Na niemieckim półmisku
Francja
Kiedy ktoś mówi „kuchnia niemiecka”, to powszechnym skojarzeniem jest myśl: ogromne porcje i ciężkie jedzenie. Co do pierwszego można się zgodzić, bo talerze rzeczywiście pękają w szwach. W przypadku tego drugiego jest już jednak większe pole do polemik. Wątpliwości nie ma co do jednego – Niemcy mają długą tradycję w warzeniu wyśmienitego piwa. Mają także znakomite wina.
Kuchnia niemiecka – tak jak w Polsce, we Włoszech czy we Francji – dzieli się na „ogólnokrajową” i „regionalną”. Ta pierwsza sięga od Alp po Morze Północne, dlatego na niemieckim stole nie zdziwią śledzie, które są wyborne tak jak polskie, holenderskie i skandynawskie – ze śledziem w słodkiej musztardzie po szwedzku włącznie. Ryby, dziczyzna, golonka, a dalej wędzona, mocno pachnąca drewnem szynka ze Schwarzwaldu – oto kilka przykładów potraw na niemieckim stole. Regionalna kuchnia to owoce morza w pasie nadmorskim, a na południu oprócz golonki wyroby cukiernicze i pieczywo w Bawarii, a w Hesji i w Palatynacie Reńskim przysmakiem, którym pochodzący z tego landu kanclerz Helmut Kohl gościł prezydenta Francji Jacques’a Chiraca, jest faszerowany żołądek świński. Szkoci mają podobny specjał, tylko zamiast wieprzowego przygotowują żołądek barani. W Palatynacie Reńskim czy bardziej położonej w centrum Hesji obowiązuje zasada „trzy razy W”. Chodzi o pierwsze litery trzech niemieckich wyrazów oznaczających w tłumaczeniu na polski wino, kiełbasę i chlebek. Niemcy pod względem kulinarnym kojarzą się też z ziemniakami. Przywiezione przez Hiszpanów z Peru, gdzie występuje ich kilka tysięcy odmian, trafiły do Italii, a stamtąd do niemieckiej kuchni jako Tartufola, czyli „maleńkie trufle”. Nad Renem włoską nazwę zniemczono i powstał Kartoffel, który w tej formie lingwistyczno-kuchennej zawitał także nad Wisłę, chociaż w Wielkopolsce powiedzą pyry, a pod Tatrami grule. Dzięki przebywającemu w niemieckiej niewoli Parmentierowi, mimo wielkiej niechęci wobec tych „trujących roślin”, za jakie uważano ziemniaki, trafiły one do francuskiej kuchni. Zachwycające smakiem i bukietem są niemieckie wina, w 80 procentach białe. Głównie pochodzą one z winnic położonych nad Renem, od Koblencji, przez Palatynat Reński, aż po Konstancję nad Jeziorem Bodeńskim, i od Ludwigshafen i Heidelbergu po Wurzburg. Duże winnice są też w centrum kraju w okolicach Halle. Rolmopsy, sałatka ziemniaczana czy Wurstsalat (z kiełbasą lub parówkami) to znane przystawki na niemieckim stole. Na główne danie możemy dostać pysznego sandacza w ma
śle i musztardzie, kotleciki cielęce z Schleswigu-Holsteinu z kaparami i z filetami anchois, a w górach Harzu czy w Saksonii podadzą nam świetną dziczyznę. W Berlinie znanym przysmakiem jest Curry Wurst – „kiełbasa curry”. Wynaleziono ją w okresie głodu, dlatego zawiera minimalne ilości mięsa, a reszta to „jakieś dodatki” – nikt nie wie jakie. Do tego sos na bazie keczupu i curry. Kiedyś „kuchnia dla ubogich”, dzisiaj przed kioskami z Curry Wurst ustawiają się długie kolejki turystów.
Kiełbasa z kaczki
Wspaniałym, ale drogim daniem jest kiełbasa z kaczki. Układamy ją w porcelanowym naczyniu, obficie polewamy oliwą z oliwek, główki czosnku obcinamy na końcu i dodajemy w całości. Ćwiartki czerwonej cebuli, kilka gałązek rozmarynu, kilkanaście listków świeżej szałwii, pieprz, gruba morska sól. Piekarnik. 200 stopni Celsjusza. Do tego smażone warzywa, no i biały, wytrawny riesling z Palatynatu Reńskiego o lekko kwaskowym smaku cytrusów i słodkawej nucie jabłek. Idealny do „kaczej kiełbasy”.