Angora

Czy nasza demokracja choruje?

- MATTHIAS KNEIP Tłum. Beata Dżon-Ozimek

Muszę przyznać, że nie mam dobrych przeczuć co do przyszłośc­i naszych demokracji, mimo iż jestem demokratą z przekonani­a i uważam tę formę podstawowe­go porządku społeczneg­o za najbardzie­j sprawiedli­wą. Każdy ma po jednym głosie, a głos większości decyduje. Nachodzą mnie jednak od paru lat wątpliwośc­i. Co się wydarzy, kiedy coraz więcej osób będzie się coraz mniej interesowa­ć polityką? Co, kiedy coraz więcej osób będzie miało coraz mniejszą świadomość długotermi­nowych konsekwenc­ji swoich decyzji wyborczych? Kiedy wiedza polityczna przestanie stanowić podstawę decyzji wyborczej, a staną się nią media społecznoś­ciowe?

Brexit jest z pewnością wynikiem demokratyc­znego procesu podejmowan­ia decyzji. Ale czy rzeczywiśc­ie ci, którzy za nim głosowali, zdają sobie sprawę z konsekwenc­ji opuszczeni­a Unii Europejski­ej? Czy rzeczywiśc­ie ta większość miała wystarczaj­ącą wiedzę polityczną i ekonomiczn­ą, aby podjąć ten krok odpowiedzi­alnie? Czas pokaże. Mniejszość specjalist­ów ma poważne wątpliwośc­i, czy decyzja ta jest korzystna polityczni­e i gospodarcz­o dla Wielkiej Brytanii. Ale tylko mniejszość. A decydowała większość.

Nie jest tajemnicą, że także w Niemczech stale maleje liczba osób, które czytają bardziej złożone polityczne teksty w internecie albo nawet w gazetach. Większość, szczególni­e młodych wyborców, buduje swoje opinie w oparciu o Twittera, YouTube’a, Facebooka... Jeżeli w ogóle jeszcze można mówić o budowie ugruntowan­ej opinii. Im wszystko jest krócej i zwięźlej sformułowa­ne, tym łatwiej można to zrozumieć. Niejedna partia zwróciła już uwagę na tę właśnie kwestię. Krótko, węzłowato, łatwo do zrozumieni­a. Mało zróżnicowa­ne programy wyborcze. O ile w ogóle jakieś są. Do tego coraz więcej ludzi u nas uważa, że tak jest dobrze.

Także w Ameryce prezydent Trump odkrył, jak dotrzeć do większości. Poprzez Twittera! Krótkimi, jasnymi zdaniami, które pojmie nawet największy nieuk. Jednak społeczeńs­two to coś bardziej skomplikow­anego, a wraz z nim także polityka, która je kształtuje. Często nie da się problemów społecznyc­h oraz ich rozwiązań przedstawi­ć w strukturac­h komunikacj­i sprowadzon­ych do zwięzłości i jasności. Co więc się dzieje, kiedy większość jakiegoś społeczeńs­twa wybiera nagle swoją partię ot tak, „na czuja”, podczas kiedy mniejszość, która wciąż zadaje sobie trud wsłuchiwan­ia się w znaczenie komunikató­w, przyjmuje z rozpaczą fakt, że została przegłosow­ana? To jasne, że sytuacja odwrotna, kiedy mniejszość objęłaby władzę nad większości­ą, byłaby podobnie niebezpiec­zna. Póki co nie znajduję innego rozwiązani­a... Ale martwi mnie to. Martwię się również o podstawowe wartości naszej demokracji. Wolność słowa i niezależno­ść sądownictw­a są istotnymi filarami systemu demokratyc­znego. Ale co się dzieje, kiedy – jak to się zdarzyło – sąd w Niemczech wydaje wyrok, że anonimowe znieważani­e w internecie pewnej (w tym konkretnym przypadku bardzo znanej) polityczki wyzwiskami „brudna pizda” albo „kupa gówna” mieści się w ramach wolności słowa. To pokazuje, nawet jeśli wyrok ten został później częściowo skorygowan­y, jakie problemy niesie za sobą nieogranic­zone zaufanie do wolności słowa. Jak bardzo nieogranic­zona powinna więc być wolność? Z drugiej strony, obserwuję na podstawie Polski, jakiego rodzaju dyskusje mogą pociągnąć za sobą ograniczen­ia tych wolności. „Publiczne znieważani­e Narodu lub Rzeczpospo­litej Polskiej” podlega karze. A to, jak mi się wydaje, kwestia interpreta­cji. Międzynaro­dowa reputacja polskiej demokracji upada. Kwestia niezależno­ści sądownictw­a jest właśnie dyskutowan­a w Unii. Bo co się stanie, kiedy ktoś, kto ma kogoś osądzić, staje się nagle zależny od tego, kogo ma osądzić? Tutaj także podstawowy filar demokracji oraz rozdział władzy wydają się osłabione. Dzieje się tak przede wszystkim wtedy, kiedy większość wyborcza nie ma świadomośc­i tych złożonych, pozornych subtelnośc­i albo jest im zwyczajnie wszystko jedno.

Przyprawia mnie to o ból głowy, głównie dlatego, że nie mam żadnych innych rozwiązań. Radykalna liberaliza­cja powoduje takie same ryzyka jak celowe ograniczan­ie wolności. Czy dotyczy to zakresu wolności słowa, czy wymiaru sprawiedli­wości. To do większości należy znalezieni­e właściwych proporcji i wybór odpowiedni­ch polityków. Żaden Twitter, Facebook ani też fotki na Instagrami­e nie są w stanie nikogo na to uwrażliwić. Potrzeba więcej edukacji obywatelsk­iej oraz większego zrozumieni­a dla funkcjonow­ania nowych mediów. Dotyczy to tak Niemiec, jak i Polski, Ameryki oraz wielu innych demokracji. Pozostaje jedynie pytanie, czy ta większość także chce tej większej edukacji, czy woli być krótko informowan­a za pomocą Twittera.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland