Przeczytane
NOWY, WSPANIAŁY ŚWIAT Istniał kiedyś zawód, o którym już nikt nie pamięta – latarnik uliczny. Ponad sto lat temu w Nowym Jorku było ich sześciuset. O zmierzchu wyruszali w miasto, by zapalać gazowe latarnie. Ale kiedy na początku XX wieku metropolie zaczęto wyposażać w elektryczne oświetlenie, latarnicy stali się zbędni. Protestowali, psując lampy, tłukąc żarówki. Bunt na nic się zdał, elektryczność zapanowała, bo była tańsza i wygodniejsza. Latarnicy musieli się przekwalifikować. Ich historię przytacza prof. Carl Benedikt Frey w książce „The Technology Trap”, w której rozważa wpływ przemian technologicznych na pracę, władzę i kapitał. Pokazuje, że rewolucja przemysłowa otworzyła bramy do wielkiego społecznego bogactwa i w długim terminie przysłużyła się wszystkim. Jednak po drodze zlikwidowała całe grupy zawodowe. W pewnych okresach przyczyniła się także do stagnacji wynagrodzeń. Generalnie jest również odpowiedzialna za powiększanie się nierówności społecznych, bo pozwala wybranym – najczęściej bardzo kreatywnym jej beneficjentom – zarabiać krocie. Frey podjął ten temat, ponieważ znaleźliśmy się w podobnym momencie dziejowym – w okresie rewolucji informatycznej. Zawody będą ginąć, ludzie stracą zatrudnienie. Według Freya najbardziej zagrożeni są: sprzedawcy, rolnicy, pracownicy linii montażowych, kierowcy. Lecz będą też wygrani: naukowcy, inżynierowie, służba zdrowia, artyści, sportowcy, bo sztuczna inteligencja nie opatrzy rany, nie wyreżyseruje przedstawienia i nie wygra meczu. Jedną z tych technologii, która ma największy potencjał negatywny – do niszczenia miejsc pracy – oraz pozytywny – do kreacji nowej wartości dla cywilizacji ludzkiej na wielką skalę – jest sztuczna inteligencja. Trzeba nią jednak mądrze zarządzać, gdyż w innym przypadku dojdzie do powtórki z luddystów – uczestnicy tego ruchu społecznego z początku XIX wieku niszczyli maszyny (najczęściej przeprowadzali nocne napady na tkalnie w celu niszczenia krosien). Frey ostrzega, że przy złym zarządzaniu zmianami technologicznymi znów poklask zdobędą tacy jak Fryderyk Engels, który swego czasu pisał o przemysłowcach bogacących się kosztem ludu pracującego. I nie da się ukryć, że coś było na rzeczy, bo – jak przypomina profesor – w latach 1780 – 1840 produktywność pracowników w Anglii poszła w górę o 46 proc., a ich płace ledwie o 12 proc. Pracownicy nie odczuli pozytywnych efektów zmian.
Na podst.: Piotr Rosik. Rynek pracy może wpaść w technologiczną pułapkę. Obserwatorfinansowy.pl
Wybrała i oprac. E.W.