Chwilowy pilot nielot
Rozmowa z ANDRZEJEM WNĘKIEM, turystycznym pilotem wycieczek zagranicznych
– To nie jest do końca policzalne. Samych biur podróży jest ponad 4,5 tys., ale niektóre w ostatnim czasie już upadły, blisko 200 zawiesiło działalność, a kluczowe trudne miesiące dopiero nadchodzą. Dochodzą agencje turystyczne sprzedające usługi oferowane przez operatorów, mając szansę na uzyskanie tylko prowizji. Niektórzy szacują, że takich agencji jest w Polsce już nawet 6 tys. Do tego grupa 20 tys. osób obsługi turystycznej, czyli piloci wycieczek krajowych i zagranicznych, przewodnicy lokalni, muzealni, górscy, animatorzy, rezydenci biur podróży. Są też firmy oferujące usługi ściśle powiązane z turystyką – firmy autokarowe, sklepy z pamiątkami itp. – To kilkaset tysięcy pracowników? – Zdecydowanie więcej. Szeroko rozumiana branża turystyczna skupia w naszym kraju 1,5 mln osób. Może nie wszyscy zdają sobie sprawę, ale turystyka generuje 6 proc. PKB – to był najprężniej rozwijający się segment gospodarki.
– Ale zdaniem wielu branża turystyczna ma się dobrze. Po co jej pomagać, kiedy nad Bałtykiem czy w Tatrach są tłumy.
– Obecnie każdy z nas potrzebuje oddechu, odpoczynku, psychicznego resetu. Mocno zauważalny jest ruch wypoczynkowy, mniej poznawczy. Turystyka miejska kuleje, biznesowej praktycznie nie ma. Nie można stwierdzić, że turystyka w Polsce ma się dobrze, bo plaża we Władysławowie jest wypełniona po brzegi, na Rysy ustawiają się kolejki, a na molo w Sopocie trudno się poruszać. Są miejsca kompletnie opustoszałe, które stały się turystyczną pustynią. – Nie pomogły ustawy covidowe? – Niestety, nie dały szansy na znaczną pomoc. Te ustawy są kroplówką bez leku, napełniły turystyczny krwiobieg tylko na krótką chwilę. Rząd nie wypracował właściwych rozwiązań pomocowych. – Ale jest bon turystyczny. – Nazywam go talonem na watę cukrową. Bon miał być przeznaczony na szeroko rozumiane usługi turystyczne, napędzić gospodarkę w tym sektorze, ale pierwotna idea została pogrzebana. – Dlaczego? – To bon wykluczający, bo przeznaczony tylko dla tych, którzy mają dzieci, i to w odpowiednim wieku. Jest realizowany w małej liczbie usługodawców i wyłącznie na polskim rynku; dystrybucja kończy się właściwie na turystyce wypoczynkowej. Turystyczni operatorzy nie korzystają z tego rozwiązania, bo na rynku polskim mało kto kupuje zorganizowaną imprezę. Przewodnicy i piloci wycieczek też są wyłączeni, bo nawet jakby ktoś zamierzał skorzystać z naszych usług i chciał, byśmy oprowadzili go po uroczych zakątkach Poznania, Warszawy czy Kazimierza nad Wisłą, to nie jest to możliwe. Określono bowiem, że usługa turystyczna musi trwać minimum 24 godziny, zawierać nocleg i jeszcze jeden z elementów – przykładowo transport. Finalnie bon dotrze może do 10 proc. oferentów turystycznych na rynku. Polska turystyka wewnętrzna generuje około 30 mld zł PKB, a bon ma wnieść i to przez 2 lata – 3,5 mld. To rozwiązanie nie pomaga polskiej turystyce, bo to bon socjalny ułatwiający w pewnym stopniu
rodzinom z dziećmi obniżenie kosztów wyjazdów. Nawet jeśli zapłaci się bonem, to część jego wartości w postaci podatków czy akcyz i tak wróci do budżetu państwa. Bon miał niby napędzić turystykę, ale jest zupełnie inaczej, ponieważ wiele osób z tego rozwiązania nie skorzysta, jest sztucznym i absurdalnym tworem, jaki został wpuszczony na rynek.
– Wielu firmom turystycznym grozi upadek.
– Próbujemy to rządowi właśnie uświadomić, że to są prawdziwe ludzkie dramaty. Ludzie tracą majątki, zastawiają je, po to by utrzymać zatrudnienie w swoich firmach. Jest bardzo silna determinacja, by przetrwać. Światowa Organizacja Turystyki apeluje do polityków na całym świecie o restart turystyki, bo straty sięgają już 340 mld dol. Nie budujmy obrazu ruchu turystycznego na podstawie kilkunastu ośrodków turystycznych, w których rzeczywiście pojawiają się tłumy ludzi. Kryzys znacząco dotknął branżę i znacząco ją wyniszcza.
– Choćby polskie firmy transportowe działające na rynku turystycznym.
– To świetny przykład. Polscy przewoźnicy mający najnowocześniejszą flotę w całej Europie podbili w znacznym stopniu rynki zagraniczne. Proszę sobie wyobrazić, że 80 proc. ruchu turystycznego związanego z przyjazdem do Europy gości z Azji, zwłaszcza z Chin, obsługiwała właśnie polska branża. Firmom z Hiszpanii bardziej opłacało się ściągnąć autokary z Polski, by obwoziły Azjatów między Madrytem, Barceloną i Alicante, niż korzystać z miejscowych środków transportu. Ruch zamarł i w tej chwili 95 proc. polskiej floty autokarowej stoi, przewoźnicy są bez pracy i bez pieniędzy. To przykład, jak znacząco zawaliła się szeroko rozumiana gospodarka turystyczna. Potrzebujemy rządowej pomocy w rozkręceniu koniunktury, a nie tylko zasiłków. Wystarczyłoby proponowane przez nasz ruch proste rozwiązanie, by na rok zmniejszyć VAT na usługi turystyczne z 23 do 8 proc. Dałoby to lepsze efekty dla firm turystycznych i paradoksalnie większe wpływy do budżetu państwa. Szkoda, że tego pomysłu rząd nie chce przyjąć i jest absolutnie głuchy na nasze propozycje.
– Dlatego powołaliście obywatelskie ministerstwo turystyki?
– Chcemy wesprzeć rząd jako rynkowi eksperci praktycy, by pokazywać absurdalne zakazy, walczyć z błędnymi decyzjami czy takimi pomysłami jak właśnie wprowadzenie bonu turystycznego. Naszą wizją jest przekształcenie ruchu ratowania turystyki w ruch jej rozwoju.
– Turystyka w obecnym trudnym okresie to topielec w wodzie, a ratownik daleko na brzegu?
– Dobra paralela: na brzegu stoi wyrachowany ratownik, w ręku dzierży betonowe koło ratunkowe, które zamiast pomóc, jeszcze bardziej topielca pogrąży.