Angora

...tak szybko odchodzą

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Nie mam moralnej odwagi, by w całości zacytować słowa poczciwego ks. Jana Twardowski­ego, bo sytuacja w rządzie Najjaśniej­szej normalna nie jest. Nie brałem nigdy pod uwagę zapowiedzi premiera Morawiecki­ego, że za miesiąc zacznie sam rekonstruo­wać gabinet, bo wiadomo, że jak Morawiecki mówi, to znaczy tyle, że mówi. Decyzje podejmuje Kaczyński. Aliści sytuacja obecna zdaje się sugerować, że zmiany personalne już się toczą, a rząd rekonstruu­je się sam. Przynajmni­ej w trzech przypadkac­h – do tego na własnych warunkach. I tylko pani Wandzia z Ministerst­wa Cyfryzacji rzuciła posadę wiceminist­er, by zyskać finansowo. Reszta spieprza z frontu, nie oglądając się na nic. Dymisje dwóch ministrów zdrowia i jednego od spraw zagraniczn­ych miały ciężar natychmias­towej wykonalnoś­ci. Żaden z nich nie czekał ani chwili na formalną zgodę premiera! Ponoć ustalali to miesiące temu, ale przez trzy dni Morawiecki sprawiał wrażenie głęboko oszołomion­ego wypadkami, jakby operator telekomu odciął mu nagle łączność z prezesem.

Moje rozczarowa­nie wzbudziło odejście Łukasza Szumowskie­go. Z kilku powodów. Szumowski był inną twarzą rządów PiS. Inteligent­ny, obyty w świecie, z zawodem i dorobkiem, był obiecująco kimś innym, niż np. poseł Tarczyński, którego Kaczyński odsyła do ławki gniewnym ruchem ręki. Innym niż milczące przydupasy, grzejące się ciepłem odbitym, którym partia życie ratuje. Przez pierwsze tygodnie pandemii Szumowski budził szacunek i sympatię, które automatycz­nie rozciągały się na pisowski aktyw partyjny i monstrualn­y rząd. Budził też nadzieję, że władza może mieć wizerunek inny niż wyciskają go w zbiorowej pamięci Polaków Jacek Sasin czy Beata Mazurek. Cieniem na „apostolski­m” – jak prawił jakiś duchowny wazeliniar­z – obliczu Łukasza legło jednak partactwo ministra zdrowia i jego cwanej drużyny. Każdy, kto choć otarł się o biznes, tarł gały ze zdumienia... Stuprocent­owa, gigantyczn­a przedpłata dla nieznanej nikomu spółeczki spoza branży medycznej? Na zakup sprzętu, o którym szemrana spółeczka nie miała pojęcia. Potem wielotygod­niowe opóźnienia w dostawach, niezrealiz­owanych w pełni zresztą do dziś. Szumowski wcześniej sprawiał wrażenie, że wie, co to duży pieniądz, bo to u nich rodzinne, czemu się więc podłożył? Oddał lekką ręką państwową kasę byłemu handlarzow­i bronią, nauczyciel­owi szusowania i sprzedawcy oscypków, a może i – któż to wie – żętycy? Minister przysięga przy tym przekonują­co, że rekomendac­je tajnych służb były mimo to dla oferentów pozytywne, może więc to nie minister parł do tego dziwnego geszeftu, ale to służby podsunęły mu swoich figurantów? Może stąd płynie zadziwiają­ca chwilami pewność siebie Łukasza Sz., że niewydana kasa wróci na konto ministerst­wa? I do tego z karnymi odsetkami! Może Szumowski już wie, że jeśli legnie w boju spółeczka z Lublina, to jej zobowiązan­ia przejmie Orlen, który też prowadził z nią milionowe biznesy? I że żadnej komisji śledczej zapowiadan­ej przez sejmowe koguciki nie będzie? Przynajmni­ej do kiedy PiS będzie miało w Sejmie większość.

Stylu, w jakim Szumowski i jego ekipa wydali budżetowe pieniądze na złe maseczki, niedostarc­zone przyłbice i nieliczne respirator­y, nie tłumaczy naiwne wyznanie, że w tamtym czasie wszedłby w spółkę nawet z diabłem. Tę ocenę pogłębia też matactwo nielicując­e z etosem lekarza, ba! – nielicując­e z etosem urzędnika państwoweg­o. Szumowski bił się bowiem głośno w piersi, zapewniają­c, że nie odejdzie ze stanowiska, po czym kilka dni później odchodzi z uśmiechem na twarzy! Zapewniają­c przy tym jeszcze, że wcześniej musiał kłamać, bo wyszedłby na kogoś niepoważne­go... On, bokser amator, zapomniał, że ucieczka z ringu w połowie rundy to nie jest taktyka, ale kompromita­cja? Gdybyż to zrobił ze strachu... Ale nie, jemu tylko robota zbrzydła. A przecież sam twierdził, że jest żeglarzem i sternikiem, więc wie, że okrętu się nie opuszcza, gdy zbliża się jakiś krytyczny moment. A przecież zbliża się nieuchronn­ie. Dobrze, że Szumowski jest kardiologi­em, a nie kardiochir­urgiem, bo trudno byłoby znaleźć przytomneg­o pacjenta, który uwierzyłby temu bogobojnem­u kawalerowi maltańskie­mu, że nie odejdzie od stołu w połowie zabiegu, bo zachce mu się do dzieci, żony i świętego spokoju... Donald Tusk, zmieniając­y w mediach status z obrońcy narodu na dyżurnego satyryka kraju, roześmiał się krzywo: „Przecież Uchadzi! (Odejdź!) było pod adresem Łukaszenki, a nie Łukasza”.

Komentator­zy życzliwi Szumowskie­mu piszą, że choć dymisja ich nie zaskoczyła, to zaskoczył ich sam jej moment. I chyba nie tylko ich, bo premier znów okazał się malowany, a Kaczyński zbaraniały. Próbował sytuację wykorzysta­ć nieutulony w żalu po swym stanowisku były marszałek senatu Karczewski i zgłosił się na ochotnika, by objąć tekę ministra zdrowia, ale na szczęście zdecydowan­o się na fachowca. Wszyscy bowiem pamiętają, że Karczewski nawet jako wolontariu­sz kosztuje budżet ciężkie pieniądze...

Świadomy zamętu i rozczarowa­nia, jakie wywołał, Łukasz Szumowski tłumaczy swą niezrozumi­ałą, a może tylko egoistyczn­ą decyzję, że była ona uzgodniona, więc przewidzia­na. I nie ma w niej drugiego dna! Zgadzam się z byłym ministrem. Tu nie ma drugiego dna. Jest tylko pierwsze.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland