Wmawiają nam, że jesteśmy źli. Nie mają racji
Tłoczą się w słabo ogrzanej suterenie. Pełni niepokoju i nadziei. Od czasu do czasu spierają się o miejsce w kolejce. Porady odbywają się w tej jednej jedynej sali. Ci z kolejki, chcąc nie chcąc, poznają problemy tych, którzy zasiadają przed nami, wolontariuszami, i opowiadają o swych dramatach. Od czasu do czasu ci z kolejki próbują skarżącym się coś doradzić.
Najważniejsze to wlać w serca proszących o pomoc nieco otuchy. Wywołać uśmiech. Często jedną z przyczyn trudnego położenia jest wyuczona bezradność; brak wiary, że można wyrwać się z matni wykluczenia, pogardy i beznadziei. Od czasu do czasu cała sala wybucha śmiechem. Osoba, która jeszcze przed chwilą była bliska płaczu, chichocze. Jak w piosence dostrzega „jasną stronę życia”. Przeważnie udaje nam się pomóc. Negocjujemy, prowadzimy mediacje z wierzycielami, urzędnikami, piszemy pisma procesowe i chodzimy do sądów jako pełnomocnicy.
Ale oprócz pozytywnego rezultatu naszych interwencji, równie ważne jest przekonanie osoby, która po uszy tkwi w kłopotach, że z chwilą, gdy przekracza próg naszego biura, nie jest już sama. Zyskała całą masę ludzi sobie życzliwych, gotowych pójść w charakterze publiczności na jej/jego proces, pomóc w drobnych naprawach domowych czy pouczyć dziecko matematyki.
Bardzo często pytają, „ile się należy?”, przyzwyczajeni, że nie ma nic za darmo. I gdy dowiadują się, że Kancelaria żadnych opłat nie pobiera, są zdumieni, a często zakłopotani. My jednak prosimy o coś w zamian. Pytamy, czy w razie potrzeby możemy zadzwonić i poprosić o udział w naszych działaniach na rzecz innych potrzebujących. Zwykle zgadzają się i wtedy przy notatce z rozmowy stawiamy plusy. Tych plusów jest już dużo. Nie ma problemu ze zgromadzeniem dużego tłumu przed urzędem, który zachowuje się bezdusznie wobec petentów czy na blokadzie eksmisji. Ostatnio, gdy protestowaliśmy pod urzędem Dzielnicy Praga-Południe w obronie rodziny z dwójką małych dzieci, która zajęła pustostan, padał deszcz i grad, wiał huraganowy wiatr i było wszystkim zimno. A jednak w to ciemne, burzliwe popołudnie było nas pod urzędem całe mrowie zwołanych naprędce, z dnia na dzień. Dziękujemy.