Historia i coś jeszcze
(...) 1 sierpnia mieliśmy kolejną rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Wpisuje się ono w ciąg naszych powstań XIX wieku, a nawet jeszcze końca wieku XVIII (powstanie kościuszkowskie). Przywykliśmy czcić raczej klęski niż zwycięstwa. No cóż, taka historia. Przy całym moim szacunku dla walczących powstańców, tych, którzy przeżyli, jak i tych, którzy polegli (oni polegli, ci pod Smoleńskiem – zginęli), było ono zbrodnią na mieście i narodzie. Tak je zresztą ocenił gen. Anders. Tak je też oceniają publicysta Rafał Ziemkiewicz i historyk dr Piotr Zychowicz, których o centryzm, a tym bardziej o lewactwo posądzić nie można. Nie wmawiajmy sobie, że owo powstanie musiało wybuchnąć. Nie musiało. Było ono akcją wojskową, a wojsko wykonuje rozkazy. Niemcy po bitwie pod Radzyminem, w której dali Rosjanom łupnia, zaczęli wycofywać się z Warszawy. Wcale nie zamierzali się o nią bić. Czy Armia Czerwona mogła pomóc walczącym powstańcom? Zapewne tak. Tylko dlaczego Stalin miał pomagać tym, którzy występowali przeciw jego interesom? Doprawdy nie uważajmy rudego Gruzina za idiotę. Niemcy, tłumiąc powstanie, i to krwawo (co było do przewidzenia), pomogli mu w realizacji dalszych kroków. Do końca też skompromitowało ono rząd polski w Londynie. Choć powiedzmy sobie szczerze, nie miał on nigdy mocnej pozycji wśród sojuszników (naszą granicę wschodnią ustalono już raczej w Teheranie). Nie zmienia to faktu, że walczącym powstańcom, tym, którzy zginęli w walce, i tym, którzy przeżyli – należy się cześć i szacunek. Tym zaś, którzy powstanie wywołali – damnatio memoriae (...).
Za głównego wroga niepodległości Polski w XIX w. uznajemy Rosję i przeciwko niej skierowane też były nasze powstania. Czy słusznie? Gdyby Polska w tymże wieku odzyskała niepodległość, Rosja straciłaby swoje prowincje zachodnie. Strata zapewne bolesna, ale... Odrodzona Polska musiała sięgnąć po Gdańsk i Pomorze, bo to było jej żyć lub nie. Droga do tej prowincji wiedzie przez Wielkopolskę. Utrata przez Prusy tych ziem zepchnęłaby to państwo do rangi drugo-, a może nawet trzeciorzędnych bytów europejskich. Doprawdy nie po to Fryderyk Wilhelm III posłał do sypialni Napoleona królową Luizę, nie po to w 1807 stał po kostki w nadniemeńskim błocie, żeby teraz wszystko stracić. Austria też nie oddałaby Krakowa bez walki. Czy mieliśmy siłę walczyć z trzema naraz? A tak nawiasem mówiąc: Romuald Traugutt, ostatni dyktator powstania, nie wierzył w jego sukces i uważał je za szkodliwe. Przystąpił do niego, bo tak należało. Doprawdy historia to cudowna dziedzina nauki.
I jeśli można – jeszcze jedna sprawa, z rodzaju tych i coś jeszcze. Głośno ostatnio o tzw. ideologii LGBT. Aby dobrze zrozumieć owo pojęcie, musimy wiedzieć, czymże jest ideologia jako taka. Proponuję sięgnąć do Słownika języka polskiego PWN. Czy po zapoznaniu się ze słownikową definicją owego terminu (a jest ona chyba obowiązująca) nie można stwierdzić, że pod terminem ideologia kryją się różne pojęcia? Religia też.
Fakt, ostatnie wyczyny „aktywistów” pokazują, że są oni durniami. Przyniosły one już nie tylko więcej szkody, ale samą szkodę całej sprawie tolerancji (nie lubię tego terminu – tolerujemy wszak coś gorszego), równouprawnieniu tak mniejszości, jak i kobiet. Tęczowe flagi można wieszać w różnych miejscach. Ale z całą mocą, nie są to figury Chrystusa czy NMP! To, czy aktywiści ubiorą w owe barwy figury naszych wieszczów, bohaterów, polityków czy nawet świętych, to niech im tam. Wszyscy oni byli tylko ludźmi. Wszyscy też mieli swoje sekreciki, o których więcej, mniej lub w ogóle się nie mówi. Miejsca jednak związane z kultem religijnym, figury Trójcy Świętej i Najświętszej Maryi Panny muszą pozostać wolne od wszelkich happeningów! Jeśli aktywiści LGBT tego nie rozumieją, to naprawdę są idiotami. Czym innym jest walka z zakłamaniem kleru. Czym innym jest odkrywanie przekrętów hierarchii duchownej, na co zgoda z całą mocą. Czym innym zaś jest walka z symbolami religijnymi czy z samą religią. Na to zgody nie ma i być nie może. RAJMUND BOGACKI (adres internetowy, do wiadomości redakcji)