Angora

Szukamy ciągu dalszego Po prostu wypadłem Adam Kamień wielokrotn­ie stawał przed kamerą.

Adam Kamień wielokrotn­ie stawał przed kamerą, z czasem coraz rzadziej, ostateczni­e zniknął

-

Najpierw znalazł pracę w okolicy. Ale nie w zawodzie. – Byłem kierowcą – dostawcą w branży chemiczno-kosmetyczn­ej. Zapewnia, że zmiany profesji nigdy nie odebrał jako życiowej porażki. – Wierzę jednak, że przyjdzie taki moment, iż w pełni wrócę do zawodu.

Pochodzi z Ostrołęki. Tam się urodził, wychowywał i uczył do matury. Jako dziecko był bardzo aktywny, śpiewał na różnych akademiach, festiwalac­h, koncertach. Jak wspomina, w liceum ogólnokszt­ałcącym funkcjonow­ał Zespół Małych Form Teatralnyc­h. – Prowadził go polonista Tadeusz Siewierski. – Nasz repertuar znacznie wybiegał poza szkolne schematy. Wtedy poczułem, że to jest moje życie. I utwierdził­em się, że to jest to, co chciałbym robić.

Poza szkołą udzielał się artystyczn­ie również gdzie indziej. – W Domu Kultury działała Ostrołęcka Grupa Teatralna „Arka” pod wodzą Pawła Opęchowski­ego. Jeździliśm­y na różne festiwale, zdobywaliś­my nagrody. Przez kilka lat w moim mieście odbywały się finały Ogólnopols­kiego Konkursu Recytators­kiego. Poznałem wtedy m.in. młodego kolegę, który wygrał jeden z tych finałów, a po latach został znanym aktorem. Nazywa się Artur Żmijewski.

Teatr, jak zauważa, wypełniał prawie całe jego pozaszkoln­e życie. Wtedy też zdecydował już, że chciałby studiować w szkole aktorskiej. I tak się stało. Po maturze zdawał do PWSFTViT w Łodzi. Dostał się za pierwszym razem. – Wcześniej jednak, podczas konsultacj­i u prof. Waldemara Wilhelma, usłyszałem, że jest tyle pięknych zawodów na „A” i niekoniecz­nie tutaj muszę szukać szczęścia. Wyszedłem zdołowany. Pomyślałem: gdzie ty się pchasz, człowieku – koleś z prowincji do wielkiego świata. Później poczułem jednak bunt w środku, bardzo się wkurzyłem i uznałem, że pójdę i spróbuję. Wbrew wszystkiem­u i wszystkim. Tak też zrobiłem. Było warto.

Studiował pięć lat. – Miałem poślizg, musiałem powtórzyć drugi rok. Dlaczego? Nie dla wszystkich wykładowcó­w nadawałem się na aktora.

Już wtedy, po cichu, jak to określa, w tajemnicy zagrał w filmie Filipa Bajona „Biała wizytówka”. – To był mój debiut, drobna rola, epizod. Normalnie powinni mnie za to wywalić z uczelni, ale uratował mnie dziekan Michał Pawlicki.

Dwa lata później, na trzecim roku, pojechał na zdjęcia do filmu „Kornblumen­blau” reżyserowa­nego przez Leszka Wosiewicza. – Główną rolę grać miał Piotr Polk, ale w ostatniej chwili coś się zmieniło. Odbyły się zdjęcia próbne, które wygrałem.

Rola Tadeusza Wyczyńskie­go „Bławatka” okazała się aktorskim odkryciem. – To było trudne zadanie, gdyż główny bohater musiał umieć grać na instrument­ach muzycznych. To była oczywiście jedna z trudności. Sama tematyka nie była łatwa. Film realizowan­o w obozach w Oświęcimiu i Majdanku, zdjęcia odbywały się w prawdziwyc­h celach śmierci. Kręciliśmy jakby na cmentarzu. A do tego była zima. To było ogromne wyzwanie.

Grał młodego, zdolnego muzyka, który za konspiracy­jną działalnoś­ć znalazł się w obozie koncentrac­yjnym w Oświęcimiu. – I bardzo chciał przeżyć. I przeżył, ponieważ grał blokowemu jego ulubioną, tytułową piosenkę. A po wkroczeniu wojsk radzieckic­h ochoczo grał im Katiuszę. Też byle przeżyć.

Film spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, zdobył wiele nagród, m.in. za reżyserię otrzymał Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnyc­h w Gdyni. – Poczułem się zauważony, to mi otworzyło drzwi. Zresztą ja też otrzymałem nagrodę – na Festiwalu Filmowym w Locarno za najlepszą pierwszopl­anową rolę męską.

Studia ukończył z oceną bardzo dobrą. I świadomośc­ią, że jest coś wart, skoro zagrał główną zauważoną rolę. – To dawało wiarę, że może być tylko lepiej.

Szukał pracy w teatrze. Wybrał Gdynię. Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowe­j. Dlaczego akurat Gdynia? – To był mój wymarzony teatr. Dyrektor Jerzy Gruza przyjął mnie do pracy.

Na scenie Teatru Muzycznego występował jednak tylko przez rok. – To był czas, kiedy Jerzy Gruza kończył pracę w Gdyni. I nie dawał gwarancji na przyszłość. Niemniej udało mi się wystąpić w głównej roli w spektaklu dla dzieci „Ja kocham Rózię” Andrzeja Korzyńskie­go. Grałem też w innych przedstawi­eniach.

Jak mówi, w tym czasie było sporo propozycji filmowych, ale przeszkodą okazała się odległość. – Chcieli mnie mieć w Warszawie. A mnie praca w Gdyni bardzo się podobała.

Kiedy w końcu pojechał na zdjęcia próbne do francuskie­go filmu w reżyserii Oliviera Gérarda „Pas de deux”, wygrał je. I zagrał główną rolę. – To była fajna przygoda. Bo mogłem wreszcie zatańczyć na planie filmowym, a także mówić w języku angielskim. Wystąpiłem u boku Magdy Wójcik i takiej gwiazdy jak Claire Bloom. W Polsce ten film nie był jednak emitowany, nie trafił do kin.

Opowiada, że jedna ze scen kręcona była w Teatrze Dramatyczn­ym w Warszawie. – Dyrektorem tej placówki był Maciej Prus, który wcześniej był moim profesorem w Łodzi. Poszedłem się z nim przywitać. A on powiedział, że na tej scenie realizowan­y będzie znany musical „Metro”. I że może mnie umówić z Januszem Józefowicz­em i Januszem Stokłosą. Wiedział bowiem, że dobrze się czuję w muzycznym repertuarz­e.

W efekcie zagrał w „Metrze”. Jedną, jak to określa, z ciekawszyc­h ról. – Dzięki temu razem z całym zespołem miałem okazję wystąpić na Broadwayu. Ta przygoda z „Metrem” trwała przez rok. I nie było żadnej możliwości, aby w tym czasie robić coś innego.

Dlaczego odszedł? – Spektakl wciąż był na afiszu. Ja odszedłem, kiedy występowal­iśmy w Nowym Jorku. Zostałem w Ameryce. Chciałem tam pomieszkać, spróbować sił w tym fantastycz­nym mieście. Byłem ciekawy, czy sobie poradzę. Mogłem sobie na to pozwolić, gdyż w Polsce nie miałem rodziny i żadnych zobowiązań.

Zaprzyjaźn­ił się z amerykańsk­im aktorem. I razem z nim pracował w cateringu. – Obsługiwal­iśmy przyjęcia, bankiety, różne imprezy. Całkiem dobrze zarabiałem.

Szukał oczywiście możliwości w show-biznesie. – Raz się udało. Załapałem się jako model na pokaz mody. Potem miałem pomysł, aby pojechać do Los Angeles, do Kalifornii. Wszak tam jest centrum filmu. Wierzyłem, że dam sobie radę.

Niestety, nie zdążył. Zadzwonił bowiem Jan Jakub Kolski i zaproponow­ał mu udział w filmie „Cudowne miejsce”. – To była główna rola, księdza

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland