TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Każdej uroczystości państwowej towarzyszą hierarchowie Kościoła katolickiego. Im owa patriotyczno-rocznicowa impreza jest ważniejsza, bardziej nadęta, tym więcej na niej fioletowych beretów. W zasadzie wszystkie tego typu spędy zaczynają się od mszy, na której jakiś biskup, zwany księciem Kościoła, odświętnie odziany w przecudnie haftowaną złotem, srebrem i szlachetnymi kamieniami zdobioną szatę liturgiczną, ubogaca okolicznościowym kazaniem włodarzy, dygnitarzy, polityków i zaproszonych gości. Nie szczędzi im pochwał, komplementów, ale też gorzkich uwag, stosownych pouczeń i wskazówek płynących z samych Niebios, dając tym samym do zrozumienia, jaka obowiązuje w Polsce hierarchia ważności i kto tu naprawdę rządzi. Krótko mówiąc, jest kogo na mszy posłuchać i podziwiać. Oczu od takiego biskupa nie można oderwać. Wygląda tak pięknie, jak ta lala. W trakcie transmisji telewizyjnych, gdy kamera wędruje po twarzach bogobojnych notabli widać, jacy oni są wsłuchani w głos kapłana, jak ogarnia ich zaduma. Czasem jest ona tak głęboka, że niektórzy włodarze wpadają w letarg przechodzący w drzemkę. Dalibóg nie zliczę, ileż to razy widziałem owych natchnionych wybrańców narodu w takim modlitewnym transie. I wszystko byłoby godne zachwytu i gromkich oklasków, gdyby owe córy i syny Kościoła katolickiego żyli zgodnie z Dekalogiem. Przestrzegali przykazań na co dzień i od święta. Ale to im za diabła... tfu – apage, Satanas! – za cholerę nie wychodzi. Jeszcze do końca nie wybrzmi: Idźcie, ofiara spełniona, jeszcze nie zdążą wyjść z kościoła, wsiąść do swoich limuzyn, a już pojawia się u nich odruch psa Pawłowa. Na widok kamery, mikrofonu, dziennikarza zaczynają się ślinić, czytaj grzeszyć, jak opętani! Wzywają imię Boga nadaremno, składają fałszywe świadectwa przeciwko bliźniemu swemu, kradną, cudzołożą. Z lubością czynią to, co drugiemu człekowi niemiłe. W efekcie tego wszystkiego wyrażają miłość do bliźniego wymownym gestem FUCK YOU! I ta tłuszcza ma czelność prosić: TAK MI DOPOMÓŻ BÓG.