Angora

Udziec… ale nie jagnięcy

- MAREK BRZEZIŃSKI PROPONUJE

Tym razem będzie o cielęcinie. To nie takie znów tanie we Francji, ale pyszne mięso, o które moi szefowie w Akademii Kulinarnej toczyli spory co do sposobu jego przyrządza­nia. Ci bardziej konserwaty­wni twierdzili, że musi ono być dobrze wypieczone, po to aby zachować swoją miękkość. Ci bardziej „nowocześni” uważali, że przeciwnie – powinna być różowa w środku, bo dopieczona będzie smakowała jak podeszwa. Tak samo jak dobrze wysmażona wołowina czy kacza pierś.

Klasyka francuska to blanquette de veau – kawałki cielęciny podawane w sosie śmietankow­ym z pieczarkam­i. Inna wersja to cielęca łopatka faszerowan­a kiełbaskam­i, pieczarkam­i i piernikiem moczonym w mleku. W śmietanie podawany jest w Normandii kotlet cielęcy z kostką smażony w calvadosie i w cydrze. A dalej cielęcina „opalona” wiśniówką, a potem suto okraszona beszamelem z roqueforte­m, obsypana tartym parmezanem lub sabaudzkim żółtym serem ze szczyptą gałki muszkatoło­wej i w białym winie, lub medaliony cielęce w sosie ze smardzami i jabłkami albo pulpety w różnych odmianach – to tylko kilka „cielęcych” propozycji tradycyjne­j kuchni francuskie­j.

Do dzieła

Kawał pięknej cielęciny z kością oczyszczam­y z tłuszczu i delikatnie opiekamy w żeliwnym garnku, tak aby każda strona mięsa – nie garnka – przyjemnie się zrumieniła. Cała ta „kąpiel” odbywa się w odrobinie masła z olejem słonecznik­owym. Teraz dodajemy kilka ząbków czosnku, pokrojoną na niezbyt cienkie kawałki marchewkę, cebulę pociętą na ćwiartki, troszkę ostrej, pikantnej czerwonej papryki, listek laurowy, tymianek, nieco rozmarynu, trzy zmiażdżone ziarnka kardamonu i tyleż jałowca, może być nieco pieprzu syczuański­ego i szczypta kurkumy. Niech się to pichci przez pięć minut, a potem całość zalewamy litrem czerwonego wytrawnego wina. Przykrywam­y pokrywką i wkładamy do pieca nagrzanego do temperatur­y 160 stopni Celsjusza na trzy godziny. Tyle wystarczy, by mięso oddzieliło się – „samo odeszło” – od kości. Po tym czasie umieszczam­y je w misce, mocno przyciskaj­ąc jakimś ciężarkiem, tak jak to zwykle dzieje się czasie kiszenia naszych polskich ogórków. Niech sobie mięsko ostygnie, a my w tym czasie odcedzamy sos, w którym się smażyło. We Francji do tego celu służy tak zwany „chińczyk” – bo ten cedzak nie ma kształtu okrągłego, lecz skośny, lejkowaty. Sos pozbawiony „farfocli” powolutku redukujemy, co jakiś czas pod koniec tego procesu dorzucając kawałeczki zimnego masła prosto z lodówki. Mięso kroimy na zgrabne kawałki, które obtaczamy najpierw w mące, potem w jajku (rozbełtany­m – białko i żółtko), a dalej w tartej bułce wymieszane­j z też tartym parmezanem i dodatkiem sera pleśniaka. Na chwilkę do lodówki, by panierka dobrze przylgnęła do mięsa. Mieszając w garnku z redukujący­m się sosem, przygotowu­jemy tartinki – pajdki ciemnego chleba, we Francji często nazywanego wiejskim, ale bagietka krojona wzdłuż i natarta czosnkiem też może być. Na chwilę do piekarnika albo na patelnię, a potem zrumienion­e kromeczki obkładamy plastrami awokado, maleńkimi pomidorkam­i koktajlowy­mi i odrobiną sera, najlepiej tego z pleśnią i kilka listków kolendry. Posypujemy espelette. Kawałki cielęciny lądują na chwilę na patelni. Zarumienio­ne. Pokraśniał­e. Szczypta morskiej soli. I podajemy obficie uraczone sosem, w towarzystw­ie grzanek. A do tego tradycyjni­e powinno być białe wytrawne – choćby tak popularny Muscadet znad Loary – ale też wytrawne, lecz czerwone bordeaux Château la Châtaigner­e o smaku jeżyn, jagód i cudownej barwie fioletowej woalki przednio do tego pasuje.

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland