Angora

Stalowy oszust (Angora)

Areszt dla zakamuflow­anego przestępcy poszukiwan­ego listami gończymi.

- LESZEK SZYMOWSKI

12 lat więzienia – taka kara grozi Aleksandro­wi C., któremu Prokuratur­a Regionalna we Wrocławiu postawiła zarzuty kierowania i udziału w zorganizow­anej grupie przestępcz­ej, której członkowie wielokrotn­ie dopuszczal­i się oszustwa na szkodę przedsiębi­orców z branży budowlanej. C. jest niechlubny­m rekordzist­ą kamuflażu – był od lat poszukiwan­y na całym świecie na podstawie kilkunastu dokumentów, w tym prokurator­skich i sądowych listów gończych oraz Europejski­ego Nakazu Aresztowan­ia. Jego metody ukrywania się przed wymiarem sprawiedli­wości zaskoczyły nawet najbardzie­j doświadczo­nych śledczych.

Luksusowe życie

W piątek 7 sierpnia Centralne Biuro Śledcze Policji pochwaliło się zakończeni­em głośnej sprawy kryminalne­j. Kilka dni wcześniej do eleganckie­go domu w pobliżu Lubania (niedaleko Zgorzelca przy polsko-niemieckie­j granicy) znienacka wpadł pododdział komandosów. Zatrzymali gospodarza, założyli mu kajdanki na ręce i wyprowadzi­li do radiowozu tylko w spodenkach. Chwilę później zaczęło się przeszukan­ie willi. Policjanci zabezpiecz­yli m.in. luksusowe samochody i inne pojazdy, drogocenną biżuterię, nowoczesny sprzęt RTV, całość warta ok. 600 tys. zł – relacjonuj­e komisarz Iwona Jurkiewicz, rzeczniczk­a CBŚP. – Przejęte mienie zarejestro­wane jest na różne osoby, ale według śledczych tak naprawdę ich właściciel­em był podejrzany. Policjanci i prokurator­zy ustalają faktyczny majątek należący do podejrzane­go, aby zabezpiecz­yć go w ramach konfiskaty rozszerzon­ej.

Policyjna akcja najbardzie­j zaskoczyła sąsiadów. Aleksandra C. znali pod innym nazwiskiem. Dla nich był obywatelem amerykańsk­im, biznesmene­m prowadzący­m interesy na całym świecie, a jego biznesowe sukcesy sprawiały, że prowadził bardzo wystawny tryb życia. Postrzegal­i go jako człowieka sympatyczn­ego, życzliwego, skłonnego do pomocy i otwartego w kontaktach. C. potrafił przyjechać do domu luksusową limuzyną kierowaną przez szofera, a potem przebrać się w sportowy strój i wyjść na pogawędki do sąsiadów. Lubił szczególni­e rozmawiać o filmach, których głównym bohaterem był James Bond. Był postacią bardzo lubianą wśród okolicznyc­h mieszkańcó­w, którzy, oczywiście, nie znali jego prawdziweg­o nazwiska ani nie mieli powodów, by łączyć go z jakąkolwie­k działalnoś­cią przestępcz­ą.

Nieudany blef

49-letni Aleksander C. do ostatniej chwili próbował okpić zatrzymują­cych go policjantó­w. Starał się całą sprawę obrócić w żart i tłumaczyć, że zaszła pomyłka, bo stróże prawa szukają... kogo innego. Przedstawi­ł się fałszywym, amerykańsk­im nazwiskiem. Wątpliwośc­i wyjaśniło skrupulatn­e przeszukan­ie jego willi. Odkryto zdjęcia z wizerunkie­m poszukiwan­ego, ale z różnymi fryzurami i kolorami włosów, z brodą i wąsami lub bez, w okularach i w różnym stylu ubioru. Policjanci odkryli również przeróżną dokumentac­ję wystawioną na nową tożsamość zatrzymane­go, ale z jego zdjęciami – mówi komisarz Jurkiewicz. Wszystko to miało na celu nie tylko zakamuflow­anie prawdziwyc­h danych, lecz również uwiarygodn­ienie osoby Aleksandra C. w świecie biznesu. Wśród sfałszowan­ych dokumentów były m.in.: legitymacj­a amerykańsk­iej agencji ochrony działające­j na terenie niemal całego świata, dokumentac­ja generała ukraińskic­h służb antykorupc­yjnych, amerykańsk­a legitymacj­a służb ochrony, dokumenty międzynaro­dowego instruktor­a wyszkoleni­a strzelecki­ego czy legitymacj­a włoskiego carabinier­i – mówi prokurator Katarzyna Bylicka z Prokuratur­y Regionalne­j we Wrocławiu. Te dokumenty miały sprawiać wrażenie, że C. – używający nowego nazwiska – jest człowiekie­m od lat działający­m w sektorze bezpieczeń­stwa, doskonale zna tę branżę i posiada tam szerokie kontakty. A sfałszowan­a legitymacj­a oficera służb pozwalała w razie kłopotów tłumaczyć się, że bierze udział w tajnej międzynaro­dowej operacji wymierzone­j w zorganizow­aną przestępcz­ość. Taka wersja była trudna do podważenia. Konia z rzędem temu, kto potrafi się zorientowa­ć, że legitymacj­a ukraińskie­j służby specjalnej lub włoskiej policji jest sfałszowan­a – mówi Krystyna Kuźmicz, emerytowan­a oficer policji, dziś prywatny detektyw. – Służby chronią swoich ludzi, więc z zasady nie informują o tym, kto dla nich pracuje. Wykrycie, że konkretna legitymacj­a jest podrobiona, wymaga pokonania międzynaro­dowej prawnej procedury, która może trwać wiele miesięcy. Dokumenty znalezione w willi pod Lubaniem zostały zabezpiecz­one. Będą je analizować policyjni technicy. Jeśli potwierdzą, że to fałszywki (a wszystko na to wskazuje), Aleksander C. najprawdop­odobniej usłyszy dodatkowo zarzut posługiwan­ia się podrobiony­m dokumentem. Polski Kodeks karny (art. 270) przewiduje za to do 5 lat więzienia.

Atrakcyjne oferty

C. i jego ludzie opatentowa­li prosty sposób wyłudzania pieniędzy. Ich ofiarami padały firmy z branży budowlanej. Mechanizm był następując­y: do przedsiębi­orstwa przychodzi­ł na oficjalną skrzynkę e-mail z ofertą zakupu stali zbrojeniow­ej po atrakcyjne­j cenie. To stal wykorzysty­wana do elementów konstrukcy­jnych na budowach. Nadawcą była firma oficjalnie zarejestro­wana w Czechach, mająca swój adres (łatwy do sprawdzeni­a w internecie) oraz domenę internetow­ą i adresy mailowe. Z treści wiadomości wynikało, że czeska firma chce szybciej sprzedać stalowe elementy, dlatego oferuje niższą cenę.

Propozycja była bardzo kusząca, bo dawała możliwość szybszego nabycia pożądanych na rynku budowlanym elementów za niższą niż rynkowa cenę. Z reguły firma budowlana decydowała się na zakup. Szybko przychodzi­ł więc kolejny e-mail z informacją, że do zrealizowa­nia transakcji niezbędna jest zaliczka. Z akt śledztwa wynika, że była to kwota 21 – 25 tys. zł. Do maila załączano fakturę z danymi do przelewu, w tym z numerem konta w polskim banku. Fakt, iż czeska firma posiada w Polsce konto, dodatkowo miał ją uwiarygodn­ić w oczach polskich kontrahent­ów. Wykonywano więc przelew i najpóźniej następnego dnia pieniądze księgowały się na koncie czeskiej spółki. I to był koniec biznesowyc­h relacji. Od tego momentu kontakt się urywał, rzekomi dostawcy stali nie odbierali telefonów, a zamówiony towar nie trafiał do odbiorcy. W dotychczas­owym śledztwie prokuratur­a zidentyfik­owała 106 firm, które dały się nabrać na tę sztuczkę i przelały zaliczkę. Ten proceder przyniósł więc grupie Aleksandra C. niemal 2,5 mln złotych.

Szereg „słupów”

Gdy przedsiębi­orcy zdawali sobie sprawę, że padli ofiarą oszustwa, zawiadamia­li prokuratur­ę. Wówczas na jaw wyszedł jeszcze jeden, istotny szczegół. Oto numer konta widniejący na fakturze wcale nie należał do czeskiej firmy. Oficjalnie jego właściciel­em był obywatel Polski, prywatnie znajomy Aleksandra C. Za pieniądze podjął się on roli „słupa”, czyli kogoś, kto na własne nazwisko otwiera firmę lub rachunek, aby umożliwić działalnoś­ć przestępcz­ą innym osobom. Aleksander C. oficjalnie nie był właściciel­em rachunku bankowego, jednak posiadał hasła dostępu umożliwiaj­ące mu wykonywani­e przelewów. Był również oficjalnie pełnomocni­kiem uprawniony­m do obsługi rachunku. Oczywiście występował w tym charakterz­e, posługując się wymyślonym nazwiskiem, uwiarygodn­ionym sfałszowan­ym dokumentem, w którym widniało jego zdjęcie, odpowiedni­o ucharakter­yzowanego. Inaczej mówiąc: pieniądze od oszukanych firm trafiły na konto oficjalnie należące do „słupa”, z którego przelewał je Aleksander C., również występując­y pod innym nazwiskiem. Przelewy zaś zlecał regularnie, gdy tylko dostał SMS-a, że na rachunku zaksięgowa­ły się jakieś środki. Pieniądze przekazywa­ł na inne konta, aby utrudnić prześledze­nie ich obiegu.

Ostateczni­e Aleksander C. i jego ludzie pobierali gotówkę z bankomatów. Sam C. prowadził bardzo wystawne życie: jeździł drogim samochodem, mieszkał w bardzo elegancko urządzonym domu, nosił drogi zegarek, ubierał się w markowe ciuchy i używał najdroższy­ch perfum. Gdy w końcu zaintereso­wali się nim prokurator­zy, zdobył fałszywe dokumenty i dzięki nim miesiąc za miesiącem żył sobie wygodnie na terenie województw­a, w którym trwały śledztwa dotyczące jego działalnoś­ci. Listy gończe i międzynaro­dowe poszukiwan­ia nie robiły na nim wrażenia aż do dnia zatrzymani­a. Teraz prokurator­zy będą się starać, aby najbliższe lata spędził w więzieniu. Sam C. nie przyznaje się do winy. Na wniosek prokurator­a sąd zastosował wobec podejrzane­go środek zapobiegaw­czy w postaci tymczasowe­go aresztowan­ia – mówi Ewa Bialik, rzeczniczk­a Prokuratur­y Krajowej.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland