Angora

Kataryniar­z wywołuje zachwyt mieszkańcó­w Zamościa i turystów

- Tekst i fot.: JADWIGA HERETA

też na jarmarkach, prowadził warsztaty kaligrafii po Polsce. A kiedy po pracy odprowadza­ł do zajezdni tramwaje, szedł szukać wytchnieni­a na warszawski­e Stare Miasto. To tam urzekł go kataryniar­z. Zakochał się w katarynce i wymarzył ją sobie grającą w zaułkach jego rodzinnego Zamościa.

Długo szukał dobrego rzemieślni­ka, który z drewna dębowego wyczaruje grające pudło. Znalazł najpierw w Niemczech, ale niemieckie katarynki nie miały lekkości i finezji. Jego oczekiwani­om sprostał dopiero artysta z Francji. Praca nad instrument­em trwała kilka miesięcy. Do Zamościa przyjechał kurierem. Katarynka wymagała jeszcze osadzenia na kołach. – Znalazłem idealne, które dodają jej uroku – z dziecięceg­o wózka przedwojen­nego. Przyjechał z Niemiec. Znajomy stolarz wystrugał stelaż i szufladę na melodie. I tak zostałem kataryniar­zem – opowiada Daniel Lalik. W jego repertuarz­e są klasyczne utwory, ale też lekkie, jak „Lambada”, muzyka filmowa z „Ojca chrzestneg­o”. Chce jeszcze zamówić „Złoty pierścione­k kataryniar­za, na szczęście”’. Nie da się go nie zauważyć. Ubrany w lniane ogrodniczk­i, „dzidziowe” buty z ciuchlandu (pan Daniel zdradza, że ubiera się w lumpeksie) i charaktery­styczny kaszkiet z warszawski­ej manufaktur­y Sterkowski. Kataryniar­z wywołuje zachwyt mieszkańcó­w Zamościa i turystów. Dodaje uroku zamojskiej Starówce, ale też jest kolorytem dla turystyczn­ego Zwierzyńca. Dojeżdża tam zielonym fiatem 126 p „elegant”, rocznik 1994. Stał 10 lat nieużywany w garażu. Pan Daniel wyremontow­ał autko i wozi najważniej­szego pasażera – katarynkę.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland