Wolność nie tylko krzyżami się mierzyło... W maju mija rocznica zdobycia Monte Cassino przez II Korpus Polski.
W maju mija rocznica zdobycia Monte Cassino przez II Korpus Polski. Przez ponad cztery miesiące alianci różnych narodowości bezskutecznie usiłowali przerwać to kluczowe umocnienie, by otworzyć drogę do Rzymu. Udało się to wreszcie Polakom, ale kosztem 1072 poległych i wielu rannych.
Na polskim wojskowym cmentarzu napis nawiązujący do bohaterstwa obrońców Termopil głosi: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni jej służbie”. Nie na wszystkich mogiłach widnieją krzyże. Znajduje się tam też osiemnaście z gwiazdą Dawida. Byli takimi samymi wiernymi polskimi żołnierzami, tak samo bohaterskimi. Nierzadko zdobywali się na szczególną odwagę po to, by nikomu nie przyszło na myśl zarzucić tchórzostwa właśnie im. Czytałem wiele książek historycznych, ale nic do mnie tak silnie nie przemawia, jak historia osobista opowiedziana przez uczestnika walki. Idąc blisko 10 lat temu w Toronto na spotkanie publiczne, nie wiedziałem, że poznam tam jeszcze wówczas żyjącego uczestnika bitwy o Monte Cassino, Żyda i zarazem polskiego patriotę. To było spotkanie służące zbliżeniu obydwu społeczności. Na widowni znalazło się wiele osób ze środowisk żydowskich, kanadyjskich i polskich, łącznie z konsulem generalnym RP Markiem Ciesielczukiem. Prelegentem był awansowany później na majora Fred Brill, urodzony w Gdańsku jako Bryłowicz, który walczył pod Monte Cassino w 10. Pułku Artylerii Ciężkiej. Po publicznej relacji długo rozmawialiśmy z Fredem, który uzupełniał mi swoją nietuzinkową historię.
Przed rozpoczęciem prelekcji
wyświetlono film dokumentalny zatytułowany „Bo wolność krzyżami się mierzy”, nawiązując do słów trzeciej zwrotki kultowej pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”. Ukazywał on historię sformowania polskiego wojska w Związku Radzieckim z tych, którzy przeżyli zesłanie, oraz wyjście tego wojska z „nieludzkiej ziemi” pod wodzą gen. Władysława Andersa. Ukazał też historię Żydów w tym wojsku oraz pełen zrozumienia, a nawet przyjazny stosunek generała do tych, którzy zdecydowali się pozostać w Palestynie, by walczyć o stworzenie państwa żydowskiego. Wmontowano nagrania z ognia walki o zdobycie klasztoru na Monte Cassino i ukazano powojenne losy żołnierzy, którzy wraz ze swoim dowódcą, na skutek wielkiej polityki, przestali być potrzebni.
Fred Bryłowicz jako szesnastoletni chłopiec mógł zaliczać się do szczęściarzy. Gdyby pozostał w Polsce, niechybnie podzieliłby los sześciu milionów ofiar Zagłady. Los pokierował inaczej. Jego ojciec, szanowany biznesmen zajmujący się handlem morskim, był honorowym konsulem Włoch w Gdyni, dzięki czemu mógł już po wybuchu wojny w 1939 roku wraz z rodziną wyjechać specjalnym pociągiem ewakuującym dyplomatów do Wiednia. Stamtąd przez Włochy, wówczas jeszcze neutralne i nawet przyjazne wobec Polski, dalej przez Turcję, dotarł do Syrii, gdzie formowało się Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Stanisława Kopańskiego. Młody Fred został odesłany do Palestyny, do polskiej szkoły w Tel Awiwie. Po szkole wysłano go do Tobruku, gdzie po raz pierwszy walczył. Później szkolił się na kursie oficerskim. Już jako żołnierz II Korpusu walczył pod Monte Cassino, był ranny, a następnie brał udział w wyzwalaniu Bolonii. W swojej prelekcji – wygłaszanej w języku angielskim – Fred Brill powiedział, że podczas kampanii wrześniowej 1939 roku Żydzi stanowili ok. 10 proc. wszystkich walczących żołnierzy Wojska Polskiego. Wielu z nich poległo w obronie Polski. W późniejszych walkach, już w szeregach II Korpusu, żołnierze pochodzenia żydowskiego walczyli ze szczególną pasją, by pomścić wiadome już światu bestialstwa hitlerowskiego okupanta na narodzie żydowskim. Od siebie dodam, że ze źródeł historycznych wiadomo, iż z 20 tysięcy ofiar zamordowanych w Katyniu i w innych miejscach kaźni ok. 5 proc. stanowili oficerowie pochodzenia żydowskiego.
Prelegent w swoim wystąpieniu omówił stosunek polskiej armii, a w szczególności gen. Andersa, do Żydów w jej szeregach. Kiedy wielu z nich zdecydowało się pozostać w Palestynie, generał nie zgodził się – wbrew naciskom Brytyjczyków – na ściganie ich jako dezerterów. Fred Brill zaznaczył, że późniejszy premier Izraela Menachem Begin nie był dezerterem, tylko uzyskał formalną zgodę na zwolnienie ze służby w Wojsku Polskim. Duża liczba jednak pozostała w Wojsku Polskim i walczyła nadal. Według prelegenta, bywali wśród wojskowych antysemici, natomiast o wojsku nie można powiedzieć, by było antysemickie. W takiej masie ludzkiej nie mogło zabraknąć endeków, ale żołnierze Żydzi nie byli traktowani inaczej niż wszyscy inni. Wojsko nie pozwalało na dyskryminację.
W walkach pod Monte Cassino
wielu rannych polskich żołnierzy zawdzięcza życie wysiłkom lekarza pułkowego por. dr. Mojżesza Brymberga, operującego w lazarecie na wysuniętym stanowisku. Walczyli tam o życie rannych również dr Pancer i dr Graber. Ten ostatni zginął trafiony szrapnelem. To byli polscy żołnierze. Innego niż większość wyznania, ale tacy sami żarliwi polscy patrioci. W tym czasie wolność mierzyła się również gwiazdami Dawida. Ilu zostało rannych, okaleczonych na resztę życia? Dziś trudno ustalić. W prywatnej rozmowie usłyszałem z ust kpt. Brilla – dodam, że piękną polszczyzną – jak podczas zdobywania Monte Cassino, wspinając się pod ostrzałem po stromym zboczu, zauważył niemiecki bunkier niemożliwy do zdobycia frontalnym atakiem. Podczołgał się więc niewidoczny z boku, umieścił odbezpieczony granat na „parapecie” szczeliny strzelniczej, po czym podczołgał się szybko na tył bunkra. Wybuch ogłuszył go, ale niemiecki karabin maszynowy i jego obsługa zostali zlikwidowani. Scenę tę widział oficer, który później w szpitalu polowym udekorował Freda Krzyżem Walecznych. Oficer ten był ponoć w latach młodzieńczych endekiem. W wojsku wobec Żydów zachowywał się bez zarzutu.
Fred podkreślał, że nie uważa siebie za bohatera. Bohaterami według niego byli ci wszyscy, bez względu na pochodzenie i wyznanie, którzy poświęcili swoje życie, i ci niezliczeni, którzy walcząc za Ojczyznę, zostali kalekami na całe życie. Ja uważam, że bohaterami byli wszyscy, także ci, którzy wyszli z tej walki cało. Może po prostu mieli więcej szczęścia? Z największym szacunkiem dla poświęcenia tych ludzi dzisiejszy patriotyzm już nie powinien polegać na oddawaniu życia czy krwi za Ojczyznę. Świat musi się opamiętać, wyciągnąć wnioski z przeszłości.
Po wojnie
większość żołnierzy II Korpusu przetransportowano do Wielkiej Brytanii. Tam Fred ukończył London School of Economics. Nie chcąc wracać do powojennej Polski, osiedlił się w Stanach Zjednoczonych. W Nowym Jorku poznał swoją żonę Marię i razem przeżyli ponad 50 lat. Jego córka Irena opowiedziała mi, że w ich domu mówiło się wyłącznie po polsku. W ostatnich trzech latach życia Fred odwiedzał Monte Cassino co roku. Dowiedziałem się, że odszedł na wieczną wartę 4 października 2018 r. w swoim przybranym po wojnie mieście Rosemont w stanie New Jersey. Jego prochy zostały rozsypane do rzeki Delaware. Polscy Żydzi walczyli i ginęli w szeregach Wojska Polskiego, począwszy od pułku Berka Joselewicza podczas insurekcji kościuszkowskiej, poprzez powstania narodowe, legiony Piłsudskiego i nawałę bolszewicką, aż po drugą wojnę światową. To powinno służyć do wzajemnego zrozumienia, tolerancji i przezwyciężenia nieuzasadnionych stereotypów, czasem nawet obustronnych. Może ta prawdziwa opowieść o wspaniałym człowieku, którego całe życie, nawet po wojnie, związane było kulturowo i emocjonalnie z Polską, będzie w tym pomocna w czasach, gdy oprócz koronawirusa świat obiega wirus nietolerancji i ksenofobii, nie omijając Polski. W mediach społecznościowych huczy od absurdalnych oskarżeń wobec Azjatów i nawet Żydów o wytworzenie wirusa oraz spowodowanie i rozszerzenie pandemii. A ja dumny jestem z tego, że los dał mi zetknąć się z osobą taką jak Fred Brill.