Ludzie z Siechnic nie mogą spać, ptaki umierają (Onet.pl)
Winna gigantyczna hodowla pomidorów...
Winna gigantyczna uprawa pomidorów.
Mocna poświata nad Siechnicami od zmierzchu do późnych godzin nocnych widoczna jest nie tylko z najwyższego wieżowca Wrocławia, czyli Sky Tower. Widać ją również z miejscowości odległych o kilkadziesiąt kilometrów, a także ze szczytów Przedgórza Sudeckiego. Wszystko przez firmę, która na ponad 40 hektarach ziemi uprawia pod szkłem pomidory. Mieszkańcy Siechnic skarżą się na zaburzenia snu, a lekarze ostrzegają, że rozregulowanie cyklu snu i czuwania może mieć odległe konsekwencje zdrowotne, z zachorowaniem na raka włącznie.
Do dolnośląskich Siechnic przyjeżdżam wieczorem. Chcę z bliska zobaczyć miejscową łunę świetlną, która uczyniła miejscowość tak znaną, że jej mieszkańcy żartują: „To Wrocław jest pod Siechnicami, a nie odwrotnie”. Bo widoczna od zmierzchu do późnych godzin nocnych mocna poświata widoczna jest nie tylko z najwyższego w stolicy Dolnego Śląska wieżowca Sky Tower, nie tylko z okolicznych szczytów Przedgórza Sudeckiego, ale też z miejscowości odległych o kilkadziesiąt kilometrów od Siechnic. A miejscowi twierdzą, że żółtopomarańczowy ogromny słup światła widać nawet z kosmosu. Wszystko za sprawą należącego do firmy „Citronex” Przedsiębiorstwa Produkcji Ogrodniczej „Siechnice”, które na ponad 40 hektarach powierzchni uprawia pod szkłem pomidory. Na stronie internetowej firma pisze: „W całorocznych szklarniach panuje naturalnie wytworzony mikroklimat sprzyjający rozwojowi roślin – nawet w okresie jesienno-zimowym, kiedy stosujemy doświetlanie wysoko wydajnymi lampami, imitującymi naturalne światło słoneczne, a także dogrzewanie lampami LED”. I właśnie to „imitujące naturalne światło słoneczne” jest przedmiotem wielu kontrowersji. Nie tylko w Siechnicach, nieco ponad 7-tysięcznym miasteczku leżącym przy wschodnich granicach Wrocławia.
Noce takie jasne
Taksówkarz, który mnie do Siechnic przywiózł, od razu domyślił się celu podróży. – Łuna panią ciekawi? – zagaił. – My, kierowcy nieraz sobie żartujemy, że nawigacji nie musimy włączać. Bo prawda jest taka, że światło szklarni widać zewsząd. Nawet przyjezdni nieraz pytają, czy to przypadkiem UFO nie wylądowało na Dolnym Śląsku. Wysiadam w pobliżu czteropiętrowych bloków przy ulicy Ciepłowniczej, które stoją naprzeciw ogromnych szklarni. I choć jest lutowy późny wieczór, na osiedlu panuje pełna jasność. – Nie przeszkadza państwu, że wieczory i noce w Siechnicach takie jasne? – pytam małżeństwa w średnim wieku, które wyszło z psem na spacer.
– Niespecjalnie – zaprzecza kobieta. – Ja jestem zadowolona, przynajmniej wszystko widać jak się wyjdzie. W domu palić żarówek nie musimy, to poczytać można. No i prąd zaoszczędzić. – Pani kochana, te nasze Siechnice to już sławne na całą Polskę są – wtóruje jej mąż. – W tych pomidorach pół miasta pracuje, ludzie z Ukrainy i Tajlandii też. Ilu tych zagranicznych w sumie jest, to nie wiem. Ale chyba dużo, bo zaraz koło szklarni, przy parkingu, dwa hotele mają pobudowane. Po oknach widać, że zajęte co do miejsca.
Bez rolet nie ma życia
Prawie wszystkie mieszkania w budynkach sąsiadujących przez ulicę ze szklarniami Citronexu mają zainstalowane zewnętrzne rolety. I prawie wszystkie są opuszczone, szczelnie zakrywają okna.
– Inaczej wcale spać by nie można było – mówi mi kolejny mieszkaniec osiedla przy Ciepłowniczej, mężczyzna w średnim wieku. – Jak nie zasłonimy okien, to życia nie ma, telewizji nie idzie pooglądać. Ja to się już przyzwyczaiłem, ale jak teściowie z Białegostoku przyjeżdżają do nas na święta Bożego Narodzenia, to się nadziwić nie mogą. Mówią, że przez te jasności źle się czują, głowa ich boli. Pan Norbert mieszka w Siechnicach od urodzenia i pamięta stare szklarnie w Siechnicach. – W 1977 r., jeszcze za komuny, pracowałem przy ich budowie. Ale to były zwykłe tradycyjne szklarnie. Już dawno ich nie ma, zostały wyburzone, a w ich miejsce powstały te kosmiczne. A wie pani, że jak idzie na burzę, to tu się rozpędza chmury nad szklarniami? Żeby grad nie wybił szklanego dachu? – emocjonuje się mężczyzna. – Powiem szczerze, że ja pomidorów wyhodowanych na tym sztucznym świetle nie jem. Dla mnie nie mają żadnego smaku, papier i tyle – dodaje. Maryna i Anton z Ukrainy, którzy od roku mieszkają w Siechnicach, też narzekają na łunę światła bijącego ze szklarni. – Mamy maleńką córeczkę – mówi kobieta, kołysząc dziecięcym wózkiem. – Staramy się tędy w ogóle nie chodzić, właśnie przez wzgląd na małą. Bolą nas oczy od tego światła i tak naprawdę nie wiemy, czy ono jest szkodliwe. Na spacery chodzimy gdzie indziej, dziś mieliśmy w tej okolicy sprawę do załatwienia, tylko dlatego nas pani tu spotkała, wyjątkowo.
Sen spędzony z powiek
Aby poradzić sobie z jasnymi nocami, mieszkańcy zainstalowali rolety i żaluzje. – Stosowanie zaciemnień jest bezwzględnie konieczne, bo narażeni na światło ludzie mogą mieć poważne kłopoty ze zdrowiem – wyjaśnia dr Helena Martynowicz specjalizująca się w zaburzeniach snu. – Powikłań jest wiele, od bezsenności począwszy, poprzez otyłość, cukrzycę, nawet nowotwory. Specjalistka tłumaczy, że na bezsenność narażone są szczególnie osoby w podeszłym wieku, dzieci i nastolatki, u których rytm dobowy jest zaburzony z racji odmiennej pracy neuronów rozwijających się w mózgu. I przestrzega, że jeśli noce młodych osób będą zakłócone światłem, może się to odbić na ich wynikach w nauce i codziennym funkcjonowaniu. – Narażenie na światło zaburza wydzielanie melatoniny, a właśnie ten hormon sprzyja zasypianiu. Jednak wydziela się w organizmie tylko wtedy, kiedy jest ciemno. Kiedy wokół człowieka pojawia się zanieczyszczenie światłem, pojawiają się kłopoty z produkcją innego hormonu, kortyzolu. I wielu innych hormonów, które odpowiadają za układ sercowo-naczyniowy. A konsekwencją może być nadciśnienie tętnicze, co w perspektywie