Układ zamknięty
Słyszałem niedawno historię o dwóch oficerach LWP, którzy ulegli swoistej modzie z tamtego okresu i skombinowali sobie aparaturę do pędzenia bimbru.
Chociaż ten proceder był nielegalny, a już na pewno uwłaczający godności oficera Ludowego Wojska, postanowili w ten niecny sposób zasilać swoje domowe zapasy. Pech chciał, że przez swoją nieostrożność wpadli i o ich chałupniczej wytwórni alkoholu odpowiednie organa zawiadomiły dowódcę jednostki, w której służyli. Przełożony wezwał ich na dywanik i wręczył nieborakom nagany z wpisem do akt, i na nic się zdały tłumaczenia, że przecież nie tylko oni tak robili. „Może i tak, ale to wy byliście tak głupi, że daliście się złapać” – usłyszeli od pułkownika.
„Zabawa w chowanego” – to obraz braci Sekielskich, którzy sprezentowali szerokiej publiczności kolejną telenowelę o pedofilii w Kościele. W zapowiedziach rzeczonego obrazu pojawiła się narracja, że ów obraz powstał dlatego, że ich pierwsze dzieło przeszło bez echa, przynajmniej wśród kościelnych dostojników, którzy przez kilkanaście miesięcy nie zrobili właściwie nic, aby raz na zawsze rozżarzonym żelazem wypalić chore skłonności podwładnych w księżowskich sukienkach.
Już kiedyś podałem w wątpliwość szczere intencje twórców tych filmów i nadal uważam, że im wcale nie zależało na ukazaniu chorej rzeczywistości i naprawie moralnych standardów wśród ludzi Kościoła; a raczej był to kolejny atak na tę instytucję jako całość. Wywlekanie historii ze zboczonym księżulkiem, który swoje seksualne żądze zaspokajał dosłownie za ścianą mieszkania organisty i wykorzystywał do tego procederu jego dzieci, zasługuje na napiętnowanie, ale to tylko czubek „góry lodowej”. Nawet postawienie zarzutu miejscowemu biskupowi, że zamiast ukarać delikwenta, próbował zamieść sprawę pod kurialny dywan, a jedyną karę, na jaką się zdecydował, to przeniesienie bezecnika do innej parafii, też nie wyczerpuje sprawy.
Mnie najbardziej przybiła wypowiedź ofiary pedofila w sutannie: „Najgorsze dla mnie jest to, że wszyscy o tym wiedzieli i przez lata milczeli...”.
Laksyzm ( laxus – luźny) w podejściu do zła to najniebezpieczniejszy owoc, który zatruwa obecny Kościół. Chociaż przyzwyczailiśmy się do oklepanej maksymy, że człowiek ze swej natury jest istotą grzeszną i dlatego w Kościele, przy udziale szafarzy pojednania, może wzmocnić w sobie wolę czynienia dobra i kroczenia tą drogą, to wcale mnie to nie uspokaja, bo kiedy człowiekowi brakuje „ostrości” w ocenie, czy coś jest tylko tak trochę złem, czy może niewinną słabostką, to nawet nie zauważy, że zrobił kolejne świństwo.
Z przykrością dochodzę do przekonania, że nie tylko bohater noszący w filmie Sekielskich purpurową sutannę został skażony laksyzmem moralnym – ten wirus kompromisu ze złem dotknął i innych włodarzy naszego Kościoła, gotowych zrobić wiele, ale tylko po to, by zachować pozory, bez troski o szukanie przyczyn zła wokół siebie.
Owszem, może rzucą na żer kolejne „ofiary”: komuś zafundują ekskomunikę, może podziękują za dotychczasową służbę i poinformują, że nie ma już dla jakiegoś księdza miejsca w kapłańskich szeregach, i na tym koniec. No, niestety, to nie załatwi sprawy, bo po ukaranych dewiantach przyjdą następni i następni...
A bracia Sekielscy będą mogli kręcić kolejne odcinki swojego serialu aż do...? No właśnie, może do chwili, kiedy już zabraknie negatywnych bohaterów kolejnych odcinków z prostego powodu – ludzi w sutannach będziemy mogli zobaczyć tylko w mniej lub bardziej udanych grupach rekonstrukcyjnych.
I tak na koniec: nie wiem dlaczego, ale znowu przyszedł mi na myśl pułkownik z bimbrowniczej afery, który ukarał swoich podwładnych nie za karygodny czyn, a za to, że dali się złapać.
A może jednak wiem...? (kryspinkrystek@onet.eu)