Gołąb to cud natury Rozmowa z księdzem Jerzym Kostorzem, mistrzem Polski w gołębiarstwie.
– Skąd u księdza tak duże zainteresowanie sportem?
– Od dziecka go uprawiałem. Byłem nawet piłkarzem LKS Jaryszów, a obecnie realizuję kilka projektów łączących sport, wychowanie i ewangelizację, choćby turnieje – rodzinne kibicowanie fair play.
– Współpracuje ksiądz z Kubą Błaszczykowskim.
– Od wielu lat. Działam w zarządzie jego fundacji, organizowaliśmy aukcję gołębi z całego świata. W ubiegłym roku zebraliśmy aż 700 tys. złotych. Cenne są ptaki, ale to hodowcy, którzy wsparli „Ludzki gest”, mają gołębie serca.
– Zatem skąd zainteresowanie gołębiami?
– To nawet miłość, bo to też sport. Tata, dziadek, wujek – właściwie wszyscy z rodziny – zajmowali się hodowlą tych ptaków. Mnie fascynowały ich wyścigi; mam to w genach. Po śmierci taty nie pozbyłem się hodowli, znalazłem współpracownika i szczęśliwie mogę ten sport uprawiać. – To rzeczywiście sport? – I to jak bardzo wyczynowy! Gołębie dwa razy dziennie mają treningi, a w tygodniu przeprowadza się z nimi kilka sparingów. Systematycznie, także za sprawą odpowiedniej diety, kształtowana jest ich energia. – Jak wygląda trening? – Najpierw trzeba je przy domu nauczyć latać. To bardzo podobne do nauki chodzenia dziecka. Należy odpowiednio ptaki przywoływać na karmę – najczęściej się na nie gwiżdże. Rozpoznają głos hodowcy i na niego reagują. W mojej hodowli wykorzystujemy drewniane kołatki kościelne – ich dźwięk znakomicie przywołuje gołębie. Pierwsze loty są w pobliżu domu, po pewnym czasie oddalam się o 500 metrów, następnie już o kilometr, wydłużam odpowiednio dystans nawet do 25 kilometrów. Treningi to właśnie powrotne loty do domu; ptaki uczą się tego, wykorzystując genialny wręcz instynkt. W czasie takich prób odpowiednio kształtują swoją „powrotność”. – A jak wyglądają wyścigi? – Gołębie są zbierane do jednej kabiny i wywożone nawet 1000 kilometrów od miejsca stałego pobytu. Tam rozpoczyna się wyścig. Ptaki są wypuszczane, a lot wygrywa ten, który pierwszy dotrze do własnego gołębnika. Wszystko jest dokładnie zmierzone, bo system rejestracji komputerowej jest coraz doskonalszy, działa podobnie jak kasy w supermarketach. W gołębniku zainstalowana jest specjalna antena, ptak ma odpowiednio zakodowaną obrączkę i dzięki temu rejestrowane jest jego wejście. Są różne kategorie rozgrywek – loty długie, krótkie, średnie, nawet maratony. – Metą jest własny gołębnik? – Tak, bo dobry, uparty gołąb mający zmysł orientacji zawsze wraca do domu, do miejsca, z którego pochodzi.
– Na jakich dystansach rozgrywane są wyścigi?
– Znam hodowców polskich, którzy swoje ptaki zgłaszają do maratonu z Barcelony. Według mnie to już wyścig niewiele mający wspólnego ze sportem, bo to zbyt ekstremalne wyzwanie. Gołąb może lecieć nawet z prędkością 120 – 130 km na godz., ale przy sprzyjającym wietrze, bo jeśli jest upał i trasa wiedzie pod wiatr, to prędkość, z jaką się porusza, wynosi tylko 50 km na godz. – Jak gołębia można motywować? – Wieloma metodami. Jedną z nich jest tak zwane wdowieństwo. – Na czym polega? – To bazowanie na instynktach seksualnych. W celi gołębnika ptak jest sparowany z samiczką, ale w pewnym momencie pozostaje sam. Przez cały tydzień przed zaplanowanym startem już nie może jej zobaczyć, ale dosłownie na kilka minut przed opuszczeniem gołębnika samica znowu jest wkładana do celi. W ten sposób buduje się u samca niesamowitą wręcz motywację. A po zawodach w nagrodę znowu przez kilka godzin para wspólnie przebywa w swojej celi. I cykl takich działań jest powtarzany.
– W piłce nożnej niektórzy trenerzy zabraniają zawodnikom uprawiania seksu przed meczami.
– My właściwie też zabraniamy tego gołębiom. To są tylko wspólne krótkie chwile, gdy para jest razem. Doświadczony hodowca musi wszystkiego dokładnie pilnować. Dodam, że są już przypadki, że samice motywuje się... samicą, a samce... samcami. Odbija się nasz rzeczywisty świat, takie związki w gołębnikach też się zdarzają. – I ksiądz się nie krzywi? – Nie mam takich par w swoim gołębniku. Nie wchodzę na taki grunt, ale widzi pan, że uśmiecham się, gdy o tym opowiadam. Traktuję to normalnie. – A sprawa dopingu też się pojawia? – Niestety, wśród hodowców takie zjawiska mają miejsce. Żądza sukcesu jest ogromna nie tylko na polu tego normalnego sportu. W gołębiarstwie przeprowadza się liczne kontrole dopingowe. Pobierany jest wymaz od gołębi, próbki krwi czy kału trafiają do odpowiednich laboratoriów i sprawdza się, czy hodowca nie stosuje niedozwolonych środków, takich jak EPO czy kortyzon.
– W jakich konkurencjach ksiądz się specjalizuje?
– Od kilku lat uważany jestem za specjalistę w lotach gołębi młodych. To ptaki „uhodowane” od stycznia do końca maja, które od sierpnia mogą już startować w zawodach na krótszych dystansach – Odnosi ksiądz sukcesy? – Dwa razy byłem już mistrzem Polski. W jednym przypadku tytuł wywalczyła właściwie moja mama. Swoje gołębie rejestruję w dwóch różnych okręgach, dlatego korzystam z pomocy mamy. Szybko jednak dodam, że znakomicie zna się na gołębiach, jest mocno zaangażowana w hodowlę, przeżywa ich starty. Przez lata pomagała i kibicowała przecież mojemu tacie. Mam też wspólnika pielęgniarza;
razem przygotowujemy ptaki do lotów, bo sam nie byłbym w stanie każdego dnia poświęcać gołębiom wymaganego czasu.
– Czy można poznać, że ptak jest w świetnej formie?
– Oczywiście. Po jego zachowaniu, ruchach, agresywności. Skóra gołębia jest zaróżowiona, ale przede wszystkim widać w jego oczach błysk.
– Rozpoznaje ksiądz wszystkie swoje gołębie?
– Uczę się ich, im częściej się z nimi przebywa, tym lepiej się je poznaje. Doświadczony hodowca rozpozna z daleka, w czasie lotu, swoje gołębie. Mój tata rozróżniał je bez najmniejszego problemu, ja jeszcze takich zdolności nie mam. – Mają imiona? – To zdarza się w wielu hodowlach, ale moje mają numerację. Obecnie chyba najbardziej związany jestem z gołębiem od belgijskiego przyjaciela, ma numer 306625, czerwony, fajny samczyk. Ulubiona samiczka ma kod 718153. Oba bardzo znacząco przyczyniły się do wywalczenia tytułów mistrza kraju. – Każdy jest zaobrączkowany? – Oczywiście, to przecież jego PESEL. Obrączkę zakłada się podczas pierwszych 6 dni życia, bo później jest to już właściwie niemożliwe. Na obrączce są dane hodowcy, m.in. numer telefonu.
– Wspomniał ksiądz o stosowaniu odpowiedniej diety. Co je gołąb wyścigowy?
– Różne karmy – ziarna, jęczmień, pszenicę, przed zawodami świetnie działa ryż paddy. Dodatkowo słonecznik, różne rodzaje kukurydzy, konopie. Są specjaliści, którzy potrafią stworzyć odpowiednią mieszankę, a dieta jest zaplanowana niemal na każdy dzień przed zawodami. Trzeba dbać o zdrowie i kondycję jak u człowieka. Gołąb dostaje także olej czosnkowy, miks ziół, oregano, witaminy, żelazo, jod, lecytynę, karnitynę, kreatynę. Podawane są także środki „czyszczące” drogi oddechowe. – A jak wygląda odnowa u gołębia? – Po lotach są kąpiele w odpowiednich wannach, w letniej wodzie z dodatkiem soli, by ptaki szybko wróciły do pełnej dyspozycji. Uwielbiają takie zabiegi.
– To wszystko musi sporo kosztować.
– To nie jest tani sport. Koszty są spore, ale hodowcy zarabiają dzięki sukcesom swoich ptaków. U mnie wszystko się właściwie spina. Dzięki temu, że mam dobre wyniki, to sprzedaję gołębie z mojej hodowli.
– Gołąb to zdaniem wielu cud natury. Na czym polega jego fenomen?
– Nadal trudno to jednoznacznie wytłumaczyć. Próbowali tego różni naukowcy. Nie ulega wątpliwości, że w tej małej głowie jest coś, co można nazwać niezwykłym GPS-em, kompasem, komputerem. Są teorie mówiące, że gołąb potrafi wykorzystywać magnetyzm ziemski, umiejętnie się do niego dostosowywać. Ciekawe są wybierane przez niego trasy. Lecąc z zachodu, przykładowo z Belgii czy z Niemiec, wykorzystuje autostrady, fruwa nad nimi. Są loty z morza i to dopiero budzi podziw, jak ptak daje sobie radę z właściwą orientacją w przestrzeni. Nikt jednak jednoznacznie nie potrafi jeszcze wytłumaczyć tajemnicy – dlaczego i jak gołąb znajduje odpowiednią trasę przelotu. – Zawsze wracają? – Wiele ptaków jednak ginie w czasie przelotów. Też są różne teorie, co potrafi zakłócić właściwą orientację i powrót. Podobno wpływ na to mają urządzenia satelitarne, różnego typu radary.
– Księdza gołębie wracały z przygodami?
–W 2010 roku podczas zawodów w Poznaniu coś mnie podkusiło, by gołębia, który wygrał już trzy wyścigi, zgłosić do jeszcze jednego startu. Nie powrócił jednak... Martwiłem się, myślałem, że stało się coś tragicznego, byłem załamany. Po tygodniu zadzwonił do mnie młody chłopak z okolic Milicza z informacją, że znalazł właśnie wyczerpanego gołębia. Określił, że to „skóra i kości”. Natychmiast wsiadłem do samochodu i szybko pojechałem po mojego „zawodnika”. Był rzeczywiście totalnie wyczerpany, bo młody niedoświadczony ptak potrafi przelecieć nad swoim domem i często wraca do punktu, z którego wystartował. Odbudowałem go, dostawał białko, odpowiednie elektrolity i odniósł kolejne sukcesy, bo wygrał olimpiadę gołębi.
– Czy gołąb pocztowy to odpowiednie określenie?
– Dawniej, w czasie wojen, oswojone gołębie były przenoszone w inne miejsce, a kiedy chciano przekazać ważne informacje, to do ciała ptaka przymocowywano kartki i wypuszczano go, by wrócił do punktu, w którym wcześniej przebywał. Nigdy jednak nie roznosił poczty, jak pewnie wiele osób myśli.
– Z pakietami wyborczymi by sobie nie poradziły...
– Śmialiśmy się z miłośnikami gołębi, kiedy zadawano nam takie pytania. Powstało wiele zabawnych memów o tym, że Polski Związek Hodowców wyraził gotowość współpracy przy wyborach korespondencyjnych. – Ile kosztują gołębie? – Za najlepsze trzeba płacić już olbrzymie, milionowe kwoty. Gołąb Armando trafił z Belgii do Chin za 1 252 000 euro! Ale on jest wyjątkowy, nie tylko piękny, ale skuteczny – odniósł sukcesy w wielu przelotach. W Chinach jest wielu hodowców gołębi, organizowane są różne, nawet nie do końca legalne, wyścigi. Drogie gołębie są reproduktorami i tylko do takich celów są wykorzystywane. W aukcji na rzecz Fundacji „Ludzki gest” Kuby Błaszczykowskiego brał udział gołąb niemieckiego hodowcy. Okazało się, że to był wnuk Armanda i dzięki temu dziadkowi zapłacono za niego aż 40 tys. złotych. Skorzystaliśmy na sławie najdroższego gołębia świata.
– A w kazaniach wspomina ksiądz o gołębiach?
– Często, bo lubię przywoływać słowa Ewangelii o tym, że „w domu Ojca jest mieszkań wiele”, i nawiązuję wtedy do tego, że dobry gołąb to taki, który powraca do swojego domu. I musi pokonać często wiele przeszkód. Tak jak człowiek w swoim życiu.
Wyjazd na urlop samochodem, zwłaszcza z liczną rodziną, zawsze jest problemem dla kierowcy. Jak zmieścić bagaże, które ustawione przy aucie wyglądają jak przygotowane do przeprowadzki? Jeśli nie możemy umocować bagażnika na dachu, a pojazd ma hak, jednym z rozwiązań jest wykorzystanie kosza. W sprzedaży internetowej możemy znaleźć w ofercie kosze dla myśliwych przeznaczone do przewozu upolowanej zwierzyny. Mogą mieć one również inne zastosowanie: do przewozu bagażu na urlop, materiałów budowlanych, wózka inwalidzkiego, krzewów do nasadzeń w ogrodzie, rowerów itd. Są różnej wielkości i na pewno znajdziemy odpowiedni dla nas.
Na koszu takim, po zainstalowaniu uchwytów, które mocujemy na relingach dachowych, możemy spokojnie przewieźć nawet trzy rowery. Występuje jednak pewna trudność w mocowaniu przedmiotów wysokich, żeby nie przewracały się na bagażnik samochodu w czasie ostrego hamowania. Do wykonania oparcia przedstawionego na zdjęciu wykorzystana została kula do haka holowniczego (35 zł). Jej przeróbka polegała na dopasowaniu gwintu do gwintu na uchwycie przeznaczonym do mocowania kosza na hak holowniczy (tokarz – 30 zł). Na dokręconą kulę (w zamian za górną śrubę) w zależności od potrzeb zakładamy tani bagażnik rowerowy – nożycowy. Szukamy kosza certyfikowanego, pamiętając oczywiście o belce oświetleniowej i załatwieniu trzeciej tablicy rejestracyjnej. janik@angora.com.pl