Ziobro da pieniądze gminom wolnym od LGBT?
Blogi i blagi.pl
Minister Zbigniew Ziobro przekazał pieniądze dla gmin ze „strefami wolnymi od LGBT”, które właśnie przez te strefy straciły dofinansowanie z Unii Europejskiej. Pieniądze pochodziły z Funduszu Sprawiedliwości – podało Radio TOK FM.
– Pomijając jawne wspieranie homofobii, nie wiedziałam, że Fundusz Sprawiedliwości, z którego mają pochodzić te pieniądze, jest prywatną skarboną ministra – pisze Karolina Opolska (twitter.com/Opolska).
– PiS tak przez ostatnie 5 lat zreformował wymiar sprawiedliwości, że we wrześniu na wolność wychodzi morderca, za którego czyn 18 lat siedział Tomasz Komenda. A Ziobro jeździ i rozdaje czeki gminom prześladującym osoby LGBT – pisze Bezczelny Lewak (twitter.com/Lewactwo).
– Im więcej pieniędzy wyda Ziobro niezgodnie z prawem, tym dłużej będzie siedział w więzieniu – rozmarza się Krzysztof Mądel (twitter.com/Madel_Krzysztof). – Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym to nie zasiłek dla chorych z nienawiści radnych, stygmatyzujących uchwałami niewinnych ludzi, żadna krzywda im się nie dzieje, gdy UE im mówi, że łamią prawo.
– Burmistrzowie Tuchowa i Wielunia powinni się wstydzić. Wykorzystują okazję, nie wstydząc się, że się sami kompromitują, a przy okazji całą społeczność miasteczek. Ciekawe, jak w tych 2 miasteczkach wygląda pomoc dla osób pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości czy przemoc w rodzinie. Tyle mówią o świętej rodzinie, więc przydałoby się sprawdzić, jak te„ święte” rodziny funkcjonują u nich. A jaksą tacy tolerancyjni wobec osób niehetero normatywnych, to poco uchwały o strefach wolnych o dL GB T? Hipokryzja do kwadratu. Może się okazać, że takich burmistrzów cyników znajdzie się więcej w kraju i fundusz solidarności zostanie rozkradziony całkowicie – pisze Ziellud (Gazeta.pl).
– Pierwsza transza pieniędzy od Ziobry za uchwały homofobiczne. Czy kolejną dostaną samorządy, które nie przyjmą programów przeciwdziałania przemocy w rodzinie? – zastanawia się Katarzyna Lubnauer (twitter.com/ KLubnauer). – Fundusz Sprawiedliwości, zamiast na ofiary przestępstwa, idzie na wspieranie przemocy.
– Chyba Ziobro już myśli o tworzeniu odrębnej, młodej partii i ścigania się z Konfederacją. Stara się w sprawie LGBT zrobić jak najwięcej kłopotów PiS – prognozuje Paweł Wroński (twitter.com/PawelWronskigw).
– Ja jako obywatel nie życzę sobie, żeby rozdawać kasę według własnego widzimisię. Mieszkam w bardzo bogatej gminie, ale jest dlatego bogata, bo nie zajmuje się pierdołami typu ustawy anty-LGBT, tylko wspiera biznes, a jak jest praca, to przyciąga mieszkańców. Mam mnóstwo sąsiadów, którzy przyjechali z Podlasia czy Podkarpacia z powodów czysto ideologicznych. Tu, na zachodzie Polski, zakładają rodziny, pracują, kształcą się i nie myślą o pierdołach, które są najważniejsze we wschodniej Polsce. To, co robi Ziobro, dalej będzie dzielić Polskę na A, B iC – pisze Otec1 (TOK FM.pl).
– Dzięki „dobrej zmianie” i cudownym rządom dostałem wczoraj kolejną w tym roku podwyżkę opłat za mieszkanie o jakieś 18 proc., a na jesieni PiS wprowadzi kolejny podatek od energii. Tak szastacie kasą i wprowadzaniem kolejnych opłat i podatków, że moje wynagrodzenie wkrótce będzie g... warte. Wtedy, wzorem waszego elektoratu, oleję robotę, będę dorabiał na czarno i doił zasiłki, ile wlezie – zapowiada King1932 (TOK FM.pl).
– Jak za łamanie praworządności cała Polska straci unijne fundusze, to Ziobro tego nie wyrówna. Takie tanie sztuczki to może sobie robić, gdy dotyczy to kilkuset tysięcy złotych – pisze Vivimus (Gazeta.pl).
– Zastanawiające, że mieszkańcy tych wolnych pisich rajów nie siedzą i nie zarabiają u siebie, tylko peregrynują do dużych miast i swoimi dieslowskimi wrakami zatruwają i zagracają np. Wrocław – zauważa Pudel (Gazeta.pl).
– Rząd się pospieszył z nowelizacją budżetu. Jak przyjdzie dosypać pieniędzy w nagrodę każdej homofobicznej gminie via fundusz p. Zbyszka, to deficyt się nie zamknie w 109 mld – szacuje Traszka (Gazeta.pl).
Koalicja Obywatelska wycofała się z poparcia dla projektu podwyższenia płac dla polityków, dlatego że część senatorów chciała odejść z klubu, co oznaczałoby utratę większości w Senacie – wynika z rozmów Onetu z parlamentarzystami KO. Według naszych ustaleń poufne negocjacje KO z PiS w sprawie podwyżek trwały od kilku tygodni i zaangażowany był w nie osobiście szef Platformy Borys Budka.
Projekt znaczącego podwyższenia płac dla polityków pojawił się w Sejmie nagle, pod koniec minionego tygodnia. Został ekspresowo uchwalony w piątek głosami posłów wszystkich klubów. Jednocześnie jednak w Koalicji Obywatelskiej, na Lewicy i w PSL-Kukiz’15 część posłów zagłosowała przeciw albo wstrzymała się od głosu. Przeciw głosowało również koło Konfederacji.
Po tym głosowaniu politycy opozycji, zwłaszcza KO, znaleźli się pod ostrzałem swych wyborców. Elektoratowi Koalicji Obywatelskiej nie podobał się ani moment podwyżek (akurat gdy gospodarka zalicza rekordowy spadek PKB, a bezrobocie rośnie), ani ich skala (niektórzy z polityków, w tym prezydent i premier, mieli zarabiać dwa razy więcej, po ponad 20 tys. zł).
W dodatku część senatorów zagroziła buntem, zapowiadając głosowanie w Senacie przeciw projektowi, a nawet opuszczenie Koalicji Obywatelskiej. Dlatego w poniedziałek szef PO Borys Budka dokonał wolty i opowiedział się za odrzuceniem ustawy. W efekcie kontrolowany przez opozycję Senat zagłosował przeciw.
Zjednoczona Prawica mogłaby ów sprzeciw Senatu odrzucić w Sejmie i wprowadzić podwyżki bez poparcia opozycji, ale szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiedział już, że projekt wyląduje w koszu.
Nasze rozmowy prowadzone w kilku sejmowych klubach pozwalają odtworzyć sekretne prace nad podwyżkowym projektem. Głównym motorem wprowadzenia podwyżek był poseł Ryszard Terlecki. Według naszych informacji szef klubu PiS negocjował w tej sprawie z prominentnymi przedstawicielami opozycji. W imieniu KO w poufnych negocjacjach występował Borys Budka, z Lewicy – Włodzimierz Czarzasty, zaś z PSL – wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski.
To w tym gronie zapadła decyzja o poparciu podwyżek, do której dziś nikt się nie chce przyznać. — W każdym klubie słychać narzekania na to, że zarobki posłów i senatorów są za niskie. Ale w PiS presja jest najwyższa, bo parlamentarzyści widzą, ile zarabiają ich koledzy czy znajomi w spółkach Skarbu Państwa — opowiada nasz rozmówca z opozycji, który zna kulisy tych rozmów.
Wiosną 2018 r. polityk PO Krzysztof Brejza ujawnił, że ministrowie z PiS wypłacają sobie po kilkadziesiąt tysięcy złotych premii, co zachwiało notowaniami partii. Szef PiS Jarosław Kaczyński nakazał wówczas ściąć pensje wszystkim parlamentarzystom oraz samorządowcom, co opozycja uznała za zemstę.
– Nam chodziło tylko o to, żeby przywrócić to, co zabrał Kaczyński. Przecież po tych cięciach zarabiamy naprawdę niewiele, jakieś 8 tys. zł brutto – mówi Onetowi polityk opozycji wtajemniczony w negocjacje.
Prezydent miał wiedzieć
Partyjni liderzy doskonale wiedzieli, że układ z Terleckim jest umową z Jarosławem Kaczyńskim i z rządem. Według naszych informacji projekt ustawy o podwyżkach został napisany w Kancelarii Premiera pod okiem ministra Łukasza Schreibera. Gdy go o to zapytaliśmy, nie odpowiedział wprost. Zarzucił za to opozycji, że do projektu chciała wpisać jeszcze większe podwyżki oraz m. in. trzynastki dla posłów.
– Terlecki gwarantował, że projekt jest uzgodniony z prezydentem, który na pewno go podpisze – mówi nasz rozmówca wtajemniczony w negocjacje.
Tyle że to, co uzgadniali liderzy opozycji z władzą, było ukrywane także przed posłami ich formacji. – Nie mieliśmy pojęcia o tym projekcie – mówi jeden z szeregowych posłów KO. – Dowiedzieliśmy się w czwartek wieczorem podczas posiedzenia klubu parlamentarnego. Budka powiedział, że jest taki projekt i że decyzja polityczna po uzgodnieniu z innymi klubami jest taka, że poprzemy podwyżki, ale nie będziemy uczestniczyć w sejmowej dyskusji na ten temat.
– To nie wywołało w klubie kontrowersji? – dopytujemy.
– Było kilka głosów sprzeciwu. Dariusz Rosati mówił, że moment na podwyżki nie jest najlepszy. Pojawiały się też głosy, że powinniśmy się wstrzymać od głosu albo nie brać udziału w głosowaniu. Budka powiedział, że uzgodnienia są takie, że wszystkie kluby są za i nie możemy teraz chować głowy w piasek. Nie mówił, kto z kim to uzgodnił, a nikt nie dopytywał.
Instrukcja na komunikatorze
W piątek rzecznik PO Jan Grabiec wysłał posłom przez jeden z komunikatorów jasną wykładnię. Widzieliśmy ten wpis. Grabiec przekonuje w nim, że kluczowe w projekcie jest to, że podwyżki dostaną samorządowcy – taka była argumentacja Koalicji Obywatelskiej w sprawie głosowania za ustawą.
Rzeczywiście, projekt dotyczył samorządowców. Ale najbardziej efektowne podwyżki dostali premier, prezydent, pierwsza dama, marszałkowie sejmu i senatu, ministrowie, wiceministrowie oraz parlamentarzyści. Mieli dostać od 12,5 tys. zł (posłowie i senatorowie) do 26 tys. zł (prezydent). Dla posłów to oznaczało podwyżkę o ponad 50 proc.
Przed głosowaniem posłowie KO dostali tzw. ściągawki, czyli informację, jak mają głosować w poszczególnych punktach. Przy ustawie podwyżkowej było jasno napisane: „za”. – Patrzyliśmy tylko, czy Lewica i PSL też głosują w większości „za”. Chodziło o sprawdzenie, czy lojalnie przestrzegają umowy. Nie chcieliśmy zostać na lodzie – mówi Onetowi jeden z posłów KO.
Mimo to część posłów KO wyłamała się – 9 osób było przeciw, a 12 wstrzymało się od głosu. Inni wyjęli z maszyn karty do głosowania, przez co w wykazie figurują jako nieobecni. W klubie Lewicy przeciw głosowali przedstawiciele partii Razem, zaś w PSL – politycy związani z Pawłem Kukizem.
KO za podwyżkami, a nawet przeciw
Po głosowaniu wybuchła burza. – Dostałem kilkadziesiąt maili z wyzwiskami i pretensjami. Część to anonimy, internetowe trolle. Ale część to konkretni ludzie, nasi wyborcy. Strasznie ich zdenerwowaliśmy – mówi jeden z posłów KO. – Ja sam popełniłem błąd. Zakładałem, że skoro Budka mówi, że sprawa jest uzgodniona i należy zagłosować „za”, to sprawa jest czysta. Okazało się, że nie.
Poza wściekłością wyborców, wyrażaną nie tylko w mailach, ale także w mediach społecznościowych, Koalicja Obywatelska musiała się przez weekend zmierzyć z realnym kryzysem wewnętrznym. Jedni politycy KO – jak Barbara Nowacka – bronili tej decyzji. Inni, jak Izabela Leszczyna, przepraszali. Partyjną legitymacją rzucił Tomasz Cimoszewicz, syn byłego premiera, poseł PO poprzedniej kadencji.
– To potęgowało wrażenie chaosu. W dodatku przez te publicznie prezentowane podziały cała krytyka skupiła się na nas. PSL i Lewica się schowały – narzeka inny poseł, który także dostał wiele maili z pretensjami. Kluczowa była publiczna krytyka ze strony Donalda Tuska i nieformalne naciski prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego, który apelował o wycofanie się z podwyżek.
W dodatku część senatorów zapowiedziała, że ustawy nie poprze, choćby Bogdan Klich czy Bogdan Zdrojewski. Takie sugestie płynęły także ze strony senatora Krzysztofa Brejzy, który 2,5 roku temu ujawnił premie dla ministrów PiS. A niektórzy, choćby senator Jacek Bury, dodatkowo straszyli, że opuszczą Koalicję Obywatelską.
Ponieważ opozycja – KO, Lewica i PSL – ma w Senacie kruchą większość dwóch mandatów, władze Koalicji z Borysem Budką na czele uznały, że rośnie ryzyko rozpadu senackiej większości.
Otoczenie Budki obawiało się także, że jeśli Senat przegłosuje ustawę, to jego wewnętrzny przeciwnik Grzegorz Schetyna wykorzysta to jako okazję do ataku. Schetyna już w poniedziałek rano przed obradami Senatu ostro skrytykował w TVN24 zachowanie władz KO w sprawie podwyżek pensji. Sam jednak nie głosował przeciw ustawie w piątek – asekuracyjnie on i jego ludzie wstrzymali się od głosu.
Dziennikarze Onetu usłyszeli w otoczeniu Rafała Trzaskowskiego, że Senat utrąci podwyżki. Tak się też stało. – Proponowaliśmy KO, żeby zwołać posiedzenie Senatu w piątek, zaraz po decyzji Sejmu, i ekspresowo przegłosować ustawę – mówi wpływowy polityk PSL. – Byłoby ze dwa dni awantury, a potem spokój. Ale oni nie chcieli, a w weekend po prostu wystraszyli się i stchórzyli. W tej kadencji nie uda się już podnieść pensji. Będą nadal chodzić po Sejmie i narzekać, że mało zarabiają.
Cała sytuacja ewidentnie osłabiła Borysa Budkę. Dlatego – jak twierdzą nasi rozmówcy w KO – niedługo będzie się musiał podzielić władzą.