Strach ciężarnych kobiet
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. KRZYSZTOFEM CZAJKOWSKIM, kierownikiem II Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, kierownikiem Oddziału Klinicznego Szpitala im. Księżnej Anny Mazowieckiej w Warszawie, krajowym konsultantem ds. ginekologii i położnictwa
– Niedawno w Zgierzu przyszło na świat dziecko, którego matka jest zakażona koronawirusem. Będzie więcej takich porodów?
– Z pewnością. Już słyszałem o kilku innych przypadkach.
– Czy wiadomo, ile ciężarnych w Polsce jest zakażonych lub przebywa na kwarantannie?
– Takimi danymi nie dysponujemy. Trudno jednak zakładać, że takich kobiet nie ma.
– Na ile bezpieczne jest dziecko, gdy jego matka jest zakażona?
– Niestety, nie wiadomo. Wciąż bowiem wiemy zbyt mało zarówno o samym koronawirusie, jak i o tym, jakie może on wywoływać skutki dla kobiety w ciąży i jej nienarodzonego dziecka. Dysponujemy niewielką liczbą danych dotyczących porodów w takiej sytuacji. W kilku z nich, wykonanych za pomocą cesarskiego cięcia, urodziły się dzieci w pełni zdrowe. Opisano też trzy przypadki porodów w sposób naturalny – u jednego dziecka stwierdzono zakażenie. To jednak zbyt wątła podstawa do formułowania daleko idących wniosków. Musimy zaczekać na dalsze badania w tym zakresie.
– W Zgierzu przyszło na świat zdrowe dziecko, co potwierdziły testy. Jakie rodzi to konsekwencje?
– Dziecko przed urodzeniem znajduje się w środowisku wewnątrz matki i zawsze pojawia się pytanie, czy nie doszło do zakażenia wewnątrzmacicznego. Do tej pory brak jest danych potwierdzających możliwość takiego zakażenia. Wracając do tej konkretnej sytuacji, proszę pamiętać, że zarówno matka, jak i ojciec objęty kwarantanną mieli dodatni wynik PCR, ale żadne z nich nie było chore. Stwierdzono jednak pewien rodzaj zakażenia. Konieczne więc było zbadanie dziecka i odseparowania go od matki, która w czasie mówienia lub dotykania mogłaby je zakazić.
– Na jak długo w takiej sytuacji należy pozbawić matkę kontaktu z dzieckiem?
– Przynajmniej do czasu, gdy skończy ona dwutygodniową kwarantannę, a przeprowadzone testy będą ujemne. Takie przyjęto założenia, choć nie opierają się one na udokumentowanych badaniach naukowych. Nie może być jednak inaczej, bo dopiero staramy się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Cały czas koncentrujemy się na tym, by skutecznie chronić dziecko.
– Czy ciąża w ogóle zwiększa ryzyko zakażenia koronawirusem?
– I znów muszę powiedzieć, że nie wiem. Ciągle poruszamy się w sferze przypuszczeń i pewnych założeń, które wymagają dopiero udowodnienia.
– Ale jednak ciąża obniża odporność kobiety, co może być przesłanką do twierdzenia, że ryzyko zakażenia jest większe.
– To prawda. I chodzi zarówno o ciążę, jak i połóg, bo poród jest bardzo dużym wysiłkiem dla organizmu kobiety. Teoretycznie więc powinno to wpływać na wzrost ryzyka, ale czy tak naprawdę jest, wciąż do końca nie wiadomo.
– Co jest obecnie największym problemem kobiet w ciąży?
– Niewątpliwie bardzo ograniczona dostępność do lekarza. Część gabinetów ginekologicznych jest zamknięta i nie wynika to wyłącznie ze względów epidemiologicznych. Proszę pamiętać, że w gronie ginekologów-położników jest wiele kobiet i część z nich pozostaje obecnie w domu, zajmując się swoimi dziećmi. Niektórzy lekarze z kolei objęci są kwarantanną, do czego z czasem przyczynili się sami pacjenci, nie zawsze informując pracowników służby zdrowia o faktycznym stanie swego zdrowia. Wszystko to sprawia, że liczba praktyk lekarskich – nie tylko ginekologiczno-położniczych – jest obecnie bardzo ograniczona. A przecież każda ciężarna stara się, by jej ciążę prowadził ten sam lekarz. Dzisiaj jest to bardzo utrudnione.
– Dotyczy to również koniecznej diagnostyki, choćby badań USG?
– Ze względu na obecną sytuację epidemiologiczną, w celu minimalizowania ryzyka transmisji infekcji COVID-19, Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników przygotowało stosowne rekomendacje w tej sprawie. Na przykład przed każdym badaniem USG konieczne jest wypełnienie przez pacjentkę specjalnej ankiety (online, w gabinecie bądź drogą telefoniczną). Badane są tylko pacjentki z ujemnym wywiadem i bezobjawowe. Ciężarne z dodatnim wywiadem powinny przejść najpierw dwutygodniową kwarantannę, a chorujące na COVID-19 mogą być badane wyłącznie z uzasadnionych wskazań w szpitalach jednoimiennych. Uważam, że kobiety w ciąży powinny mieć trzy badania USG – pierwsze między 11. a 13. tygodniem, drugie – w połowie i trzecie ok. 32. tygodnia. Nie ma natomiast żadnego uzasadnienia dzisiaj do wykonywania takich badań tylko po to, by kobieta mogła zobaczyć swoje dziecko. Poza dyskusją jest szczególna dbałość o maksymalne bezpieczeństwo – zarówno pacjentki, jak i lekarza wykonującego badanie.
– Pod koniec ciąży konieczne są badania KTG. Czy w tym przypadku również są ograniczenia?
– Te badania zwykle wykonywane są już w szpitalach i przy zachowaniu niezbędnych procedur nie stanowią zagrożenia dla pacjentek.
– Niektóre kobiety chcą pozostać w domu jak najdłużej i interesuje je możliwość korzystania z przenośnych aparatów KTG. Jak to wygląda w praktyce?
– Dostęp do takiego sprzętu jest możliwy, co nie znaczy, że każda ciężarna będzie w stanie z tego skorzystać. W Polsce przenośne aparaty KTG można wypożyczyć przynajmniej od dwóch firm. Dołączany jest krótki film z instrukcją obsługi. Działa to w ten sposób, że każdorazowo zapis przesyłany jest do centrum kontroli, gdzie jest analizowany zazwyczaj przez położną. Jeśli wynik ją zaniepokoi, powiadamia pacjentkę, że powinna zgłosić się jak najszybciej do szpitala. Na pewno jest to jakieś rozwiązanie, ale nie dla wszystkich ciężarnych.
– Czy w czasie epidemii są jakieś szczególne zalecenia dla kobiet w ciąży?
– Raczej nie. Powinny one stosować się do ogólnych wytycznych nakazujących izolację domową i dbałość o higienę. Z pewnością nie mogą brać udziału w modnych baby shower – spotkaniach, w których kobieta w ciąży otrzymuje prezenty od zaproszonych przyjaciółek. Tego trzeba dzisiaj bezwzględnie unikać. Podobnie jak odwiedzin po porodzie.
– Z jakimi pytaniami pacjentek spotyka się pan obecnie najczęściej?
– Pytają przede wszystkim o to, czy i jak zakażenie wirusem wpływa na rozwój dziecka. Właśnie o dziecko, a nie o siebie boją się w pierwszej kolejności. – I co im pan odpowiada? – Że tak naprawdę wciąż tego nie wiemy.
– Porodu nie da się przełożyć na inny termin, a to oznacza, że obecnie nie może on mieć charakteru rodzinnego. Czy to duży problem dla kobiet?
– Rzeczywiście, porody rodzinne zostały wstrzymane do odwołania. Obecność osób dodatkowo uczestniczących przy porodzie zwiększa ryzyko epidemiologiczne, na co szpitale nie mogą się zgodzić i nie mogą do tego dopuścić. Był przypadek, gdy kobieta miała poród rodzinny w prywatnej klinice, ale zataiła, że mąż objęty jest kwarantanną. Sprawa ostatecznie trafiła do prokuratury. W sprawie przywrócenia porodów rodzinnych naciska Fundacja „Rodzić po Ludzku”, która uważa, że obecne rozwiązania wywołują lęk, poczucie niesprawiedliwości i złość w osobach oczekujących na poród. Jednak zarówno położnicy, jak i neonatolodzy stoją twardo na stanowisku, że porody rodzinne oznaczałyby dzisiaj niepotrzebne zwiększenie ryzyka rozprzestrzeniania się epidemii i zagrażałyby bezpieczeństwu ciężarnej, jej przyszłego dziecka oraz personelu medycznego. Jestem przekonany, że jeśli pacjentki spotkają się z odpowiednią empatią ze strony personelu szpitala, to łatwiej im będzie zaakceptować, że w wyjątkowej sytuacji porodu nie będzie przy nich męża czy partnera. Z pomocą przychodzi też nowoczesna technologia. Przecież dzięki smartfonom możliwa jest wideorozmowa z najbliższymi. To oczywiście tylko namiastka bliskości, ale w obecnej sytuacji z pewnością lepiej zrobić wszystko, co możliwe, by ustrzec się zakażenia, którego skutki mogą być tragiczne.
– Wiele kobiet zastanawia się teraz nad zajściem w ciążę. Co by im pan radził?
– Obecnie raczej odradzałbym. Podjęcie decyzji o zajściu w ciążę warto przesunąć do czasu wygaśnięcia epidemii albo pojawienia się potwierdzonych danych naukowych, że ciąża w warunkach epidemii koronawirusa może być bezpieczna.
Konstytucję ominęli nieraz. Znowu chcą powtórzyć ten manewr. Dlatego mam prośbę do współrodaków. Chrońcie życie i zdrowie swoje, swoich znajomych i nieznajomych oraz członków komisji wyborczych, NIE UCZESTNICZĄC w tych wyborach. Jak widać, dla PiS i tzw. prezydenta nic nie znaczy zdrowie i przyszłość narodu. Świadczy o tym porównanie pójścia na wybory do zakupów. Chcąc przeżyć, człowiek musi kupić żywność, a wybory można przełożyć. Prawdziwi politycy myślą o wnukach, nie o dziadkach, a PiS łamie podstawowy obowiązek ludzi, którym naród powierzył swoje zdrowie i ciągłość istnienia państwa. Teraz po raz kolejny niszczy konstytucję i regulamin Sejmu, planując wprowadzenie zapisu o korespondencyjnym głosowaniu. Sami atakowali PO, mówiąc, że jest to pole do oszustw. Dziś chcą to wprowadzić, bo tak dyktuje im interes partii.
Odrażająco zachowuje się także tzw. prezydent. Czyżby nie miał za grosz honoru?
Dlaczego milczy minister sprawiedliwości? Czy uświadomił kolegów partyjnych, co im grozi za naruszenie Kodeksu karnego? Art. 160 mówi: § 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3; § 2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Ponieważ chcę żyć i nie odbierać zdrowia i życia innym rodakom, do czego obliguje mnie moja wiara, nie będę uczestniczył w wyborach prezydenckich ani osobiście, ani korespondencyjnie. Aby nie narażać tych, którzy zostaną zmuszeni do pracy w komisjach wyborczych. Nie rozumiem też milczenia naszych biskupów. Na dodatek duchowni mojego Kościoła katolickiego nie przykładają się do pomocy swoim bliźnim. Nie pamiętają, jak wspomagali ich Polacy przez wieki?
Z poważaniem