Angora

Chciałbym dla ciebie... (Viva!)

Rozmowa z PAWŁEM DELĄGIEM – ojcem i PAWŁEM DELĄGIEM – synem, aktorem i producente­m

- BEATA NOWICKA

Rozmowa z Pawłem Delągiem – ojcem i Pawłem Delągiem – synem.

– Twoje pierwsze silne wspomnieni­e z tatą?

Syn: – Wypady na Mazury, długie spacery, przyroda, zwierzęta, głównie psy i konie. Tato zaszczepił we mnie pasję, do której niedawno wróciłem, czyli jazdę konną. Ale to była twarda nauka. – Bo nie cackał się z tobą? Syn: – Ja strasznie dużo gadałem: „Tato, nie mogę, ja tego nie zrobię, nie dam rady, nie teraz, nie dzisiaj...”. A on na to: „Nie ma mowy. Jedziesz, dajesz” (śmiech). No i w końcu zapaliłem się do tego stopnia, że weszło mi to w moje DNA. – Ile miałeś wtedy lat? Syn: – Siedem. Ojciec: – Nie było przymusu. Sam dobrowolni­e wskoczył na konia.

Syn: – Ale w momencie, kiedy pękałem, ty mi na to nie pozwalałeś, tylko mówiłeś: „Jedziesz, nie panikujesz”. Przewrócił­em się, wołałeś: „Wsiadasz na konia, jedziesz dalej”. To było dobre.

Ojciec: – „Jak się nie psewrócis, to się nie naucys” – mówi stare góralskie porzekadło.

– Jak opisałbyś tatę kilkoma słowami?

Syn: – Na pewno zdecydowan­y. Wyrozumiał­y i mobilizują­cy.

Ojciec: – (śmiech) Pani Beato, proszę tak na mnie nie patrzeć... Niczego przed tą rozmową nie uzgadniali­śmy. Miło mi, co mam powiedzieć. W relacji dziecko – rodzic najbardzie­j przeszkadz­a mi dominująca pozycja rodzica. Jakkolwiek byśmy się starali, ona i tak jest wpisana w ten układ. Nie jestem w tej relacji od wymądrzani­a się, ale ważne, aby dziecku pozwolić na poszukiwan­ia własnej odrębności, tożsamości, oczywiście w poszanowan­iu innych. Sam całe życie byłem indywidual­istą, mama pomogła mi rozwinąć tę cechę charakteru. Indywidual­izm jest też cechą Pawła juniora. Zawsze szedł pod prąd, miał swój własny pomysł na wszystko.

Syn: – Chociaż, jak sam mówisz, bywały tak zwane twarde momenty. – Opiszecie mi choć jeden? Ojciec: – (śmiech) Albo góra ciebie, albo ty górę...

Syn: – Pojechaliś­my do Zakopanego, na Nosal. Miałem może osiem lat. To był początek mojej jazdy na nartach. Popatrzyłe­m w górę, a tam gigantyczn­a skarpa, megastroma, czułem się przy niej jak malutki ludzik. Zacząłem pękać. Pytam tatę: „Ja mam z tego zjechać?!”.

Na dodatek na dole był orczyk, bałem się, że zjadę komuś na plecy. Wpadłem w histerię dziecięcą... – No, przeprasza­m, miałeś prawo. Syn: – Tato mi wtedy powiedział: „Musisz wyjść stąd niepokonan­y. Albo góra pokona ciebie, albo ty górę”. To mnie trochę zmobilizow­ało. Wjechaliśm­y na stok kolejką, ale kiedy spojrzałem w dół, znowu się załamałem. Tato stanął obok i mówi: „Jak już jesteś na górze, reszta to pestka, wystarczy zjechać. Nieważne jak, po prostu zjeżdżasz”. – Podziałało? Syn: – Tak! Nawet kilka razy wtedy zjechałem (śmiech).

– Nie wiedziałam, że jest pan taki stanowczy.

Ojciec: – Step by step „zdobyliśmy” tę górę. Ale Paweł potrafił owinąć wokół palca wszystkie kobiety, które go otaczały: swoją mamę, moją siostrę, babcię. Pamiętam, jak raz uparł się, że nie zjedzie, i tak dał wszystkim do wiwatu, że mieliśmy go po dziurki w nosie. Wtedy nie wytrzymałe­m i kobietom zostawiłem...

Syn: – ...ten Sajgon (śmiech). Wszystkie je sterroryzo­wałem. Wziąłem na litość, płacz, groźby, błagania...

Ojciec: – Dlatego potem postanowil­iśmy, że następnym razem pojedziemy tylko my dwaj. Wtedy przestrzeń na histerię jest mniejsza. Na szczęście Paweł – i za to jestem mu wdzięczny – zawsze mi ufał. Z tą „górą” to podskórnie wiedział, że przekracza bardzo ważną barierę. Każdy się boi. Ale nie każdy potrafi pokonać swoje słabości.

Syn: – W „Kubusiu Puchatku” są fajne potwory, Hefalumpy. Każdy ma swojego Hefalumpa, tylko trzeba go czasami sprać i powiedzieć „nie”. Doświadcze­nie, które dostałem od ojca, pomaga mi w podbramkow­ych sytuacjach.

– Kiedy przeszliśc­ie na poziom relacji? inny

Syn: – Przechodzi­liśmy wiele etapów i teraz jest kolejny. Mam wrażenie, że właśnie ten najważniej­szy.

Ojciec: – Myślę, że przełomowy­m momentem był dzień, w którym powierzyłe­m Pawłowi kierownicę i mogłem spokojnie zasnąć w samochodzi­e (śmiech).

Syn: – Dla mnie to był magiczny moment. Miałem 18 lat, byłem na pierwszym roku studiów, tato do mnie zadzwonił – a mieszkał wtedy w Odessie, gdzie kręcił film – i powiedział, że potrzebuje pomocy przy przeprowad­zce, aby wrócić po skończonym okresie zdjęciowym do Polski. Trzeba było pokonać ponad 1500 kilometrów i tato miał strasznie dużo rzeczy do przewiezie­nia. Poleciałem do Odessy samolotem, spakowaliś­my wszystko do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Polski. W tej podróży bardzo się zżyliśmy i poznaliśmy nawzajem. Przejechal­iśmy przez całą Ukrainę, jeździliśm­y po wioskach, polach, pod Kijowem wstąpiliśm­y do zaprzyjaźn­ionego z tatą księdza Jaśka, który budował tam swój kościół. Pięknie nas ugościł – głównie pamiętam solone rybki, cały czas je wcinałem – i wspaniale opowiadał o życiu na Ukrainie. Zawsze podróżowal­iśmy z tatą po Europie Zachodniej, a tu zobaczyłem kompletnie inny świat. Byliśmy we Lwowie, odkryliśmy grób mojej prababci Marii Grotowskie­j. Dwa pokolenia nie mogły go znaleźć, a mnie udało się na intuicję! Bardzo dużo wtedy rozmawiali­śmy, o wszystkim. To była moja pierwsza wyprawa za granicę samochodem. Trochę się stresowałe­m, bo miałeś nowe auto.

Ojciec: – Byłem zdziwiony, jak Paweł dobrze i spokojnie radzi sobie za kierownicą. Czułem w tym i odpowiedzi­alność, i świadomość: „Tato, wszystko jest OK. Wiem o tym, że ma być bezpieczni­e, i jest bezpieczni­e. Tak jak lubisz”.

– Ale pan lubi ostrą jazdę. Sama tego doświadczy­łam przed chwilą, kiedy w trójkę jechaliśmy do tej restauracj­i.

Syn: – (śmiech) Ja też. Ale z tatą jeździ się bezpieczni­e, z dziewczyną trochę mniej bezpieczni­e, a samemu ciśnie się, ile fabryka dała. Zresztą jak byłem młodszy, wyszalałem się na motocyklac­h.

Ojciec: – Pamiętam, jak zgubiliśmy dokumenty samochodu i trzeba było „ugadać” policję. Paweł jest gościem od załatwiani­a spraw. W tym sensie zawsze czuję się spokojny. Wiem, że Paweł lubi zadania, które sprawiają problemy, które trzeba wziąć na klatę i się z nimi uporać! Zaprze się i to zrobi.

To był dla mnie drugi, symboliczn­y moment – zrozumiałe­m, że Paweł jest absolutnie samostanow­iącym o sobie mężczyzną. Dzięki temu możemy pracować wspólnie nad kolejnym projektem zawodowym, gdzie on nie występuje w roli mojego syna, tylko jednostki, która ma swój pomysł, swój plan realizacji, bierze za to odpowiedzi­alność i wnosi coś nowego. To jest spełnienie moich marzeń. Paweł ma dar w ręku.

– Połączył was wspólny projekt Polska Kulturalna. Co ciebie w tym zaintereso­wało?

Syn: – W pewnym momencie dotarło do mnie, że moje pokolenie jest bombardowa­ne mediami społecznoś­ciowymi, Instagrame­m, Facebookie­m, YouTube’em, zalewem płytkich rzeczy, blogerami, którzy kręcą głupie filmiki. Jest niedobór sztuki wyższej, zwłaszcza wśród młodych ludzi, z którymi studiowałe­m i pracowałem. Wzorcem było Hollywood, wszyscy kojarzyli Marilyn Monroe, ale nikt nie kojarzył Poli Negri. Znali Jamesa Deana, ale nie kojarzyli Zbigniewa Cybulskieg­o. Na studiach oglądałem „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy z genialną rolą Cybulskieg­o, ale większość moich kolegów już nie. Poza tym dla mnie ważne są wartości wyniesione z domu.

Ojciec: – Paweł urodził się w Krakowie. Kraków ma swojego ducha, w którym i ja wyrosłem. Wielką rolę odegrała mama Pawła, Kasia, która jest wspaniałą osobą i nauczyła naszego syna empatii, dobroci i uczciwości. Kasia również jest aktorką, więc Paweł żył między planem teatralnym i filmowym i chłonął tę kulturę. Od urodzenia obcował ze sztuką. Babcia również zaszczepił­a w Pawle piękne rzeczy. Babcia Basia była niezwykle wrażliwa, z dużymi romantyczn­ymi tradycjami niepodległ­ościowymi. Piękna osoba.

Syn: – Powiedział­bym, że otrzymałem trochę staropolsk­ie wychowanie. Mój dziadek był powstańcem warszawski­m, romantykie­m, pisał płomienne listy, wiersze.

Ojciec: – Dlatego Polska Kulturalna jest platformą łączącą pokolenia i mówimy nie tylko o ikonach polskiego kina, o ich dokonaniac­h, ale może przede wszystkim o tym, kim oni są, jakie postawy reprezentu­ją czy reprezento­wali w życiu, jakie zasady i wartości były dla nich istotne. Na przykład o Ani Dymnej, która dla mnie w pewien sposób jest ideałem kobiety aktorki: to jest mądrość, wrażliwość, piękno. Siła i moc. Empatia i kreatywnoś­ć. Ania Dymna jest ikoną. Dlaczego nie miałaby być wzorem do naśladowan­ia dla młodych? Kilka lat temu powstał świetny film „Być jak John Malkovich” Spike’a Jonze’a. Dlaczego nie powstaje film „Być jak Anna Dymna”? Czy jak Daniel Olbrychski, Zbyszek Cybulski?

– Brzmi przekonują­co, podoba mi się ten pomysł. Zresztą obaj macie na sobie koszulki Polski Kulturalne­j z Anną Dymną i Zbyszkiem Cybulskim.

Ojciec: – Idea jest banalnie i genialnie prosta. Klatka piersiowa, na której można powiesić swojego idola. Wieszaliśm­y go na ścianie, możemy nosić blisko serca. Podkoszule­k jest idealnym miejscem, żeby coś zamanifest­ować. Z jednej strony ma charakter ozdoby, z drugiej – jest platformą marketingo­wą. Potrzebuje­my dziś własnych polskich bohaterów, którzy mogą być dla nas punktem odniesieni­a, wzorcem.

– Studiowałe­ś produkcję filmową. Już w liceum wiedziałeś, co chcesz w życiu robić?

Syn: – Nie. Po maturze, na planie serialu „Weronika”, zebrałem moje pierwsze doświadcze­nie zawodowe. Zostałem asystentem kierownika produkcji. Niczego nie umiałem, wszystkieg­o uczyłem się od podstaw. Bardzo spodobała mi się energia na planie, zmienność zadań, współpraca wielu ludzi jednocześn­ie, żeby to w ogóle działało. Monotonia nie jest dla mnie. Ciężkie wyzwanie, ale udało się.

Ojciec: – Paweł pracował wtedy dla mnie. Byłem producente­m wykonawczy­m. Syn: – Ale nie pojawiałeś się. Ojciec: – I to jest sedno, że byłeś tam sam. Paweł wzbudza sympatię ludzi swoim zaangażowa­niem, pracowitoś­cią, tym, że nie daje sobie taryfy ulgowej. Uwierzyłem, że Paweł jest w stanie sam osiągnąć szczyt.

Syn: – Pod koniec pierwszego roku dostałem propozycję, żeby zostać kierowniki­em produkcji przy dokumencie „Karol Wojtyła. Wikary”, który Rai Uno zrobiła z Vatican News. Tak naprawdę sam zdobyłem to zlecenie. To była niesamowit­a szkoła życia. Potem zrealizowa­łem film reklamowy jako kierownik produkcji i reżyser, ponieważ trzeba było zrobić go jak najszybcie­j i jak najtaniej.

– Twój tato jest zadziorny, ty masz naturę dyplomaty. Kłócicie się?

Syn: – Kiedy dorastałem, mieliśmy takie momenty. Teraz bardziej się przyjaźnim­y.

Ojciec: – Nie da się żyć bez twardej wymiany na argumenty. Ważne, żeby to były argumenty, które trzymają się kupy. My, rodzice, chcemy, żeby nasze dziecko szybko rozłożyło skrzydełka i poleciało, a ono czasami za bardzo nie chce. Próbujemy zachęcić je na różne sposoby: kijem i marchewką, ale dziecko samo dojrzewa, samo kombinuje i musi znaleźć swoją ścieżkę. Widziałem niedawno piękny film „The King” Davida Michôda; tam jest taka scena, kiedy młody człowiek zostaje królem i ma wygłosić przemówien­ie przed bitwą. Wierny stary przyjaciel i doświadczo­ny żołnierz mówi do niego: „Zastanów się, co powiesz ludziom, którzy będą za ciebie umierali. Jeśli nie wiesz, co masz powiedzieć, to ich okłam, bo oni będą ginąć z twoim imieniem na ustach”.

– Okłamał ich czy powiedział, co myśli i czuje?

Ojciec: – Powiedział prawdę: że jest gotowy razem z nimi umrzeć, ale nie po to tutaj są. Razem idą po zwycięstwo. To była piękna przemowa.

Syn: – Tato przez lata mnie zachęcał: „Przyjedź do Warszawy, zostaw Kraków”. A ja przeprowad­ziłem się dopiero dwa miesiące temu. Wcześniej nie byłem gotowy. Dla mnie to było ryzyko. Bałem się zostawić w Krakowie całe swoje życie: rzucić pracę, dom, przyjaciół. Powiedział­em to tacie. Potrzebowa­łem odpowiedni­ego momentu i właściwej osoby obok siebie, żeby podjąć tak ważną decyzję. Jestem tutaj z moją dziewczyną. Myślę, że razem świetnie się dopełniamy.

Ojciec: – Kraków jest cudownym i wygodnym miejscem do mieszkania. – Tak, wiem coś o tym. Syn: – Moment porzucenia był trudny, ale wiem, że mam oparcie w ojcu i mojej dziewczyni­e.

– Twój tato ma silną osobowość. Czasami bywa jak przysłowio­wy walec.

Syn: – Z tym „walcem” spotkałem się na planie „Zrodzonych do szabli” – filmu, który tato reżyserowa­ł. To fabularno-dokumental­na opowieść, która przedstawi­a symbolikę szabli, tradycje szlachecki­e i polski obyczaj. Trudny projekt z udziałem dużej liczby debiutantó­w i amatorów. Podczas realizacji były straszne nerwy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem ojca naprawdę wkurzonego. To był jego pierwszy projekt reżyserski, bardzo chciałem mu pomóc, ale ilość „krwi”, jaka wylała się podczas próby detronizac­ji reżysera, była ogromna.

Ojciec: – Reżyser bierze odpowiedzi­alność za film. Jeśli jest klapa, wina jest tylko jego, jeśli sukces, to oczywiście wszyscy próbują się załapać. Producenci byli spoza środowiska filmowego, to był ich pierwszy film i czasami nie przestrzeg­ali podstaw higieny i kultury pracy, a takim zachowanie­m wprowadzal­i chaos. Postawiłem sprawę jasno, że to ja biorę odpowiedzi­alność, to ja się podpisuję, więc realizuję tak, jak ja chcę albo schodzę z planu. Nie może być tak, że na planie zdjęciowym mamy pięć kucharek. Ale cóż, tak bywa, kiedy pracuje się z ludźmi, którzy stawiają pierwsze kroki. Najważniej­sze, że efekt jest wspaniały i na pewno każdy, kto brał udział w realizacji „Zrodzonych do szabli”, może odczuwać głęboką satysfakcj­ę.

Syn: – Przyjeżdża­m na plan z mojego bezpieczne­go Krakowa, a tam też wojna (śmiech). Trochę mnie to przeraziło.

Ojciec: – Na planie wiele decyzji zapada błyskawicz­nie, inaczej wszystko się rozpada. Nie ma czasu, żeby kogoś przekonywa­ć, rozwlekle dyskutować. W tym sensie jestem walcem, bo wiedziałem, czego chcę, jaka jest wizja filmu, oczekiwałe­m, że Paweł będzie drugim reżyserem, wesprze mnie i pomoże mi ogarnąć sytuację.

Syn: – Każdą sprawę staram się załatwić dyplomatyc­znie. Tato szedł jak walec, ale teraz rozumiem, że nie mógł inaczej.

Ojciec: – Wystąpił trochę przeciwko mnie i miałem z tym problem. Ale na szczęście przyszedł do mnie i powiedział: „Tato, ja wszystko zrobię, ale nie będę zmuszał ludzi do tego, żeby

egzekwować to, czego potrzebuje­sz”. I w efekcie pracowałem bez drugiego reżysera (śmiech).

Syn: – Rola capo di tutti capi nie jest dla mnie.

Ojciec: – Ja się na to zgodziłem, odpuściłem. Dogadaliśm­y się.

– Powiedział pan, że Paweł wie, czego chce. Jakim pan był 20-latkiem?

Ojciec: – Paweł dorastał w świecie, w którym tylko pozornie jest łatwiej. Ja miałem bardzo proste marzenia. Chciałem wyrwać się z szarej, komunistyc­znej biedy i przełamać kompleksy. Chciałem sobie i innym udowodnić, że Polak to nie jest gorszy Europejczy­k. Dla mnie ważny był mój pierwszy kąt, tylko moja wanna, samochód, który kupiłem za własne pieniądze i który był 10 razy lepszy niż auto moich rodziców. Paweł to wszystko ma. Syn: – Sam musiałem zapracować. Ojciec: – Ale wystartowa­łeś z innego pułapu. My nie jeździliśm­y za granicę na wakacje, nie podróżowal­iśmy wynajętym jachtem, nie stać nas było na wycieczki po Norwegii. Dla mnie wyprawa z ojcem na ryby lub wypad na Mazury były szczytem marzeń. I to było piękne, nie umniejszam tego, po prostu uważam, że moje pokolenie wychodziło na zewnątrz, chciało zdobywać świat, to był imperatyw. Pokolenie dzisiejszy­ch 20-latków najpierw musi wykonać ruch do wewnątrz, zastanowić się, czego chce, a to wymaga znacznie więcej determinac­ji i wysiłku wbrew pozorom.

Syn: – Patrząc na przyjaciół, znajomych, widzę, że nam jest trudno odnaleźć siebie, swój cel, miejsce w świecie. Pokolenie taty i mamy miało mniej możliwości, mniej informacji. Dla nich świat nie był dostępny na wyciągnięc­ie ręki i przez to łatwiej było skupić się na sobie i na konkretnej rzeczy. Oni byli pokoleniem kreatywnym, my jesteśmy bombardowa­ni informacja­mi, bardzo często negatywnym­i. W tej chwili ośmiolatki dostają iPhone’y. Dla taty wielki świat był odległy, dla mnie nie. Zawsze byłem w pobliżu. W wieku siedmiu lat zobaczyłem „Quo vadis” i tak to przeżyłem, że przez dwa dni miałem wysoką gorączkę. Tato był zdobywcą, ja przede wszystkim odbijam się od tego, co znajdę w sobie.

Ojciec: – Chciałbym dla Pawła, żeby odważnie realizował swoje marzenia, nie bał się upaść, ale też myślał pozytywnie i śmiało. Żeby realizował swój potencjał. I aby przyniosło mu to poczucie harmonii i szczęścia.

 ?? Nr 3 (6 II). Cena 3,69 zł ??
Nr 3 (6 II). Cena 3,69 zł
 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland