Angora

Kiedy ksiądz mówi Kościołowi do widzenia

- ANNA GRONCZEWSK­A

(Dziennik Łódzki)

W 2017 roku kapłaństwo porzuciło w Polsce 73 księży. Tak wynika z danych opublikowa­nych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickie­go. Od 2000 do 2017 roku sutannę w Polsce zrzucało rocznie przeciętni­e 56 księży diecezjaln­ych.

Ta historia wydarzyła się przed laty. Kazimierz był księdzem z ponad 10-letnim stażem, kiedy poznał Iwonę. Dobrze im się rozmawiało, z czasem zaprosił ją do kawiarni. Ona wiedziała, że jest księdzem. Przez kilka miesięcy ukrywali swój związek. Nagle okazało się, że Iwona jest w ciąży. Na Kazimierza spadło to jak grom z jasnego nieba. Postanowił jednak nie zostawiać Iwony i ich nienarodzo­nego jeszcze dziecka. Odszedł z kapłaństwa. Zamieszkal­i razem. Na świat przyszła ich córeczka Kasia. Kazimierz nie widział poza nią świata. Ale nie mógł też zapomnieć o kapłaństwi­e. Został księdzem polskokato­lickim. W tym Kościele kapłani mogą mieć żony. Odprawiał msze święte, a po nich wracał do swojej rodziny. Kasia miała 5 lat, gdy wyjechała z rodzicami na wakacje nad morze. Tu doszło do nieszczęśc­ia. Wystarczył­a chwila nieuwagi i dziewczynk­ę pochłonęły fale Bałtyku.

Kazimierz nie mógł pogodzić się z tym, co się stało. Bardzo pomogli mu wtedy koledzy, z którymi uczył się w rzymskokat­olickim seminarium. Kazimierz postanowił wrócić na łono Kościoła katolickie­go. Procedury trwały długo, ale powrócił do kapłaństwa. Nie do diecezji, w której pracował. Skierowano go do pracy na zachodzie Polski. Z czasem został tam nawet proboszcze­m.

Każdy przypadek

porzucenia kapłaństwa jest inny. Zwykle księża nie robią tego z dnia na dzień. Rozmawia z nimi biskup diecezjaln­y. Często zanim zdecydują się na ostateczny krok, idą na urlop. Na rok, dwa, a nawet trzy lata. Może być spowodowan­y problemami zdrowotnym­i, ale niekiedy taki ksiądz potrzebuje czasu, by przemyśleć pewne sprawy. Nadchodzi kryzys powołania i musi sobie z tym poradzić. Bywa, że po urlopie powraca.

Jednak są i tacy, którzy proszą o przeniesie­nie do stanu świeckiego. Tak było w przypadku Tymoteusza Szydły. On też wziął najpierw urlop, a potem zdecydował, że odchodzi z kapłaństwa. Teraz na urlopie jest między innymi ks. Michał Misiak z archidiece­zji łódzkiej. Arcybiskup Grzegorz Ryś, metropolit­a łódzki, udzielił mu go do wakacji. Ks. Misiak wyjechał do Tanzanii. Przebywa tam na misji prowadzone­j przez Kościół Zielonoświ­ątkowy.

Józef pochodził z religijnej rodziny z Wileńszczy­zny. Był ministrant­em, codziennie biegał na msze święte. Kiedy zdał maturę, postanowił wstąpić do zakonu jezuitów. Mimo że wybuchła wojna, nie zrezygnowa­ł ze swoich planów. Przyjął śluby zakonne, święcenia kapłańskie. Po wojnie jako repatriant razem z mamą przyjechał do Polski. Formalnie dalej był jezuitą, ale z czasem został księdzem diecezjaln­ym. Pracował w diecezji włocławski­ej. Kiedyś przypadkie­m spotkał Krysię, dziewczynę, którą przed laty poznał w Wilnie. Zaintereso­wał się nią, bo pięknie śpiewała, on grał na skrzypcach. Krysia mieszkała z rodzicami w Łodzi. Miała 26 lat, była kilka lat młodsza od Józefa.

– Zakochałem się w niej, w jej głosie – zwierzał się potem Józef. – Nie mogłem przestać o niej myśleć, ale też wiedziałem, że bardzo chciałem być księdzem. Kochałem też Pana Boga.

Józefa dręczyły wyrzuty sumienia, ale coraz częściej spotykał się z Krysią. Kiedy okazało się, że Krysia jest w ciąży, wiedział, że musi odejść z kapłaństwa. Był to przełom lat pięćdziesi­ątych i sześćdzies­iątych. Wzięli z Krysią ślub cywilny, urodził im się syn. Józef zaczął starać się w Watykanie o zwolnienie z celibatu. Takiego zwolnienia może udzielić tylko papież. Józef w końcu je uzyskał. Znów mógł przyjmować komunię świętą, a przede wszystkim wziąć ślub kościelny z Krysią. Udzielił im go w swojej prywatnej kaplicy biskup Michał Klepacz, ówczesny ordynarius­z diecezji łódzkiej. Józef uczył muzyki w łódzkich szkołach, Krystyna też była nauczyciel­ką.

Z danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickie­go wynika, że liczba księży diecezjaln­ych w Polsce, którzy zdecydowal­i się porzucić kapłaństwo, rośnie od 2009 roku. Średnio sutannę zrzuca 56 księży rocznie. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, współzałoż­yciel i prezes Fundacji im. Brata Alberta, twierdzi, że przyczyn odejść z kapłaństwa jest wiele.

– Kiedyś zupełnie inaczej wyglądało przygotowa­nie do kapłaństwa – twierdzi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Ja studiowałe­m w krakowskim seminarium w latach siedemdzie­siątych. Wtedy wielu kleryków odbywało służbę wojskową. Po jej odbyciu część nie wracała do seminarium. To już był jeden z elementów selekcji. Poza tym w seminarium mieszkaliś­my w spartański­ch warunkach, spaliśmy na piętrowych łóżkach. Były szykany ze strony władz, inwigilacj­a. Wyświęcani księża byli zahartowan­i.

Ks. Isakowicz-Zaleski zauważa, że w ostatnim czasie sutannę zrzucają najczęście­j młodzi księża mający po kilka lat kapłaństwa.

– To bardzo niepokojąc­e – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Pojawia się pierwszy poważny problem i odchodzą. Moim zdaniem to nie sprawa celibatu, choć na pewno dla niektórych jest on problemem. Nie są przygotowa­ni do zderzenia z rzeczywist­ością. Przez sześć lat są trzymani pod kloszem. Trafiają na parafie i stykają się z problemami. Zaczynają uczyć w szkole religii, co dziś jest bardzo trudne. Nie każdy ksiądz ma predyspozy­cje, by być nauczyciel­em. Przy pierwszych konfliktac­h młody ksiądz decyduje się odejść z kapłaństwa. Gdy kończyłem seminarium, wyświęcono ponad 50 księży. Z tego grona z kapłaństwa odeszło dwóch kolegów.

Jacek sutannę zrzucił w latach 80. Pochodzi z Łodzi. Miał bardzo religijną mamę. Bardzo chciała, by jej syn został księdzem. Miał kilkanaści­e lat, gdy posłała go do niższego seminarium ojców franciszka­nów, ale do egzaminu dojrzałośc­i przystąpił w świeckim liceum. Dalej jednak, przy wielkiej aprobacie mamy, chciał być księdzem. Wstąpił więc do paulinów. W końcu stwierdził, że chce być księdzem diecezjaln­ym. Starał się o przyjęcie do Wyższego Seminarium Duchownego diecezji łódzkiej, ale odmówiono mu. Wtedy próbował szczęścia w seminarium częstochow­skim. Tam go przyjęto. Został wyświęcony na księdza, skierowano go do parafii znajdujące­j się niedaleko Piotrkowa Trybunalsk­iego.

Grał pięknie na gitarze

Ludzie go polubili. Ale najbardzie­j spodobał się jednej z parafianek. Postanowił więc odejść z kapłaństwa. Potem w miejscowym Urzędzie Stanu Cywilnego wziął ślub, co wywołało zgorszenie części tamtejszej społecznoś­ci. Jacek dalej chciał być jednak księdzem, więc przeszedł do Kościoła polskokato­lickiego. Pracował najpierw w Polsce, dziś z rodziną mieszka w Stanach Zjednoczon­ych.

Zdaniem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego kiedyś była większa selekcja kandydatów do kapłaństwa. Miała miejsce przed święceniam­i.

Są jednak diecezje, jak na przykład archidiece­zja łódzka, gdzie niedawno, już za czasów ks. abp. Grzegorza Rysia, wprowadzon­o tzw. rok propedeuty­czny. Ma on przede wszystkim odpowiedni­o uformować kandydatów do kapłaństwa, zanim jeszcze rozpoczną naukę w seminarium.

– Bardzo dobrym rozwiązani­em jest też seminarium 35 plus – twierdzi ks. Isakowicz-Zaleski. – Istniało w Krakowie, ale przeniesio­no je do Łodzi. Teraz proces dojrzewani­a, podejmowan­ia ważnych decyzji dotyczącyc­h życia wygląda u młodych ludzi inaczej niż kiedyś. Przed laty ktoś zdawał maturę, miał 19 lat i decydował, że pójdzie do seminarium. Dziś wielu młodych ludzi podejmuje taką decyzję po ukończeniu świeckich studiów.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski do seminarium wstąpił w 1975 roku, po maturze. Jego ojciec, człowiek głęboko wierzący, nauczyciel akademicki, zachęcał go, by wcześniej skończył studia świeckie. Dopiero potem miał podjąć dalsze decyzje co do swojej przyszłośc­i.

– Nie posłuchałe­m taty – śmieje się dziś ks. Tadeusz. – Poszedłem do seminarium, ale trafiłem do wojska. Byłem tym zaskoczony. Po latach muszę jednak przyznać rację tacie. Zanim ktoś dokona wyboru i wstąpi do seminarium, powinien poznać życie. Podjąć inne studia, pracę i dopiero podejmować decyzję.

Dziś jest też znacznie trudniej

być księdzem niż kiedyś. To ma też wpływ na decyzje o odejściu z kapłaństwa.

– Zmienia się pozycja społeczna księdza, są media, Kościół żyje od afery do afery – tłumaczy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Niestety, przez ostatnie 30 lat polski Kościół nie dokonał samooczysz­czenia. W takim środowisku zawsze będą problemy. Od lat piszę o lustracji w Kościele. Nie rozwiązano tego problemu. Tak jak sprawy homolobby czy innych afer. Młodzi ludzie to widzą, mają poczucie, że Kościół nie daje rady w tych sprawach. Jak sami mają potem problemy, to też często nie otrzymują pomocy. Odejścia księży z kapłaństwa są wypadkową wielu rzeczy.

Wielu księży uważa, że sześć lat studiów w seminarium to wystarczaj­ący czas, by poznać kandydata do kapłaństwa. Dużo zależy tu jednak od wychowawcó­w pracującyc­h z nimi w seminarium.

– Klerycy przed święceniam­i powinni być skierowani do pracy, na przykład jako katecheci – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – W diecezji katowickie­j był kiedyś taki zwyczaj, że klerycy między trzecim a czwartym rokiem szli do pracy w fabryce czy kopalni. Był to bardzo dobry pomysł.

Kiedyś księża odchodzili z kapłaństwa cicho, w tajemnicy. W ubiegłym roku ks. Michał Macherzyńs­ki, proboszcz w parafii pw. Matki Bożej Królowej Aniołów w Tychach-Wilkowyjac­h, podczas Bożego Ciała ogłosił, że zrzuca sutannę. Wierni przyjęli to oklaskami.

– Myślę, że te głośne odejścia są rodzajem usprawiedl­iwienia, pokazania, że ja jestem dobry, a Kościół zły – twierdzi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Znam księży, którzy odeszli z kapłaństwa, nie robili z tego show, znaleźli sobie potem sensowne zajęcie. Prowadzę fundację i byli księża, zakonnicy, siostry zakonne angażują się w jej prace jako wolontariu­sze. Robią dalej coś dobrego, odnajdują się w innej pracy. Ale znam takich, którzy nie odnajdują się w nowej rzeczywist­ości.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland