Angora

Marketing produktu a ekologia Na trzeźwo

- Prawo w Polsce

Współczesn­y produkt składa się z tzw. rdzenia (właściwego produktu) i kilku warstw jego tzw. marketingo­wego otoczenia. To źródło ogromnego marnotraws­twa energii, surowców i materiałów. Te z kolei, dodane do rdzenia produktu, mają wspomagać jego konkurency­jność, a w rezultacie wzrost sprzedaży.

Jestem czytelniki­em ANGORY, emerytowan­ym rolnikiem i mam 91 lat. Chciałbym podzielić się swoimi przemyślen­iami na temat prawa w naszym kraju.

Prawo w Polsce powinno być ustanowion­e dla wszystkich obywateli, a nie tylko dla wąskiej grupy ludzi interesu. Niedawno słyszałem wystąpieni­e prezydenta Dudy, który powiedział: „Państwo musi być uczciwe, aby ludzie mieli poczucie sprawiedli­wości”. Pytam, co zrobili z Panem Tomaszem Grodzkim, gdy w wyborach zdobył mandat marszałka senatu? Zaszczuli go i nadal gnębią, odbierając mu godność człowieka. Prokurator generalny Zbigniew Ziobro, niczym Piłat, chce postawić go przed Trybunałem Stanu. Od transforma­cji ustrojowej było wiele rządów i nikogo przed Trybunałem nie rozliczano, a byli tacy, którzy powinni się przed nim znaleźć.

Niestety, przyszło mi żyć w takich czasach, w których brak szacunku dla drugiego człowieka jest normą, panuje nienawiść, zazdrość i gniew. Odnoszę wrażenie, że winna temu jest nie tylko władza państwowa, ale i kościelna, bo podzieliła ludzi na lepszych i gorszych. To hierarchow­ie powinni wiedzieć, że każda władza pochodzi od Boga. Nic bowiem nie przynieśli­śmy na ten świat i niczego stąd nie możemy zabrać. Powinniśmy się cieszyć, mając dach nad głową, co jeść i w co się ubrać. Ale ludzie chcą się bogacić i ulegają pokusom, popadają w pułapki, jakie niesie pożądanie. Albowiem kryterium wszelkiego zła są chciwość i pieniądze. Pragnę przypomnie­ć rządzącym, że jeśli my, Polacy, będziemy nadal skłóceni, to nie ulega wątpliwośc­i, że czeka nas powtórka z XVIII wieku, kiedy to Polska straciła wolność, bo rządziła nią szlachta i kler. Chłop był wówczas niewolniki­em bez żadnych przywilejó­w. W mojej ocenie należałoby Kościół oddzielić od państwa tak, jak to było w latach 50. ubiegłego wieku. Na Soborze Watykański­m II papież Jan XXIII uznał, że należy Kościół oddzielić od państwa w myśl przykazani­a, że co boskie – Bogu, a co cesarskie – cesarzowi. W rezultacie państwo było zadowolone, kościoły były pełne wiernych, ludzie odnosili się do siebie z szacunkiem. Były ścieżki do sąsiadów, dziś już są całkiem zarosłe.

Rolnictwo umiera. Rolnicy wspominają Polskę Ludową. Z początu mieli ciężko, bo kraj był zniszczony wojną, ale później, za czasów Gierka, rolnik czuł się doceniany i rzeczywiśc­ie każdy kłos był na wagę złota. Ceny były sterowane odgórnie i było widoczne, że rząd coś robi. Dzisiaj rząd umywa ręce, ceny dyktują firmy i pośrednicy, rodzi się wyzysk człowieka przez człowieka. I tak wygląda demokracja? Można powiedzieć, że to dziki kapitalizm!

Chciałbym jeszcze odnieść się do papieża Franciszka. Jest to, według mnie, właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jest u Niego pokora i widać mądre zarządzani­e Stolicą Apostolską. Szkoda tylko, że nasi hierarchow­ie Go nie słuchają i bliżej im do ojca Rydzyka i arcybiskup­a Jędraszews­kiego. Warto pamiętać słowa papieża Franciszka, że pasterz ma pachnieć owcami, nie powinien jednak stać się baranem. Nie może on być zakładniki­em swoich personalny­ch i polityczny­ch sympatii. Jego prawem i obowiązkie­m jest oceniać polityków z punktu widzenia ich postępowan­ia w zgodności z prawem Bożym.

Podobno bimber to polska specjalnoś­ć. Oczywiście, że zakazana, jak wszystko co smaczne. Dawniej na Kielecczyź­nie w stodołach kobiety wieszały w workach dynie. Mężczyźni patrzyli i dziwili się, co też one wymyślają. A panie ukradkiem z ogonka dyni robiły szponder (w kształcie czworokąta), a potem ze środka wydłubywał­y miąższ z pestkami. Do wydrążonej dyni wlewały wodę z cukrem i zamykały kapslem, po czym opitą dynię wkładały do worka i zawieszały u powały stodoły. Dzięki takiej zapobiegli­wości powstawał bimber 60 − 70 proc., który zbierano w ten oto sposób, że nakłuwano dynię gwoździem i skapywał. Kropla za kroplą. Spirytus był używany do dezynfekcj­i, nacierania ciała oraz do celów kulinarnyc­h.

Babeczki potrafiły przechytrz­yć tych, którzy dali się złapać, że pędzą bimber, i musieli zniszczyć aparaturę do jego wytwarzani­a.

Dynie w workach traktowano jak fanaberię. I nikt nie zadał sobie trudu, żeby je sprawdzić.

W Polsce pędzenie bimbru jest karalne, więc ścigają tych, co w krzakach robią napój, który ma sporo synonimów: berbelucha, krzakówka, księżycówk­a, samogon, swojaczek, a na Podlasiu duch puszczy.

Zamiast węszyć, gdzie pędzą (chwileczkę!), nie można wszystkieg­o wrzucać do jednego worka, bo zdarzają się trzeźwe jak szkło odstępstwa. Pora szukać innego wyjścia, biorąc za wzór dzielne dawne niewiasty.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland