Spirala domowej przemocy (Angora) Rodzinne dramaty za zamkniętymi drzwiami.
Tłum indywidualistów
W czasach, kiedy każdy bandzior łatwo może ukryć się za maską, są przestępcy nieprzeciętni, pragnący wyróżniać się nawet za cenę wolności. Jak diler z Chełma, który w centrum miasta nie miał maseczki, ale miał 3 kg mefedronu. Zakrywanie twarzy za zbyt łatwe uznał także poszukiwany 26-latek z Łodzi. No i już nie jest poszukiwany. A i z zabłyśnięciem marnie, bo okazuje się, że podobnych „wyjątków” jest w Polsce na pęczki.
Na podst. inform. prasowych
Napad na bar
45-latek z Tuszyna napadł na bar, w którym pracował. I to niejednokrotnie. Za każdym razem wynosił ze swego miejsca pracy wyłącznie alkohol różnych marek. Łącznie jego łupem padło 21 butelek o wartości 360 złotych. Myli się jednak ten, kto pomyślał, że facet szedł po linii najmniejszego oporu: przy każdym włamaniu odginał zawiasy z drewnianej płyty ściany budynku, a potem je naprawiał.
Na podst. „Expressu Ilustrowanego”
Ostatni walec
Nikt się nie spodziewał, że ciężki walec drogowy może pędzić tak szybko, iż nie da rady go opanować nawet jego operator. Toteż gdy przejeżdżał nim z bazy do bazy po mocno nachylonej jezdni w Wełeczu i pojazd osiągnął prędkość „ponadświetną”, stracił nad nim kontrolę, wypadł z drogi i skosił dwa drzewa, zatrzymując się na trzecim. Cudem wyszedł z tego cało. Zwłaszcza że był trzeźwy.
Na podst. „Gazety Wyborczej”
Niesłychanie pozytywnym podejściem do życia i wiarą w ogólny dobrobyt wykazał się 36-latek z Bełchatowa. Podając się za policjanta, zadzwonił do 74-latki, powiedział, że jej syn spowodował wypadek samochodowy, po czym zaproponował, że pomoże uniknąć konsekwencji w zamian za... 180 tys. zł. Jednak nie trafił na babcię Billa Gatesa – suma zdumiała kobietę na tyle, że wezwała do pomocy w oszacowaniu propozycji policję. A ta ujęła naiwniaka, gdy przyjechał po kasę.
Na podst. „Super Expressu”
Zerowy rozsądek
Puste zasobniki szarych komórek objawiła 16-letnia rzgowianka i zamiast siedzieć na tyłku w domu objętym kwarantanną, wyruszyła na spotkanie z koleżanką. Autobusem. Do sąsiedniej miejscowości. Samowolę namierzyli policjanci, przekazali sprawę kolegom z sanepidu, a ci wystawili mandat w wysokości tysiąca złotych... ojcu dziewoi. I weź tu, wychowuj dziecko bezstresowo!
Na podst. inform. prasowych
Psychologowie alarmują, że w warunkach domowej izolacji wzrasta stopień przemocy w rodzinach. Z przeprowadzonych badań wynika, że z telefonu zaufania kobiety korzystają teraz dwa razy częściej niż przed pandemią. Dzwonią też dzieci.
Ostatnio serwisy informacyjne obiegła szokująca informacja z Włoch. Nauczycielka z Mediolanu prowadząca zajęcia online usłyszała, że w domu jednego z uczniów dzieje się coś niepokojącego – były krzyki, trzaski i jakaś szamotanina. Zadzwoniła pod numer alarmowy. Gdy w domu ucznia pojawili się karabinierzy, atak męża na żonę jeszcze trwał; była bita.
Rodzinna gehenna dość rzadko ma swój finał w sądzie, bo ofiary niechętnie zwierzają się bliskim, a tym bardziej organom ścigania, ze swoich tragedii.
Katolicki model małżeństwa
Jedną z najgłośniejszych ostatnio spraw jest historia żony byłego radnego z Bydgoszczy, która dopiero po wielu latach zdecydowała się powiedzieć publicznie, co przez ten czas działo się w jej domu. Pewnego dnia w lokalnych mediach ukazały się pierwsze relacje Karoliny P., a później nagranie w internecie z domowej awantury, na którym Rafał P. był agresywny i używał wobec małżonki wulgarnych słów. Sam radny tłumaczył wówczas w mediach, że bardzo kocha żonę i swoje dzieci, oraz przysięgał, że nigdy jej nie uderzył. Zasugerował, że to prowokacja i uknuta przeciwko niemu intryga. Zapewniał też, że pokochał i związał się bogobojną kobietą, bo „rodzina jest dla niego rzeczą świętą”. Przyznał też, że pochodzi z tradycyjnej rodziny, gdzie mężczyzna zarabia, a żona sprząta, gotuje, pierze i prasuje.
Rzeczywiście poznali się w kościele. On kierował chórem i grał na gitarze, ona śpiewała. Pobrali się jeszcze na studiach i zamieszkali w wynajętym mieszkaniu. Zapowiadała się sielanka podbudowana silną wiarą w Boga. Karolina P. urodziła dwie córki i skończyła farmację. Rafał P., z zawodu nauczyciel wychowania fizycznego, próbował robić karierę w biznesie, ale postanowił też związać się z polityką – popierany przez Prawo i Sprawiedliwość został radnym Rady Miejskiej Bydgoszczy. Sprawiali wrażenie bogobojnej, przykładnej i szczęśliwej rodziny. Nikomu nie przychodziło do głowy, że Rafał P. prowadzi podwójne życie: publicznie był człowiekiem nad wyraz kulturalnym i ujmującym, w domu przeobrażał się w tyrana i gnębiciela małżonki, która – dla dobra rodziny – nie ujawniała, jak zachowywał się przez ponad 10 lat jej mąż.
Z wyjaśnień złożonych w sądzie przez pokrzywdzoną oraz zeznań świadków jawił się obraz męża potwora.
Karolina P. była wystawiana przed dom tak jak stała, czy było zimno, czy nie. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie, bo był to standardowy sposób karania. Bardzo często była przyciskana głową do podłogi albo do ściany, podnoszona do góry za szyję. Kiedy zaszła w ciążę, musiała wykonywać wszystkie obowiązki domowe, między innymi odśnieżać chodnik i samochód, palić w piecu i wychodzić po opał w środku nocy, nawet jak był mróz. Była duszona i wyzywana przy dzieciach. Mąż, a później oskarżony, miał mówić do niej, że zasługuje tylko na śmierć.
Pokrzywdzona opowiadała, że małżonek nie dawał jej też w nocy spać, nawet jak była bardzo zmęczona, bo mówił, że musi się zachowywać jak chrześcijańska żona. Uważał, że może od niej żądać seksu o każdej porze, nawet jeśli nie miała na to ochoty. Czasami potrafił ją wykopać z łóżka, twierdząc, że jest niegodna snu.
Karolina P. musiała napisać także swoisty katechizm.
– Najpierw napisałam swoje prośby: że chcę chodzić spać o 22 i od czasu do czasu uczestniczyć w spotkaniach dotyczących mojej pracy. Zobowiązałam się też, że będę wracać do domu o 16.30 i za każdym razem odbierać dzieci z przedszkola. On chodził w tym czasie po pokoju i zaczął wyliczać kolejne obowiązki – wyjaśniała w sądzie. – Jakie to były obowiązki? – pytał sąd. – Na przykład, że jak wrócę o 16.30, to muszę przygotować posiłek maksymalnie do 17. Nakazał mi też codzienne szykowanie koszul i spodni, które mają wisieć na wieszaku, oraz że mam być strażnikiem czystości domu...
Pytana, dlaczego w końcu nagrała jedną z awantur rodzinnych na telefonie komórkowym, odpowiedziała:
– Chodziłam na psychoterapię i chciałam, żeby pani psycholog usłyszała, w jaki sposób mój mąż ze mną rozmawia, i poradzić się, co powinnam zrobić, żeby temu zapobiec. Chciałam, żeby ktoś z boku to usłyszał, bo sama już nie potrafiłam ocenić, czy tak musi być, czy jednak coś jest nie w porządku.
Rafał P. został już prawomocnie skazany na dwa lata więzienia za znęcanie się psychiczne i fizyczne nad swoją żoną.
Chciała zakończyć swoją gehennę
58-letnia Barbara K. spod Złotoryi nie wytrzymała długoletniego dręczenia psychicznego związanego z pijaństwem męża i pewnego dnia zaatakowała go siekierą. Tej feralnej niedzieli wyszedł koło południa na piwo i wrócił kompletnie pijany. Usiadł w fotelu, a ona musiała siedzieć obok i – jak zwykle – wysłuchiwać jego wynurzeń. Zanim usnął, zdążył jeszcze powiedzieć, że „modli się do Boga, żeby wyłysiała”. Rozpłakała się i też zaczęła się modlić. O to, „żeby Bóg wreszcie jego albo ją zabrał”. I właśnie wtedy coś w niej pękło. Kiedy Jan K. spał już w swoim pokoju, postanowiła go zabić i później popełnić samobójstwo. Wcześniej wzięła tabletki uspokajające i wypiła piwo.
– Czułam się bardzo źle, byłam zdenerwowana i przestraszona. Bałam się, że on znowu się obudzi, znowu się upije i po raz kolejny zacznie się moja gehenna. Że znowu nie pozwoli mi normalnie zasnąć i będzie bez przerwy marudził i wypominał jakieś wymyślone bzdury z przeszłości. A ja już byłam u kresu wytrzymałości psychicznej – powie później prokuratorowi.
Zeszła do piwnicy po siekierę. Pijany mąż spał w najlepsze, gdy uderzyła go w głowę. Siekiera była marna, ruszał się w niej trzonek – dlatego mężczyzna przeżył. Obudził się, wyrwał jej siekierę i zadzwonił na policję.
Barbara K. stanęła przed sądem oskarżona o usiłowanie zabójstwa męża, choć pokrzywdzony doznał tylko otarcia naskórka na szyi.
W sądzie wyjaśniała, dlaczego zaatakowała męża akurat siekierą, którą pożyczyła wcześniej od sąsiada i schowała w piwnicy.
– Wymyśliłam, że jak uderzę go mocno siekierą, to nie będzie się męczył i od razu zginie. A ja zaraz po tym podetnę sobie żyły. Uznałam, że to jest najlepsze rozwiązanie moich problemów. Uchwyciłam się tego i zrealizowałam, ale nie do końca...
Opowiedziała też o wieloletnim dręczeniu przez męża i praniu jej mózgu.
Biegłe z zakresu psychiatrii uznały, że u Barbary K. z powodu trudnej sytuacji rodzinnej, alkoholizmu męża i jego zachowań rozwinęły się zaburzenia emocjonalne, zespół depresyjny i zaburzenia lękowe.
Oskarżona przez trzydzieści lat żyła w strachu, systematycznie gnębiona psychicznie przez męża alkoholika. Czterokrotnie usiłowała popełnić samobójstwo. Kilka lat temu Jan K. zniknął z domu i zamieszkał z inną kobietą. Dlatego się rozwiedli. Jednak po jakimś czasie wrócił do byłej żony. Ponownie wzięli ślub. Zgodziła się, bo obiecał pójść na leczenie. Przez rok był zaszyty, ale później znowu zaczął pić.
– Bałam się też, że jak będę sama, to nie zdołam utrzymać domu. Czasami nawet całowałam go w rękę i prosiłam, żeby więcej już nie pił. W końcu postanowiłam go zabić, a później popełnić samobójstwo, żeby moje córki miały też w końcu normalne życie. Żeby przestały się o mnie martwić i żyć w strachu, bo mają już swoje rodziny – wyjaśniała Barbara K.