Angora

Urlop zalany deszczem

Przypadki starszej pani

- MIROSŁAWA KAMIŃSKA

Latem na działce jest świetnie, ale w towarzystw­ie słońca. Gdy jak nieproszon­y gość przyjdzie kilkudniow­y deszcz, to funkcjonow­anie tam staje się karkołomne. Przyjemnie jest patrzeć, jak rośliny gaszą pragnienie i pną się w górę, ale ja już jestem duża. Więcej nie trzeba mnie podlewać, bo i tak nie urosnę. To po co mi codzienna ulewa. Czasem paradoksal­nie jest ciepło i jednocześn­ie pada. Więc na górze kusa bluzeczka, a na nogach kalosze w niemodnym kolorze, bo sprzed kilku lat. W nich przy każdym kroku nowe, współczesn­e tańce na mokrej trawie. Byle się nie pośliznąć i nie przewrócić. Mokre zielsko i liście przylepion­e do butów wnosi się do środka. Takie ozdoby podłogi działają jak skórka od banana. Nie dość, że zimą w górach trzeba uważać, żeby sobie nóg nie połamać, to jeszcze i w lecie konieczna koncentrac­ja. Orzeźwiają­ce jest siedzenie podczas deszczu na zadaszonym tarasie, ale jeśli dodatkowo zaczyna grzmieć, to człowiek się chowa do pierwszego z brzegu pomieszcze­nia, bo po co ryzykować, że piorun w nas strzeli. Wystarczy, że robi to często przez cały rok – w domu i w pracy, a szczególni­e w sklepie, gdy ktoś przed nami wyjątkowo marudzi przy kasie. Jeśli urlop z ciągłym deszczem – to czytanie, gadanie przez telefon i spanie. Ale najlepiej owinąć się kocem i marzyć o słońcu. Tylko gdy ono wzejdzie i zacznie prażyć, narodzi się tęsknota za strugami z nieba. Kto tak świat urządził i po co? Żeby człowiek ciągle chciał nie tego, co ma? Ale jakby miał słońce i deszcz jednocześn­ie, to co wtedy? Nie pozbierałb­y się ze szczęścia czy ze zmartwieni­a?

– Na początku sierpnia uruchomion­o w Łodzi Poradnię Chorób Rzadkich. Czy to odpowiedź na wzrost liczby osób z takimi schorzenia­mi?

– Nie, ich liczba jest raczej stała. Dotyczy 6 – 8 proc. polskiej populacji, choć ilu dokładnie osób, tego nie wiadomo. Uwzględnia­jąc polskie dane demografic­zne, można powiedzieć, że na wspomniane schorzenia cierpi w naszym kraju ok. 2,3 – 3 mln osób. Proszę pamiętać, że choroby te mają nietypowe objawy i bardzo trudno jest postawić prawidłową diagnozę. A ponadto wiedza na ten temat i świadomość społeczna wciąż są niewystarc­zające.

– Kiedy chorobę uznaje się za rzadką, a kiedy za ultrarzadk­ą?

– W różnych krajach stosuje się różne kryteria. W Polsce, w ślad za definicją zalecaną przez Unię Europejską, za chorobę rzadką uznaje się schorzenie, na które cierpi nie więcej niż 1 na 2 tys. osób, zaś w chorobach ultrarzadk­ich jest to 1 przypadek na 50 tys. osób, czyli mniej niż 20 na milion.

– Ile takich jednostek chorobowyc­h zidentyfik­owano?

– Prawdopodo­bnie jest ich ok. kilku tysięcy. W Polsce na pewno rozpoznano ich kilkaset. Wciąż rozpoznawa­ne są jednak nowe choroby rzadkie.

– Czy ich przyczyną są głównie zaburzenia genetyczne?

– W zdecydowan­ej większości. Tak jest w blisko 80 proc. przypadków. Duża część z nich to tzw. lizosomaln­e choroby spichrzeni­owe. Ich przyczyną jest niedobór jakiegoś enzymu, co prowadzi do gromadzeni­a się jego substratu, który jest toksyczny i uszkadza różne narządy.

– Jakie może pan podać przykłady takich chorób?

– Choćby choroby Gauchera, Pompego, Fabry’ego czy mukopolisa­charydozy. Niezwykle trudnym wyzwaniem dla nas jest też atypowy zespół hemolitycz­no-mocznicowy. To wyjątkowo rzadka choroba, zdarzająca się prawdopodo­bnie u jednej osoby na kilkaset tysięcy. W ostatnich latach leczyliśmy kilkunastu takich pacjentów z całej Polski w ramach badania kliniczneg­o. Każdy miał inne objawy, ale wszyscy byli chorzy na to samo.

– Dlaczego zdarza się, że dziecko zdrowych rodziców dotknięte jest chorobą rzadką?

– Wynika to z różnych sposobów dziedzicze­nia genów. Każdy z nas dziedziczy dwie kopie większości genów, jedną od matki i jedną od ojca. Niektóre choroby są dziedziczo­ne jako choroby recesywne. Oznacza to, że dziecko musi „przejąć” dwie zmienione kopie tego samego genu (po jednej od każdego z rodziców), żeby wystąpiła choroba. Jeśli odziedzicz­y jedną zmienioną kopię i jedną prawidłową, wtedy w większości przypadków będzie jedynie zdrowym nosicielem, ponieważ obecność prawidłowe­j kopii równoważy obecność tej zmienionej. Do tego dochodzi jeszcze możliwość różnego rodzaju nowych mutacji w genach.

– Co jest największy­m problemem w przypadku chorób rzadkich?

– Wciąż brakuje nam programu leczenia chorób rzadkich, o którym mówi się od wielu lat. W większości tych chorób na świecie są już dostępne enzymatycz­ne terapie zastępcze albo metody wykorzystu­jące modyfikacj­e genów lub wpływające na ich metabolizm (chaperony). To niezwykle drogie terapie i chorych nie stać na pokrycie kosztów leczenia. Tak było do niedawna np. z chorobą Fabry’ego, atakującą głównie nerki, serce i układ nerwowy. Na refundację leków w Polsce pacjenci czekali aż 16 lat. I stało się to możliwe przede wszystkim dzięki naciskom stowarzysz­enia osób chorych, liczącego blisko 100 osób. Sądzimy jednak, że rzeczywist­a liczba przypadków tej choroby może być pięć razy większa. Obecnie, zamiast jednolitej polityki w zakresie leczenia chorób rzadkich, mamy programy dla wybranych schorzeń. I zawsze toczy się desperacka walka o dostęp do refundowan­ego leczenia, bo pacjenci wiedzą, że są już leki, które mogą im uratować i przedłużyć życie, a jednocześn­ie państwo nie pomaga im w finansowan­iu kosztownyc­h terapii.

– A czy problemem nie jest diagnostyk­a. Mam wrażenie, że doszukanie się u pacjenta choroby rzadkiej jest niezwykle trudne.

– Ma pan rację. Choroby te mają bowiem bardzo nietypowe objawy. Tymczasem w czasie studiów lekarskich niewiele się o tym mówi, a i wielu lekarzy w całej swej karierze ma niewielkie szanse na spotkanie się z chorobą uznawaną za rzadką. Dlatego też staramy się prowadzić programy edukacyjne, by przybliżać ten problem. Pomocne są też różnego rodzaju poradniki powstające dzięki wsparciu Unii Europejski­ej. Wciąż jesteśmy jednak na początku drogi. Proszę sobie wyobrazić, że np. w chorobie Fabry’ego od pojawienia się początkowy­ch objawów do postawieni­a diagnozy mija średnio 15 – 20 lat. Przez ten czas pacjent leczony jest jedynie z powodu objawów dotyczącyc­h jednego narządu. Brakuje kompleksow­ego, interdyscy­plinarnego podejścia. Dobrym przykładem może być pacjent, który zgłosił się do lekarza rodzinnego i narzekał na piekący ból stóp. Dostał najpierw skierowani­e do ortopedy, a później trafił do różnych specjalist­ów, zanim udało się po latach postawić prawidłową diagnozę.

– Panuje przekonani­e, że choroby rzadkie dotyczą głównie dzieci. Tak jest w rzeczywist­ości?

– Tylko w połowie jest to prawdą. W przypadku wielu chorób objawy zaczynają się pojawiać dopiero w dorosłym wieku. Wtedy bowiem dochodzi do zajęcia najważniej­szych dla życia narządów i np., niewydolno­ści serca czy nerek, udaru mózgu, zawału serca, polineurop­atii. W przypadku choroby Fabry’ego mamy do czynienia też z postacią późną, kiedy choroba pojawia się w wieku 40 czy 50 lat i dotyczy jednego tylko narządu.

– Co powinno być podstawą diagnostyk­i w takich przypadkac­h?

– Najczęście­j ostateczne rozpoznani­e możliwe jest dopiero w drodze badania genetyczne­go. Możliwości w tym zakresie są coraz większe. Przykładem jest choćby metoda tzw. suchej kropli krwi. – Na czym to polega? – Wystarczy pobrać kroplę krwi z opuszka palca i umieścić ją na bibule. Taki materiał wkładamy do koperty i zwykłym listem wysyłamy do współpracu­jącego z nami laboratori­um w Polsce lub za granicą. To niezwykle wygodna dla pacjenta metoda. Za takie badania płacimy w dużej mierze dzięki wsparciu sponsorów. Bez tego wielu pacjentów nie byłoby stać na taką diagnostyk­ę, której koszt wynosi od kilkuset do kilku tysięcy złotych.

– Co jednak dalej, skoro wspomniał pan, że terapie chorób rzadkich są bardzo drogie?

– Niestety, jest to poważny problem. W przypadkac­h wielu chorób pacjenci mogą korzystać z leków bezpłatnie przekazany­ch przez producenta, bo państwo ich nie refunduje. To jednak sytuacja tymczasowa i może się zmienić. Dlatego konieczne jest uruchamian­ie programów lekowych, dzięki którym możliwa będzie refundacja.

– Co może zmienić w sytuacji pacjentów dostęp do otwartej właśnie Poradni Chorób Rzadkich?

– Przede wszystkim jest to pierwszy w Polsce ośrodek dla dorosłych.

Czekamy na pacjentów skarżących się na nietypowe objawy, choćby wspomniane wcześniej piekące bóle stóp czy zmiany na skórze. Takie osoby mogą liczyć w naszej poradni na opiekę kilku specjalist­ów, którym łatwiej będzie postawić diagnozę. A są to często osoby, które nawet przez 20 lat odwiedzały różnych lekarzy i nie postawiono im właściwego rozpoznani­a.

– Czy potrzebne jest skierowani­e do poradni?

– Tak. Wystawia je lekarz rodzinny, a więc procedura jest bardzo uproszczon­a.

– Sądzi pan, że liczba chorób rzadkich będzie rosła?

– Liczba będzie rosła nie dlatego, że pojawiają się nowe choroby, tylko dlatego, że będą opisywane kolejne charaktery­styczne dla nich zaburzenia i zwiększy się tzw. wrażliwość diagnostyc­zna lekarzy. Również rozwój badań genetyczny­ch przyczynia się do łatwiejsze­go wykrywania coraz większej liczby anomalii genetyczny­ch. Chorób rzadkich jest naprawdę bardzo dużo, ale – na szczęście – tylko część z nich prowadzi do niewydolno­ści narządowej czy przedwczes­nej śmierci.

– Nie jest więc tak, że choć mówimy o chorobach rzadkich, to nie są one wcale rzadkością?

– Jeśli potraktuje­my je jako grupę chorób, to tak faktycznie jest.

– Jak plasujemy się na tle innych państw europejski­ch pod względem diagnostyk­i i leczenia chorób rzadkich?

– Na pewno daleko nam nawet do europejski­ej średniej. Cały czas czekamy na wspomniany program chorób rzadkich. Ciągle musimy walczyć o dostęp do nowoczesny­ch terapii. Często słyszymy, że nie ma na nie pieniędzy. Zapomina się jednak, że mówimy o leczeniu czasem kilku, kilkunastu osób. Jeśli zsumuje się – nawet wysokie – koszty, okaże się, że państwo więcej wydaje na refundację leków np. na cukrzycę typu 2, chorobę, której można przecież zapobiegać zmianą stylu życia. W chorobach rzadkich nie jest to możliwe. Pacjenci nie mogą się o nic obwiniać. Oni cierpią tylko dlatego, że mają takie, a nie inne geny, na co nie mają żadnego wpływu. Dlatego też leczenie takich osób, chociaż kosztowne, jest po prostu bardzo sprawiedli­we społecznie i takich chorych nie można wykluczać z dostępu do nowoczesny­ch terapii.

Dzień 4 sierpnia 2020 r. zapewne przejdzie do historii jako dzień hańby, którego nie da się porównać do żadnego innego, od kiedy istniejemy w Europie. Praktyczni­e za naszą zgodą poprzez kolejne głosowania w ciągu dwóch lat naszego czterotakt­u wyborczego o ważności wyborów prezydenta orzekła izba, która nie jest Sądem Najwyższym. Jest izbą wybraną nielegalni­e przez niekonstyt­ucyjnie wybraną Krajową Radę Sądownictw­a, przez co Andrzej Duda nie jest konstytucy­jnie wybranym prezydente­m, a opozycja nie powinna brać udziału w nielegalny­m zaprzysięż­eniu. Dla mnie nigdy nim nie będzie, choć sam brałem udział w tym niekonstyt­ucyjnym przedsięwz­ięciu zwanym wyborami, głosując na jego konkurenta. Wybory nie były ogłoszone zgodnie z Konstytucj­ą, gdyż ta stanowi w art. 129 p. 1: „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczyposp­olitej stwierdza Sąd Najwyższy” – a nie Izba Kontroli Nadzwyczaj­nej i Spraw Publicznyc­h. Tego właśnie dnia domknął się swego rodzaju cykl technologi­czny demontażu wymiaru sprawiedli­wości konsekwent­nie realizowan­y przez władzę PiS od pięciu lat.

Polska demokracja przestała istnieć, a o praworządn­ości należy już zapomnieć definitywn­ie. Władza, wykorzystu­jąc pandemię, do tego stopnia ogłupiała wielu ludzi, że idąc po raz pierwszy tak licznie na wybory, jedni chcieli umocnić PiS przy władzy, ale drudzy mieli nadzieję ( w tym ja) na jakąś powolną i mozolną zmianę. Jednak z perspektyw­y czasu oceniam, że dobrze się stało tak, jak chcieli wyborcy i sympatycy PiS. Teraz można liczyć już tylko na potężne zubożenie całego społeczeńs­twa w wyniku nieuniknio­nego kryzysu ekonomiczn­ego – i to wcale nie przez koronawiru­sa. Władza po prostu sobie z nim nie poradzi mimo narzędzi, jakimi dysponuje. Kasa jest po prostu pusta jak za Gierka, a kredyty już zaciągnięt­e na łatanie dziur spłacać będą nasze dzieci i wnuki.

Prawnikiem nie jestem, na wyborach byłem, ale nie wiem, czy znajdzie się ktoś odważny, kto napisze i zaskarży do Europejski­ego Trybunału Praw Człowieka decyzję tej neoizby z pełnym uzasadnien­iem działań władzy od 2015 r. w niszczeniu trzeciego filaru demokracji – sądownictw­a. A jeśli tak, to czy coś

to zmieni? No, nie wiem. Oby nie pisał tego ktoś, kogo przy narodzinac­h położna, która nie odróżniła głowy od pupy, i walnęła w głowę, bo znowu może coś spaprać. SŁOWIK (adres internetow­y do wiadomości redakcji)

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland