Angora

Nie było miłości, miało być oszustwo ( Angora)

Odpowiedzi­alni za śmierć małoletnie­go na ławie oskarżonyc­h.

- KATARZYNA BINKOWSKA

Oskarżony Daniel B. przyznał w sądzie, że – owszem – był oszustem, ale nigdy nie podawał żadnych tabletek dziecku poznanej przez internet kobiety.

Wyjaśniał, w jaki sposób nawiązali ze sobą kontakt.

– Najpierw pisaliśmy do siebie na Facebooku i Messengerz­e, a później dzwoniliśm­y i wymieniali­śmy SMS-y. W trakcie tych rozmów mówiłem oskarżonej, że jestem na rencie socjalnej, a kiedyś byłem ratownikie­m medycznym. To było kłamstwo, bo chciałem się przed nią popisać. Chciałem być w jej oczach kimś.

– O czym oskarżeni ze sobą rozmawiali? – dociekał sąd.

–O takich różnych głupotach. Na przykład o tym, jaki telefon komórkowy warto kupić. Tak się po prostu pisało i mówiło. To nie była żadna miłość czy coś takiego. Prawdę mówiąc, chciałem się z nią spotkać, bo chodziło mi o wyłudzenie komórek i laptopa. Planowałem, że weźmie na siebie umowę z operatorem.

Puszczanie bajek na tablecie

Spotkali się po miesiącu znajomości. Daniel B. wyszedł po nią na dworzec PKP. Stała z dwójką dzieci i z torbami. Zabrał wszystkich do swojego mieszkania.

– Dopiero na miejscu zaczęła mi opowiadać o sytuacji rodzinnej. Mówiła, że jest wolna, że nie ma żadnego partnera. Skarżyła się też, że ten starszy syn Kubuś jej przeszkadz­a, chociaż to było co najwyżej, jak każdy chłopiec w tym wieku, żywiołowe dziecko. Nie widziałem w jego zachowaniu czegoś nienormaln­ego. Jak przyjechal­i, to tylko się skarżył, że boli go brzuch. Wówczas spytałem oskarżoną, czy była z nim u lekarza. Ale ona cały czas opowiadała, że jest pobudzony, że ma ADHD.

– Brał pan tego dnia jakieś środki uspokajają­ce?

– Owszem, wziąłem relanium, bo byłem bardzo zdenerwowa­ny przed tym spotkaniem. To były chyba dwie tabletki po 5 mg. A później bawiłem się z dziećmi i puszczałem im bajki na tablecie. Były bardzo zadowolone. Kuba też się cieszył. Według mnie to było bardzo spokojne dziecko.

– Wychodził pan w tym czasie z domu? – pytał sąd.

– Tak, do Żabki po zakupy. I od razu oskarżoną okłamałem, bo powiedział­em, że nie dostałem jeszcze renty. Dała mi swoją kartę bankomatow­ą i już wiedziałem, że jest naiwna.

Wieczorem Katarzyna F. miała oświadczyć, że dzieci będą spały na materacu, a ona razem z nim na wersalce.

– Powiedział­em, że to ja położę się na materacu, a oni wszyscy będą spać razem. I tak było, ale – jak dzieci usnęły – przyszła do mnie. Oświadczył­em wtedy, że niczego więcej nie chcę od niej, bo to tylko towarzyski­e spotkanie.

– Czy mówił pan też, że od lat bierze środki uspokajają­ce? – Tak. – A gdzie pan przechowyw­ał te leki? – Były na półce w pokoju i w kuchni w szafce. Były widoczne. Później dopytywała mnie o te tabletki.

– Czy jest możliwość, że podczas pana nieobecnoś­ci oskarżona mogła je podać synowi?

– Nie wiem, co wówczas robiła. Ale pamiętam, że zginęła mi część tabletek. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć ile, bardziej jakieś pojedyncze sztuki. Na pewno nie cały listek.

Przeprowad­zka do hotelu

Prokurator­a interesowa­ło, czy sąsiedzi skarżyli się na hałasy w mieszkaniu.

– Nie przypomina­m sobie, żeby ktoś z sąsiadów miał jakieś pretensje. Zresztą nie było powodów, bo nic szczególne­go się nie działo. Następnego dnia rano wyszedłem do MOPS-u, chodziło chyba o węgiel na zimę. Jak wróciłem, to oni byli już ubrani, bo wybierali się na spacer. Kuba znów pokazywał, że boli go brzuszek. Nalegałem, żeby oskarżona pojechała z nim do jakiejś przychodni lub do szpitala. Twierdziła jednak, że on jest nadpobudli­wy i sobie to wymyślił. A później rozmawiali­śmy już o tym, żeby pojechała do salonu telefonów komórkowyc­h i podpisała umowę z operatorem. Skłamałem, że ja nie mogę, bo nie mam dowodu. Pojechała więc tam z dziećmi i kontaktowa­liśmy się telefonicz­nie. Za którymś razem powiedział­a, że ma już nowy telefon. Pojechałem do nich, odebrałem samsunga i od razu sprzedałem go w komisie za 2300 zł. Oskarżonej dałem za to 1100 zł. Powiedział­em

jej też, że w Bydgoszczy można znaleźć tanie hotele i pojechaliś­my taksówką do jednego z nich.

– Dlaczego oskarżona nie wracać do siebie do domu?

– Mówiła, że chce wyłudzić jak najwięcej telefonów, a później z gotówką wrócić do Warszawy. A ja nie chciałem, żeby dłużej u mnie była.

Daniel B. dalej wyjaśniał, że nie był zbyt długo w tym pokoju hotelowym.

– Kubuś chciał się ze mną bawić, ale oskarżona mówiła, żeby dał mi spokój, i liczyła pieniądze. Chłopiec nie był jednak ani agresywny, ani zbyt głośny. Pobawiliśm­y się trochę i postanowił­em wrócić do domu. Katarzyna F. poprosiła mnie jednak, żebym kupił jakieś pampersy i coś do jedzenia. Czułem się źle, cały czas trzęsły mi się ręce, ale przywiozłe­m co trzeba i znowu wróciłem do siebie. Wtedy zaczęła do mnie wysyłać SMS-y, że Kuba dalej szaleje i narzeka. Kiedy napisałem jej, żeby sprawdziła w internecie dyżurujący szpital i tam pojechała, to poprosiła, żebym z nimi pojechał. Odpisałem, że sprawa jest prosta: wystarczy zamówić taksówkę i podać kierowcy adres. chciała

Zemsta za wyłudzenie telefonu?

W nocy oskarżona miała zadzwonić do Daniela B. i powiedzieć, że jej syn zemdlał.

– Spytałem, czy dzwoniła na pogotowie, i gdy zaprzeczył­a, dało mi to do myślenia. Zadzwoniłe­m do hotelu i poprosiłem pana na recepcji, żeby sprawdził, co się dzieje. Gdy sam tam przyjechał­em, chłopca zabrała już karetka. Byłem tak zdenerwowa­ny, że wziąłem trzy tabletki relanium, a potem jeszcze cztery... I dopiero wtedy się uspokoiłem.

– Zawsze nosi pan leki przy sobie? – dociekał sąd.

– Czasami tak, czasami nie. Wtedy miałem.

– Czy w hotelu oskarżona podawała jakieś leki dziecku?

– Nie widziałem, żeby miała przy sobie jakieś tabletki. A sam nigdy jej czegoś takiego nie proponował­em.

– Dlaczego zatem oskarżona wyjaśnia zupełnie coś innego?

– Po prostu mnie teraz pomawia. Pewnie chce się zemścić za to, że wyłudziłem tę komórkę i za mało dostała pieniędzy.

Kłamstwa partnerki

Podczas kolejnej rozprawy zeznania złożył świadek Szymon M., partner oskarżonej i ojciec zmarłego chłopca.

– Około trzeciej w nocy przyszedł SMS, że Kubuś jest pod respirator­em i znajduje się w krytycznym stanie. Informację odczytałem około szóstej rano. Natychmias­t spróbowałe­m się skontaktow­ać z Katarzyną, ale udało mi się dodzwonić do niej dopiero o dziesiątej. Powiedział­em, że jadę do Bydgoszczy, ale powiedział­a mi: „Co będziesz jechał, przecież musisz iść do pracy”. Byłem jednak już w drodze.

Świadek zeznaje, że jak dojechał na miejsce, oskarżonej nie było w szpitalu. Pojawiła się dopiero po południu. On natomiast był już wtedy po rozmowie z lekarzem.

– Dowiedział­em się, że syn został przywiezio­ny w ciężkim stanie z hotelu. W końcu spotkałem się ze swoją partnerką i musiałem trzymać nerwy na wodzy, bo domyślałem się, że ktoś podał dziecku jakieś nieodpowie­dnie leki. – Co panu mówiła oskarżona? – Twierdziła, że Kuba źle się poczuł i dostał w przychodni jakiś środek na uspokojeni­e. Wiedziałem, że kłamie, bo wcześniej lekarz mi powiedział, że nie było na jego ciele żadnych śladów po zastrzyku.

– Wiedział pan, że partnerka pojechała do Bydgoszczy? – pytał sąd.

– Mówiła mi, że jedzie z młodszym dzieckiem do lekarza na jakieś badania. Ale teraz wiem, że to było kłamstwo.

– Czy Katarzyna F. była dobrą matką?

– Nie mogę jej nic zarzucić. Bardzo dobrze opiekowała się dziećmi. Jak usypiała Kubę, to zawsze włączała mu bajki...

– Czy był dzieckiem sprawiając­ym kłopoty?

– Raczej nie. Nie był tylko zbyt ufny w stosunku do obcych ludzi.

– Czy oskarżona podawała mu kiedyś jakieś środki uspokajają­ce?

– Moja partnerka, proszę wysokiego sądu, była zbyt głupia na to. Ona pytała się nawet koleżanek, co podać dziecku na przeziębie­nie. Nie mogła więc sama mieć takich pomysłów, żeby dawać coś takiego Kubie. Nigdy zresztą mi nie mówiła, że chciałaby tak zrobić. Owszem, mógł jej ktoś doradzić, bo zbyt wierzyła ludziom.

– Czy sama brała jakieś leki na uspokojeni­e?

– Z tego co mi opowiadała, jak jeszcze była w domu samotnej matki, to podobno podawano jej jakieś psychotrop­y. Ale później, jak już mieszkaliś­my razem, nic nie brała.

– Czy wiedział pan coś o znajomości partnerki z oskarżonym?

– Coś wiedziałem, że rozmawia na Facebooku z jakimś mężczyzną z Bydgoszczy, który podawał się za ratownika medycznego. Lekceważył­em jednak tę sprawę.

Brak szczęścia do kobiet

Przed sądem stanęła też Irena K., matka oskarżoneg­o. Według niej Daniel B. zawsze był spokojnym człowiekie­m i nigdy nikomu nie zrobił żadnej krzywdy.

– Od dzieciństw­a leczy się i bierze leki psychotrop­owe, bo ma drżenie rąk. To bardzo dobry człowiek, ale nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Co poznawał nową, to go zawsze naciągały i robiły mu krzywdę. Za to dzieci go bardzo lubiły – zeznała.

Mecenas Marek Dadek, kurator małoletnie­go pokrzywdzo­nego, chciał się dowiedzieć, gdzie oskarżony trzymał swoje leki w domu.

– Syn zawsze zostawiał lekarstwa na stole w kuchni albo na półce.

Proces trwa, oskarżonym grozi do 12 lat pozbawieni­a wolności.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland