Szukamy ciągu dalszego – Dziś jestem inna
Występowała pod pseudonimem Candy Girl i Kendi. Teraz Barbara Hetmańska działa w branży marketingowej oraz modowej i nadal śpiewa
Barbara Hetmańska występowała pod pseudonimami Candy Girl i Kendi.
Od dzieciństwa występowała na scenie, a nawet wygrywała festiwale. Kiedy dorosła, wyróżniała się kontrowersyjnym wizerunkiem. Mówiono, że nieudolnie naśladuje Lady Gagę. Ona jednak szła do przodu i nagrała debiutancki album. Kilka jej piosenek zyskało popularność. Potem na parę lat wyjechała do Azji, gdzie koncertowała. Nagrała też drugą płytę i była gwiazdą programów telewizyjnych. Nie pożegnała się z muzyką – dalej nagrywa, ale już inny repertuar.
Pochodzi ze Śląska, ale od dwunastu lat mieszka w Warszawie. Nie tęskni za miejscem z dzieciństwa. – Czuję się Ślązaczką, ale nigdy nie utożsamiałam się ani z tradycją, ani z kulturą tamtego regionu. Lubię jednak ludzi stamtąd. Mam tam rodzinę, do niej wracam, lecz nie wiążę przyszłości ze Śląskiem. Jestem obywatelką świata. I mogę zorganizować sobie dom w każdym punkcie na kuli ziemskiej. Myślę, że bardziej przywiązuję się do ludzi niż do miejsc. Obecnie moją bazą jest Warszawa.
Podkreśla, że wcale nie zniknęła ze świata artystycznego. – Po prostu przestałam robić muzykę mainstreamową. Rzadko chodzę na imprezy. Lansowanie się nie jest mi potrzebne. Kiedy koncertowałam w Szanghaju, najważniejsze były występy i kontakt z publicznością. Niepotrzebna mi była promocja na portalach towarzyskich i ściankach czy wyjścia na otwarcie sklepu z butami w centrum handlowym. Dla mnie liczy się muzyka. Teraz mam ten luksus, że mogę wybierać.
Muzyczne tradycje wyniosła z domu. – Mój tata jest muzykiem, mama śpiewała, rodzice razem koncertowali. Chodziłam do szkoły muzycznej, do klasy fortepianu. Uczęszczałam też do szkoły tańca. Już będąc dzieckiem, wiedziałam, że zostanę piosenkarką. To był mój plan na życie. Gdy miałam pięć lat, wygrywałam konkursy wokalne i instrumentalne. Zdobyłam główną nagrodę na Festiwalu Piosenki Dziecięcej. W liceum brałam lekcje emisji głosu. A kiedy kończyłam ogólniak, miałam już podpisany kontrakt fonograficzny z firmą Sony. Nastolatka była dwukrotnie laureatką Konkursu Piosenki Angielskiej w Mysłowicach. Zajęła pierwsze miejsce na Festiwalu Młodych Talentów w Katowicach oraz na Festiwalu Talentów i Niezwykłych Umiejętności „Uwaga Talent”. – Nie było takiego konkursu, którego bym nie wygrała. Dokładnie wiedziałam, co chcę robić i jak mam wyglądać na scenie. I że na pewno nie będę śpiewała smutnych piosenek.
Po maturze skończyła szkołę fotograficzną i studia marketingowe na Uniwersytecie Śląskim.
Rodzice zabronili jej pójść do Akademii Muzycznej. – Uważali, że mój talent zostanie na uczelni pogrzebany. Ja jednak, jako buntowniczka, poszłam na egzamin do AM, na kierunek estradowy. I dostałam się. Dwudziestolatka poznała DJ-a Adamusa. – Stworzyliśmy razem nowe demo, muzycznie coś zupełnie innego. On poszerzył moje horyzonty o muzykę rozrywkową i klubową. A potem już było jasne, że do takiej muzyki pasowała bardziej wyrazista postać. I tak powstała Candy Girl. Podróżowała i występowała w klubach w całej Polsce. Powstał też jej cover utworu Izabeli Trojanowskiej „Wszystko, czego dziś chcę”. – Wtedy dowiedziałam się w Sony, że na projekt, który nazywał się Candy Girl, nie mają pomysłu. Dlatego zmieniłam firmę na Universal. I nagraliśmy płytę „Hałas w mojej głowie”.
Zanim do tego doszło, zaistniała już jako Candy Girl na Festiwalu w Opolu, wzięła bowiem udział w konkursie „Premiery”. Zaśpiewała piosenkę „Yeah”. Dwa miesiące później z tym samym utworem wystąpiła w konkursie Polski Hit Lata 2009 na Sopot Hit
Festiwal. Potem pojawił się singiel „Yeah”, który stał się przebojem. O ile jej piosenki były przyjmowane przychylnie, to wygląd, stroje, sceniczny image budziły już kontrowersje.
W ciągu dwóch lat wylansowała trzy hity. – „Wszystko, czego dziś chcę”, „Yeah” i „Lick it”. Z tą ostatnią piosenką wystąpiłam na Bydgoszcz Hit Festiwal 2010. Wzięłam też udział w pierwszej edycji programu Viva Polska „Królowie Densfloru”. Potem wyjechała do Chin. – Dostałam propozycję trasy koncertowej. Znalazła mnie agencja z Chin. Candy Girl im się spodobała. Przez cztery lata podróżowała po Azji. Nie tylko do Chin, ale i Korei, Tajlandii, Malezji. – Dobrze się tam czułam, bardzo o mnie dbali. Byłam w miejscach, w których rzadko bywają turyści.
W przerwach między koncertami przyjeżdżała do Polski i nagrywała płytę. Pod koniec października 2011 pod pseudonimem Candy wydała swój drugi studyjny album „Między jawą a snem” w wersji cyfrowej. Zwiastował go singiel „Jesteś jak sen”. W ramach promocji płyty zagrała w Azji trasę koncertową „Wake up tour”. – Lubiłam wracać do tych ludzi, miejsc, do tej publiczności. Nauczyła się mówić po chińsku. – Najczęściej rozmawiałam z taksówkarzami, czasem z ludźmi z obsługi. Jestem w stanie porozumieć się w tym języku.
Podczas krótkich pobytów w Polsce uczestniczyła w nagraniach Viva Polska „Randka się opłaca”. Była gospodynią tego programu. – Właściwie nie wychodziłam ze studia. Albo z domu. W tym samym roku razem z Marcinem „Kuz” Kuśmierczykiem rozpoczęłam pracę nad projektem „#QZ#Kendi”. Stworzyliśmy w duecie pięć utworów, które zostały udostępnione do darmowego pobrania w SoundCloud.
Zrezygnowała z pseudonimu Candy Girl. – Zaczęłam robić muzykę drum’n’bass i występować jako Kendi. Mój wizerunek też się zmienił. Zrezygnowałam ze scenicznego stroju. Uspokoiłam swój wygląd. Tylko w Polsce, bo w Azji wciąż występowałam jako Candy – nie tylko piosenkarka, ale autorka słów i współautorka muzyki. Jeszcze przed wyjazdem do Chin zaczęła projektować ubrania. – Na początek na własne potrzeby. Potem stworzyłyśmy z siostrą kolekcję, a właściwie markę odzieżową „Barracuda Wear”. To były ubrania do noszenia na co dzień. Charakteryzowały się elegancją i prostym wzornictwem. Dobrze się sprzedawały. Miałyśmy sklep internetowy. Rok temu zawiesiłyśmy działalność, ale z pewnością do niej wrócimy. Nowy image, już jako Kendi, był zmianą pozytywną. – Publiczności się spodobało, ale pojawiły się głosy i zapytania o mój powrót do muzyki klubowej. W tym wcieleniu wydałam tylko epkę. I funkcjonowałam do 2015 roku. Potem skoncentrowałam się na firmie modowej i rozwoju działalności marketingowo-eventowej. Ta druga firma się rozwija i prężnie działa.
Nie przestała występować, choć robi to już rzadziej i głównie w zamkniętym gronie. – Po Kendi zrozumiałam, w którą muzyczną stronę powinnam pójść. Dojrzewałam, konieczne były zmiany. Odkrywałam nowe nurty. Chciałam czegoś innego. Uznała, że będzie występować pod własnym imieniem i nazwiskiem i skoncentruje się na muzyce alternatywno-elektronicznej. – Dorosłam do niej. Czuję się w niej świetnie. Pierwsza płyta „EP – Basia Hetmańska” została wydana dwa lata temu. – Nie zależało mi na komercyjnym sukcesie. Wydała ją Agencja Muzyczna Polskiego Radia, co było dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Chciałam pokazać, na jakim jestem etapie. Miałam już kilka koncertów, ale nie nastawiałam się na występy, bo ten materiał koncertowy był zbyt krótki. Teraz pracuje nad kolejną płytą. – Chciałabym stworzyć album i wyruszyć w trasę. To jest mój plan na najbliższe dwa lata. Nie tęskni za Candy Girl? – Zmieniłam się. Dziś jestem inna. Nie oglądam się raczej za siebie. Tego, co stworzyłam, nikt mi nie odbierze, ale fajnie jest odkrywać nowe rzeczy.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.