ogólnych przepisów antydopingowych i tych szczegółowych obowiązujących w trakcie igrzysk. Trzeba więc znać niektóre procedury medyczne, które będą miały zastosowanie tylko w trakcie tej imprezy. Egzamin zdaje się w ściśle określonym czasie, online, po wcześniejszym szkoleniu. Trzeba mieć 80 procent poprawnych odpowiedzi, by zaliczyć egzamin. – Jak panu poszło? – To nie jest bardzo trudny egzamin, musi być uniwersalny dla lekarzy ze wszystkich stron świata. – Zaskoczyło pana jakieś pytanie? – Przy kilku pytaniach, przykładowo dotyczących nabywania leków w Japonii, musiałem trochę pogłówkować. Uzyskałem 100 procent poprawnych odpowiedzi.
– Dużo sprzętu medycznego zabierzecie do Japonii?
– To będzie zależało w dużej mierze od sytuacji epidemiologicznej. Przypuszczam, że zmieścimy sprzęt w 6 – 7 skrzyniach, każda mniej więcej po 40 kilogramów.
– Ważna sprawa to odpowiednia aklimatyzacja.
– Ze względu na zagrożenie epidemiologiczne ryzyko przedolimpijskich zgrupowań w Japonii, a takie są planowane, będzie duże. Lekkoatleci, ale także żeglarze i przedstawiciele kilku innych dyscyplin pojadą wcześniej właśnie po to, by się odpowiednio dostosować do warunków klimatycznych i do innej strefy czasowej. Pełna aklimatyzacja wymaga od 4 do 7 dni wcześniejszego pobytu.
– Jak pan słyszy sportowców, którzy mówią: „Doktorze, boję się zarażenia koronawirusem”, to co pan odpowiada?
– Ja też się boję. Wirus nie wybiera, lekarze też będą zagrożeni. Szybko dodaję, że jeżeli igrzyska się odbędą, to będzie oznaczało, że nie ma ryzyka dla zdrowia sportowca. Standardowe procedury związane z takim typowym ryzykiem zachorowania są stosowane zawsze. Nie ma nigdy ryzyka na poziomie zero.
– Zatem ponawiam pytanie: Czy igrzyska w Tokio się odbędą?
– Hm... odpowiem tak: na 90 procent odbędą się, ale zostawiam sobie jednak te 10 procent niepewności. Sportowcy na igrzyskach z medycznego punktu widzenia są właściwie „zabarykadowani”; edukujemy ich, by mieli jak najmniejszy kontakt z innymi osobami, odradzamy uczestnictwo w imprezach towarzyszących właśnie w trosce o ich zdrowie, ale tym razem sytuacja jest zdecydowanie inna, na dzisiaj budząca strach. I to duży.
– Podstawowym wyposażeniem będzie w Tokio maseczka?
– Zapewne będzie można ją zdobyć na każdym kroku w wiosce olimpijskiej. Muszą też być wszelkiego rodzaju preparaty służące do dezynfekcji rąk. Ta będzie konieczna niemal do znudzenia, wielokrotnie na dobę. Ważne w obrębie poszczególnych ekip będą sprawnie działające zespoły medyczne, których zadaniem będzie szybkie wychwytywanie osób z jakimikolwiek objawami choroby.
– Przeniesienie igrzysk w inne miejsce jest nierealne, ale opóźnienie ich o rok?
– Byłoby to pewne rozwiązanie, gdyby jednak bezpieczeństwo i zdrowie zawodników były w lipcu zagrożone. Element sportowy jest w takiej sytuacji dopiero na drugim miejscu.