Jak dziki ogień
Lekarz przechorował COVID-19 i znów pracuje na OIOM-ie.
Doktor David Hepburn zaraził się w pracy koronawirusem. Po kilku tygodniach wyzdrowiał i wrócił dalej walczyć ze skutkami epidemii na OIOM-ie szpitala w Newport. Udało mu się wrócić do zdrowia we własnym domu, ale innych przestrzega, że mogą nie mieć tyle szczęścia co on.
Leżące przy samej angielskiej granicy walijskie hrabstwo Gwent opiewa słowami swoich dzienników niezwykły hart ducha, silny organizm i ogromne zaangażowanie doktora Davida Hepburna. Lekarz pracował na oddziale intensywnej terapii w szpitalu Royal Gwent w Newport. Jak sam wyznał, jego zakażenie nie było zbyt heroiczne, gdyż nie zaraził się patogenem od pacjenta, a od kolegi lekarza, z którym rozmawiał w dyżurce. O Hepburnie pewnie nikt by nie usłyszał, gdyby nie fakt, że nawet w czasie domowej kwarantanny nie poddawał się i kręcił filmy ostrzegające innych przed COVID-19, które umieszczał w sieci. W jednym z nich mówił wyraźnie osłabiony: „Nie umiem wystarczająco mocno opisać słowami, jak bardzo chorym może uczynić cię ten wirus. Przez pierwszy tydzień spałem po 16 – 18 godzin dziennie. Nigdy wcześniej nie czułem się tak strasznie źle. Bolały mnie wszystkie mięśnie i stawy, nie byłem zdolny podnieść się z łóżka”.
Na początku kwietnia w mediach społecznościowych na profilu szpitala w Newport Hepburn umieścił film ze swojego powrotu na dyżur na oddziale intensywnej terapii. Widać na nim współpracowników Hepburna, a sam lekarz powiedział do kamery: „To cudowne znów czuć się lepiej. Wspaniale znów móc wrócić do pracy z tymi wszystkimi wspaniałymi ludźmi. Przed nami wyjątkowo ciężkie miesiące, ale możecie nam pomóc, o ile zostaniecie w swoich domach. Ta choroba rozprzestrzeniała się we mnie jak dziki ogień. Gwałtownie i całościowo pochłaniała organizm. Ona ma potencjał, aby zabić każdego, nawet jeśli jesteś młody i zdrowy. Wielu pacjentów intensywnej terapii to ludzie młodsi ode mnie. Na pewno nie są tymi słabymi, starymi, o których na początku mówiło się, że są jedynymi ofiarami koronawirusa. Żaden z naszych pacjentów nie ma nawet jeszcze 50 lat, a najmłodsza chora niedawno skończyła 20. Jeszcze raz proszę was: Nie wychodźcie z domów! My już nie mamy jak pomóc tym, którzy są u nas. Mamy 13 respiratorów i już 16 osób z ciężką niewydolnością oddechową. Nasilenie infekcji tym wirusem jest jak loteria. Nikt nie wie, jak na COVID-19 zareaguje jego organizm. W skrajnych przypadkach stan zdrowia pogarsza się z godziny na godzinę i powoduje poważne komplikacje. Osoby, które trafiły na nasz oddział, jeśli przeżyją, spędzą w szpitalu jeszcze kilka miesięcy. Nie będą w stanie nawet same podnieść ręki. Będą musiały od nowa uczyć się chodzić, mówić, połykać, a nawet wziąć głębszy oddech. Chyba lepiej wytrzymać teraz w domu parę tygodni”.
W zamieszkanej przez trzy miliony osób Walii z powodu koronawirusa zmarło już 117 osób. Brytyjski związek zawodowy lekarzy (BMA) ostrzegł, że sytuacja w szpitalach jest na tyle dramatyczna, że wkrótce dojdzie do problemów natury etycznej. Wśród zakażonych COVID-19 lekarze będą musieli wybierać do leczenia tych, którzy mają większe szanse na przeżycie. (PKU)